Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka
Forum jest moderowane o różnych porach
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

WYSZPERANE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Pią 9:13, 10 Gru 2010    Temat postu:

Oświadczenie

Osiem miesięcy po smoleńskiej katastrofie Polacy znowu spotykają się na
Mszach i marszach upamiętniających ofiary tamtej tragedii. Jeżeli
cokolwiek dzisiaj jednoczy miliony naszych rodaków, to chęć dowiedzenia
się dlaczego zginął polski prezydent i znaczna część elity naszego
narodu. Głód poznania prawdy jest silniejszy niż polityczne podziały i
coraz bardziej nie licząca się z rzeczywistością propaganda rządowych
mediów. Wielu z nas poświęca godziny, dni, a nawet tygodnie na szukanie
skrawków informacji, które mogą pomóc w wyjaśnieniu największej
katastrofy jaka wydarzyła się w Polsce po drugiej wojnie światowej.
Trzeba docenić trud garstki dziennikarzy szukających prawdy i nie
poddających się oficjalnemu dyktatowi, gotowych narażać swoje kariery a
czasem nawet osobiste bezpieczeństwo, spotykających się z szykanami
nawet ze strony swojego własnego środowiska. Jeżeli kiedyś historia
zapamięta ludzi dzielnych i prawych z tego ponurego okresu to ich przede
wszystkim.
Sprawa tragedii w Smoleńsku przekroczyła granice kraju, zaczyna także
interesować ludzi dobrej woli w Europie, USA i na innych kontynentach.
Zróbmy wszystko, żeby ta ofiara stała się wyrzutem sumienia wolnego
świata.
10 kwietnia wyznaczył granicę między Polską suwerenną a godzącą się na
dyktat obcych mocarstw. Taki dyktat widać w sprawie toczącego się
oficjalnie śledztwa. Każde kłamstwo Moskwy jest przyjmowane przez
polskie władze jak dogmat. Strach i serwilizm zastąpiły troskę o los
własnego narodu. Te trudne chwile to jednak dla nas wszystkich szansa.
Możemy w jasnym świetle stanąć po stronie ludzi wolnych, po stronie
tych, którzy mają odwagę zachować swoją godność. To właśnie tutaj jest
prawdziwa elita naszego narodu i niedługo ona będzie decydować o jego
losach.
Tomasz Sakiewicz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Pią 17:17, 10 Gru 2010    Temat postu:

z Gazety Wrocławskiej:
"Na prywatyzacji KGHM ktoś już zarobił miliard

Prawie rok temu Ministerstwo Skarbu Państwa chwaliło się dwoma miliardami złotych, jakie zarobiło, sprzedając 10 proc. swoich udziałów w KGHM Polska Miedź SA. Za każdą z 20 milionów akcji spółki nieujawnieni inwestorzy zapłacili wówczas 103 zł. Dziś jak na dłoni widać, że to oni, a nie minister Aleksander Grad, zrobili świetny interes.

W ciągu 11 miesięcy, jakie minęły od transakcji, cena akcji KGHM wzrosła ze 103 do 159 zł za sztukę. Gdyby więc nowi właściciele zechcieli teraz pozbyć się udziałów, zarobią na czysto ponad 1,1 mld zł. 10-procentowy pakiet udziałów, który państwo sprzedało za 2,06 mld zł, jest wart obecnie aż 3,18 mld zł.

Na tym nie koniec. W wyniku ubiegłorocznej transakcji do budżetu państwa nie wpłynęło 60 mln zł dywidendy z KGHM za rok 2009 (równowartość np. dwuletniego kontraktu NFZ dla szpitala w Głogowie).

Inwestorzy, którym państwo sprzedało swoje udziały, spiją też część śmietanki z tegorocznego zysku - najwyższego w historii Polskiej Miedzi. A będzie to śmietanka nadzwyczaj tłusta. Jeśli najnowsze prognozy zarządu KGHM się potwierdzą, w puli, jaką akcjonariusze będą dzielić podczas walnego zgromadzenia w maju lub czerwcu, będzie niemal 4,5 mld zł. 10 procent tej sumy to 450 mln zł. Tyle może trafić do kieszeni inwestorów, którzy odkupili udziały Skarbu Państwa, gdyby powtórzyła się sytuacja z 2007 roku, kiedy walne zgromadzenie akcjonariuszy zażądało wypłacenia całego zysku w formie dywidendy.

- Również z moich rachunków wynika, że to była skandaliczna transakcja - potwierdza poseł Ryszard Zbrzyzny (SLD), przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego. - Oto finansowy wymiar głupoty Skarbu Państwa, reprezentującego strategię wyprzedaży wszystkiego, co się da. A przecież gdyby w sierpniu 2009 roku nie było związkowego protestu, rząd sprzedałby pewnie nie 10, ale 40 procent udziałów.

Z tą opinią nie zgadza się Paweł Puchalski, analityk giełdowy z Domu Maklerskiego BZ WBK. Uważa, że z perspektywy makroekonomicznej transakcja była bardzo korzystna. - Gdyby dzisiaj Skarb Państwa chciał sprzedać taki pakiet, to kurs nie poszedłby tak wysoko. Z powodu nawisu podatkowego nikt nie zapłaciłby po 159 złotych za akcję KGHM - twierdzi Paweł Puchalski.

Sprzedając rok temu udziały w KGHM, rząd Platformy Obywatelskiej złamał wyborczą obietnicę złożoną osobiście przez Donalda Tuska, że nie będzie prywatyzować Polskiej Miedzi. Odtąd w KGHM trwa mobilizacja. Sekcja Krajowa Górnictwa Rud Miedzi NSZZ "Solidarność" dopina żmudne procedury sporu zbiorowego po to, aby w momencie, kiedy rząd ogłosi zamiar sprzedaży kolejnego pakietu akcji lubińskiej spółki, wszcząć strajk. Protest będzie bezzwłoczny i zdecydowany, bo - zdaniem Józefa Czyczerskiego, szefa Solidarności - gra idzie o wielką stawkę: byt KGHM i regionu."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lechim dnia Pią 17:22, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wolf
supergość



Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Pon 14:46, 13 Gru 2010    Temat postu:

Wojciech Jaruzelski powiedział, że "jak mnie zatrzymacie to pospadają aureole"

Ciekawe???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Pon 16:50, 13 Gru 2010    Temat postu:

Posłuchałem sobie Pietrzaka,od lat celnie:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Czw 8:30, 16 Gru 2010    Temat postu:

Firmowa wigilia to przychód dla pracownika

W okresie przedświątecznym wielu pracodawców decyduje się na zorganizowanie swoim pracownikom firmowej wigilii. Taka uroczystość ma być swoistym podziękowaniem dla pracowników za rok ich ciężkiej pracy, a także okazją do zintegrowania się załogi. Jest także okazją dla fiskusa do uzyskania dodatkowych pieniędzy.

Urząd skarbowy stoi na stanowisku, że udział w spotkaniu wigilijnym i związana z tym konsumpcja jest dla pracownika przychodem, który należy opodatkować. Mało tego, podatek należy zapłacić od samego uczestnictwa w takiej imprezie, nawet bez konsumpcji.

- Otrzymane nieodpłatnie od pracodawcy wiktuały są uznawane za przychód przez ustawodawcę i podważyć tego nie sposób (wynika to bowiem z art. 11 ust. 1 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, którego treść w tym zakresie wątpliwości interpretacyjnych nie budzi), tyle że aby uznać, że powyższy przychód pracownika należy opodatkować, trzeba ustalić jego wysokość â�� komentuje Łukasz Tabor, radca prawny w Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz.

Oznacza to, że pracodawca musi określić wartość zjedzonych i wypitych przez danego pracownika specjałów podczas firmowej wigilii. Wielu zastanawia się, czy takie wyliczenie jest w ogóle możliwe i w jaki sposób tego dokonać, aby być sprawiedliwym. W praktyce funkcjonują dwa odmienne poglądy w tej sprawie. Pierwszy wyjaśnia nam nasz ekspert Łukasz Tabor:

- Według pierwszego z nich, przychód u uczestnika imprezy można ustalić jedynie wówczas, gdy jest możliwe przyporządkowanie konkretnych świadczeń poszczególnym uczestnikom imprezy. A że trudno przewidzieć, ilu pracowników na taką imprezę się stawi (z reguły nie są one obowiązkowe) i czy dany pracownik wypije jeden kubek barszczu czy dwa i z iloma grzybkami w środku (podobno już dwa to za dużo), toteż możliwość przypisania konkretnych świadczeń poszczególnym pracownikom nie istnieje, a zatem ewentualnego przychodu określić nie sposób.

Taki stan rzeczy jest korzystny dla pracownika. Jest jednak druga metoda, którą posługuje się fiskus. Mówi ona, że pracodawca może ustalić przychód dla konkretnego pracownika z uczestnictwa w firmowej wigilii. Wystarczy zrobić listę osób, które wzięły w niej udział, a później przez tę liczbę podzielić łączny koszt imprezy. - Co prawda w praktyce trudno sobie wyobrazić pracowników podpisujących listę obecności na spotkaniu integracyjnym, ale dla fiskusa najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych â�� dodaje nasz ekspert.

Stanowisko fiskusa w sprawie wyliczenia przychodu z firmowej wigilii dobrze obrazuje interpretacja Dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie z 7 listopada 2008 r. o sygnaturze IPPB2/415-1159/08-5/AK:
[â�Ś] Natomiast jeżeli chodzi o opodatkowanie spotkania integracyjnego organizowanego w formie imprezy rekreacyjnej, zakupu usług cateringowych, w których udział pracownika ma charakter fakultatywny (nie obowiązkowy, dobrowolny), a koszty w całości ponoszone są przez zakład pracy, w związku z uczestnictwem w spotkaniu pracownicy osiągają konkretną korzyść finansową podlegającą opodatkowaniu. Pracodawca nie organizuje imprezy otwartej, tylko imprezę skierowaną do konkretnej grupy osób (pracowników).

W związku z powyższym jest w stanie ustalić faktyczną liczbę osób biorących udział w spotkaniu, chociażby poprzez stworzenie listy osób, które wyrażą chęć uczestnictwa w spotkaniu, a następnie poprzez fizyczne potwierdzenie obecności. W związku z powyższym pracodawca jest w stanie określić, którzy pracownicy brali udział w imprezie. Bez znaczenia pozostaje fakt, ile dany pracownik skonsumował posiłków, a także czy skorzysta z organizowanych gier, konkursów i czy otrzyma nagrodę dla zwycięzcy, gdyż koszty zakupu tych usług ponoszone są niezależnie od tego, czy pracownik skorzystał z nich w pełnym zakresie czy nie.[...]

Zdaniem fiskusa, nie ważne czy pracownik coś konsumuje czy nie â�� przychód jest i tyle. Co więcej, należy go opodatkować. Pracodawca powinien poza tym pilnować, czy wszyscy skrupulatnie wpisują się na liście obecności na firmowej wigilii. Jeśli któryś z nich się nie podpisze, narazi swojego kolegę, który listę uczciwie podpisał, na zapłatę wyższego podatku. Do niego należy również obowiązek odprowadzenia podatku.

Jak mówi Łukasz Tabor: - Pracodawca ma obowiązek doliczyć wartość świadczenia (ustaloną po podzieleniu kosztów imprezy przez liczbę uczestników) do wynagrodzenia pracownika wypłaconego w danym miesiącu i od łącznej wartości obliczyć, pobrać i odprowadzić zaliczkę na podatek dochodowy według zasad przewidzianych dla opodatkowania przychodów ze stosunku pracy, zgodnie z art. 31, 32 i 38 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.

Ideą większości świątecznych spotkań firmowych jest integracja załogi. Wszyscy mają nadzieję na spotkanie w miłej i serdecznej atmosferze. Pozostaje jednak pytanie, czy â��dziękiâ�� fiskusowi, świadomość zapłaty wyższej kwoty podatku w związku z uczestnictwem w spotkaniu wigilijnym nie wpłynie negatywnie na doznania smakowe uczestników.

Barbara Sielicka
Bankier.pl
[link widoczny dla zalogowanych]

Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Czw 7:56, 23 Gru 2010    Temat postu:

Św. Bazyli Wielki, ojciec monastycyzmu, stwierdził, że Msza święta jest równie wielkim objawieniem jak Pismo Święte. Z tezy tej wyprowadził surowy zakaz przerabiania liturgii. Jeśli liturgia nie jest ludzkim dziełem, jeśli ma umożliwiać wiernym doświadczanie chwały Bożej - to czy nie należało uznać mszy gregoriańskiej za dar niebios, który powinien pozostać niezmienny?
[link widoczny dla zalogowanych]

„- Wystawiliśmy w oknie świąteczną szopkę ale kazano nam ją usunąć. Wygląda na to, że nie możemy wystawiać niczego, co kojarzy się z Bożym Narodzeniem” – mówi Christine Banks, wolontariuszka Czerwonego Krzyża z New Romney w hrabstwie Kent. „- Gdy wysyłamy kartki muszą one zawierać „najlepsze życzenia” (w UK termin „Christmas greetings” kojarzący się jednoznacznie z Bożym Narodzeniem zastąpiono zwrotem „season’s greetings” – red.), nie mogą być kojarzone z Bożym Narodzeniem. Gdy zapytaliśmy o powód powiedziano nam, że nie możemy drażnić muzułmanów. Zostaliśmy pouczeni, że nie możemy mówić nic na temat świąt i na pewno nie wolno nam mieć choinki” – dodaje.
[link widoczny dla zalogowanych]

Każdego dnia pracownicy specjalistycznych firm kurierskich ostrożnie przewożą odpowiednio oznakowane paczki.
Adresatami przesyłek są laboratoria: rządowe, uniwersyteckie, farmaceutyczne i biotechnologiczne. Zawartość niektórych paczek wykorzystuje się do stymulowania rozwoju produktów, takich jak kosmetyki albo dodatki do żywności. Zawartość innych zużywa się bezpośrednio w eksperymentalnym postępowaniu terapeutycznym.
W paczkach przesyłany jest niezbędny dla wielu badaczy i naukowców „materiał biologiczny”. To niezwykle dochodowy eksport z amerykańskich klinik aborcyjnych – części ludzkiego ciała: oczy, uszy, kończyny, serca, wątroby, mózgi uśmierconych dzieci.
[link widoczny dla zalogowanych]

40 lat od grudniowej masakry
[link widoczny dla zalogowanych]

– Mam podstawy, ale takie są w Polsce przepisy, że nie mogę o tym głośno mówić, żeby sądzić, że w trakcie sekcji przeprowadzonej w Smoleńsku nie wszystkie części ciała, które tam były, należały do prezydenta RP – mówił.
– Prezydent nie był generałem i nie nosił generalskich mundurów – dodał. Zaznaczył, że „to jest poza jakakolwiek wątpliwością”.
– O ile rozpoznałem ciało mojego świętej pamięci brata na lotnisku – podałem charakterystyczne cechy i one zostały potwierdzone – tzn. bliznę na ręce po ciężkim złamaniu reki, o tyle kiedy już widziałem ciało przywiezione do Polski w trumnie, tego nie rozpoznałem. Był to człowiek, który nie przypominał mojego brata. Mówiono mi, że to on – powiedział polityk.
[link widoczny dla zalogowanych]

Emerytowana nauczycielka ze Smoleńska, która 10 kwietnia przebywała w pobliżu lotniska: Nigdy w życiu nie widziałam takiej mgły.
Z relacji emerytowanej nauczycielki, mieszkanki Smoleńska, do której dotarł “Nasz Dziennik”, wynika, że 10 kwietnia mgła na lotnisku pojawiła się w sposób gwałtowny, około godziny 8.00 rano czasu polskiego, i równie szybko zniknęła. Bardzo łatwo można ją było zlokalizować, wypełzła z jaru, w którym rozbił się polski samolot z 96 osobami na pokładzie. Wcześniej – jak twierdzi kobieta – była słoneczna pogoda.
[link widoczny dla zalogowanych]

Co zatem się stanie, jeśli ten proletariat, zirytowany ciągłym sztorcowaniem pod żydowskie dyktando, w pewnym momencie powie: nasze sentymenty i nasze poglądy wam się nie podobają i śmierdzą wam, a nasze pieniądze wam nie śmierdzą? W takim razie już na nie nie liczcie – i zacznie odtąd starannie omijać dominikańskie kościoły i klasztory, kazania księży postępaków przerywać okrzykami, albo nawet wygwizdywać, nie dając w dodatku ani grosza na tacę i bojkotować religijne uroczystości jeśli tylko udział w nich zapowie np. Jego Ekscelencja abp Józef Życiński, który przecież też „bez swojej wiedzy i zgody”? Mówiąc krótko – co będzie, jeśli katolicki proletariat zastosuje wobec kościelnej partii postępackiej bojkot ekonomiczny? Jeśli komuś nie można wbić rozumu przez głowę, to trzeba spróbować z innej strony. Warto przypomnieć, że groźba bojkotu ekonomicznego wprawiała w nerwową drżączkę nawet Żydów, więc cóż tu mówić o naszych milusińskich, którzy przywykli do pewnego poziomu komfortu? Ciekawe, czy red. Michnik im wyrówna jakimś subsidium charitativum, czy też spuści z wodą uznając, że Murzyn już zrobił swoje?
[link widoczny dla zalogowanych]

PROGRAM WYBORCZY (1997r).
Polonijnego Stowarzyszenia Patriotów Narodu Polskiego
[ ... ]
18. Obowiazkiem kazego Polaka bedzie posiadanie broni (po uprzednim przeszkoleniu) z chwila ukonczenia 21 lat.
(Posiadanie broni to posiadanie odpowiedzialnosci za swój Naród, swoja wlasnosc i swoja wolnosc osobista, a kazdego Polaka obowiazkiem jest obrona przed obcym agresorem, zniewoleniem i ograbieniem wlasnosci osobistej czy Narodowej. Ponadto posiadanie broni palnej przez kazdego Polaka jest dowodem na to, iz Rzeczypospolita Polska nigdy nie bedzie juz panstwem totalitarnym, czy zniewolonym jakimkolwiek systemem politycznym czy ekonomicznym, a rzad sluzyc bedzie wlasnemu Narodowi i dbac bedzie o jego przyszlosc, sprawiedliwosc,wolnosc i godne imie kazdego Polaka zamieszkujacego Polska Ziemie i obce terytoria.
[link widoczny dla zalogowanych]

Zgodnie z przewidywaniami, tylko jeden pan dr Terlikowski próbował wyłamać się z jednolitego fołksfrontu potępiającego Radio Maryja, ale odniosłem wrażenie, że te nieśmiałe próby tylko rozjątrzały pozostałych uczestników, a zwłaszcza – wspomnianego ojczyka, którego nazwisko niestety uleciało mi z pamięci. Żeby zilustrować spustoszenia w umysłach młodzieży, jakie powodują księża zainfekowani przez tę rozgłośnię, podał przykład kazania, podczas którego ksiądz podał pod rozwagę słuchaczy kwestię, w jaki sposób podczas wyborów zachowałaby się Matka Boska. Moim zdaniem to znakomite pytanie, ale co z tego, kiedy wspomniany ojczyk najwyraźniej musiał być przekonany, iż młodzieży należało postawić całkiem inne pytanie – jak zachowałby się, dajmy na to, red. Adam Michnik. W ten sposób każdy telewidz mógł na własne oczy się przekonać, jak to Radio Maryja „jątrzy”. Charakterystyczne jest jednak, że ani znany z żarliwego obiektywizmu pan red. Lis, ani żaden z uczestników programu nie zdradził najmniejszego zainteresowania przyczynami, dla których Radio Maryja zdobyło sobie taką pozycję nie tylko w polskim Kościele, ale również – w polskim życiu publicznym i dlaczego ma tylu wrogów.
[link widoczny dla zalogowanych]

Systemy emerytalne są stosunkowo młodym wynalazkiem i mają nie wiele więcej jak 100lat. Wcześniej żadnych systemów emerytalnych nie było i ludzie przez tysiące lat radzili sobie całkiem nieźle. Polegało to na tym by w okresie aktywności zawodowej zarobić tyle pieniędzy by starczyło do życia gdy już sił nie starczało do pracy. Ponadto w większości społeczeństw zamiast „systemu emerytalnego” istniała normalna rodzina. Funkcja rodziny polegała miedzy innymi na tym by młodsi jej członkowie opiekowali się nie zdolnymi już do pracy seniorami podświadomie czując że takie jest naturalna kolej rzeczy i że sami doznają tej opieki od swoich dzieci gdy ich czas się dopełni. Oczywiście zdarzały się odstępstwa od tej reguły gdy dzieci wysyłały rodziców na przysłowiowy „wycug” ale świadczyło to tylko o jednostkowych zaburzeniach w prawidłowym modelu rodziny.
[link widoczny dla zalogowanych]

Nie mamy żadnego obowiązku szanowania władzy.To władza ma obowiązek zadbać o nasz szacunek.
Obowiazki obywateli Rzeczpospolitej okresla Konstytucja;
OBOWIĄZKI
Art. 82.
Obowiązkiem obywatela polskiego jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro wspólne.
Art. 83.
Każdy ma obowiązek przestrzegania prawa Rzeczypospolitej Polskiej.
[link widoczny dla zalogowanych]

Do budowy „Republiki Radzieckiej od Petersburga aż po Lizbonę" potrzebna była tych dwóch państw. Para-socjalistyczna Republika Francuska zapewne z otwarciem przyjęłaby czerwonych pseudo-mesjaszów. W końcowym rezultacie I Wojny Światowej upadły autokracje w Rosji i Niemczech, a pod koniec wojny wybuchły tam komunistyczne rewolucje. W Rosji w 1917 roku, a w Niemczech rok później. Car Rosji Mikołaj II został po abdykacji aresztowany, a potem zamordowany podobnie jak niegdyś król Ludwik XVI. Kaiser Wilhelm II zaś, poprzez stworzoną w Niemczech rewolucyjną wrzawę, musiał po abdykacji zbiec do Holandii, gdzie osiadł w miejscowości Doorn.
Dowody na żydowsko-masońskie korzenie komunizmu są widoczne nie tylko w materiałach źródłowych, ale także na symbolach tychże, widocznych na emblematach wielu republik socjalistycznych. Dla przykładu godło wprowadzone przez PKWN zawierało żydowską „sześcioramienną gwiazdę" z „sierpem i młotem", w miejsce typowej dla komunistów „gwiazdy pięcioramiennej".
[link widoczny dla zalogowanych]

“Uczynię wszystko, by obalić zakaz zwykłych żarówek w UE” – powiedział Reul, cytowany w internetowym wydaniu niemieckiej gazety.
Powołuje się on na badania Federalnego Urzędu Środowiska (UBA), który wskazał na ryzyko, związane z używaniem nowych energooszczędnych żarówek, mających wkrótce całkowicie zastąpić te tradycyjne. W przypadku uszkodzenia energooszczędnej żarówki, może wyzwolić się rtęć w ilości dwudziestokrotnie przekraczającej bezpieczny poziom. Dlatego szczególnie dzieci i kobiety w ciąży powinny trzymać się z daleka od energooszczędnych żarówek – pisze “Die Welt”.
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Nie 10:16, 26 Gru 2010    Temat postu:

PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI
NR 255 15 XII 2010 R.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
NOWY JORK, CHICAGO, TORONTO, BERLIN, WARSZAWA.
PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI W INTERNECIE: [link widoczny dla zalogowanych]
Drodzy Czytelnicy i Sympatycy!
W naszym biuletynie zamieszczamy teksty różnych autorów, tak „z pierwszej ręki” jak i przedruki, traktujące o najistotniejszych problemach Polski i Świata. Kluczem doboru publikowanych treści, nie jest zgodność poglądów Autorów publikacji z poglądami redakcji lecz decyduje imperatyw ważnością tematu. Poglądy prezentowane przez Autorów tekstów, nie zawsze podzielamy. Uznając jednak że wszelka wymiana poglądów i wiedzy, jest pożyteczna dla życia publicznego - prezentujemy nawet kontrowersyjne opinie, pozostawiając naszym czytelnikom ich osąd.
Redakcja
Adres kontaktowy Redakcji PRP: PO Box 1602, Cranford NJ 07016 i internetowy: [link widoczny dla zalogowanych]

W numerze: 1) Wiadomości; 2) Po 200 latach – podobne sofizmaty; 3) Homopropaganda nie ma nic wspólnego z edukacją; 4) Suwerenność na dalszym planie; 5) Lalek zginął 21 października 1963; 6) Bez strachu – V; 7) Lękajcie się - II; O żydowskim rodowodzie masonerii; 9) Biologiczny Żyd - III;
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, Redakcja PRP składa wszystkim Czytelnikom, serdeczne życzenia – Radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2011. Redakcja - „PRP”


USA największym sprzedawcą broni. Największym odbiorcą - Izrael
Według raportu Stockholms International Peace Research Institute [SIPRI] Stany Zjednoczone sprzedały 341 samolotów bojowych pomiędzy rokiem 2005-2009. W poprzednich pięciu latach ich liczba osiągnęła 286. Kolejnymi państwami o największej sprzedaży broni, w tym myśliwców, są Rosja, Francja, Chiny i Szwecja. Największymi odbiorcami broni są Izrael, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Indie.
Niezależny szwedzki instytut ostrzega, że rosnąca spirala handlu myśliwcami może spowodować w przyszłości destabilizacje wielu rejonów świata. „Podczas gdy myśliwce są uznane za jedną z najskuteczniejszych broni do obrony granic, te same samoloty dają krajom posiadającym duży potencjał militarny możliwość odbywania małych ataków i rajdów na kraje sąsiednie” - powiedział Siemon Wezeman, zajmujący się w SIPRI transferami broni. Za przykład takiej działalności zaczepnej mogącej powodować destabilizacje podano izraelski atak przeciwko Syrii w 2007 roku.
Najwięcej - ze wszystkich krajów świata - myśliwców kupił Izrael. SIPRI zwraca uwagę na lukratywne kontrakty dotyczące handlu myśliwcami, podając szacunkową cenę jednej sztuki na ok. 40 mln dolarów. Według raportu na przełomie 2005-2009 roku do 50 krajów zostało sprzedanych łącznie 995 myśliwców. Najwięcej (82) kupił ich Izrael, na dalszych miejscach znajduje się Jordania (36), Chiny (45) i Jemen (37). Z kolei dowództwo libańskiej armii poinformowało dzisiaj, że wczorajszego dnia [10-XI-10], sześć izraelskich myśliwców naruszyło przestrzeń powietrzną tego kraju, łamiąc tym samym ONZ-owską rezolucję 1701, która obliguje Tel Aviv do trzymania się z daleka od terytorium Libanu. Do tej pory izraelskie wojsko złamało ją około siedmiu tysięcy razy drogą lotniczą, morską i lądową.
Za: bibula.com
# # #
Parlament Europejski otwiera furtkę związkom homoseksualnym
Parlament Europejski przyjął skandaliczne sprawozdanie w sprawie uznawania aktów cywilnych. W sprawozdaniu napisano, że Parlament Europejski „zdecydowanie popiera plany umożliwiające wzajemne uznawanie skutków prawnych aktów cywilnych” i wezwano wszystkie państwa do podjęcia „dalszych wysiłków na rzecz zmniejszenia barier dla obywateli, którzy korzystają z prawa do swobodnego przemieszczania się, szczególnie w odniesieniu do dostępu do świadczeń społecznych, do których mają prawo i prawa do uczestniczenia w wyborach lokalnych”.
Mimo podjętych wysiłków obrońców tradycyjnych wartości, w szczególności małżeństwa heteroseksualnego, eurodeputowani przyjęli skandaliczne sprawozdanie, które może być wykorzystywane przez homoseksualistów do wymuszania na sądach orzeczeń, które pozwolą na legalizację we wszystkich państwach członkowskich UE tzw. małżeństw tej samej płci.
Zgodnie z wytycznymi zawartymi w sprawozdaniu odnośnie uznawania przez państwa UE aktów cywilnych innych państw, a także zgodnie z prawem do swobodnego przemieszczania się obywateli UE, pary homoseksualne, które zalegalizowały swój związek w danym państwie, będą mogły próbować domagać się od władz innego państwa uznania ich „małżeństwa” oraz przyznania wszystkich związanych z tym przywilejów, w tym prawa do adopcji dzieci. Gdy Parlament Europejski przyjmie stosowną rezolucję w tej sprawie, państwa członkowskie nie będą mogły odmówić zastosowania się do tych wytycznych.
„Małżeństwa osób tej samej płci” są uznawane w siedmiu państwach UE, w tym m.in. w Holandii, Hiszpanii, Portugalii, Belgii i Szwecji. Niektóre kraje przyjęły prawo o tzw. związkach partnerskich, które de facto przyznają prawie takie same uprawnienia parom homoseksualnym co heteroseksualnym małżeństwom.
Organizacja European Dignity Watch [EDW] zwraca uwagę, że jeśli lobby homoseksualnemu uda się doprowadzić do uchwalenia rezolucji w tej sprawie, oznaczać to będzie poważne naruszenie zasady subsydiarności, gdyż państwa członkowskie, które nie uznają „małżeństw osób tej maje płci” teraz będą niejako zmuszone do ich legalizacji. Członkowie EDW obawiają się, że homoseksualiści z innych państw będą masowo przyjeżdżać do krajów w których „homo-małżeństwa” są legalne, aby następnie wymuszać ich uznanie w swoich krajach.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS
# # #
Homolobbyści na Uniwersytecie Warszawskim
Plany założenia nowej organizacji zrzeszającej studentów związanych ze środowiskiem LGBT zostały upublicznione dopiero wczoraj [25.XI.] - na dzień przed planowaną rejestracją stowarzyszenia o nazwie „Queer UW” w ramach stołecznego uniwersytetu.
Nowa „organizacja” w swym założeniu ma zrzeszać osoby homoseksualne jak i sympatyzujące z tym środowiskiem, a wszystko to pod egidą państwowego uniwersytetu, finansowanego głównie z pieniędzy podatników.
Studenci przeciwni rejestracji organizacji postanowili wyrazić sprzeciw wobec tego działania. Dnia 26 listopada (piątek), w dzień planowego wpisania „Queer UW” do rejestru organizacji studenckich, odbyć ma się demonstracja przeciwników tego zrzeszenia przed głównym kampusem uczelni - ul. Krakowskie Przedmieście 26/28. Demonstracja organizowana jest przez Studencki Komitet Przeciwko Homoseksualnej Propagandzie na UW, związany z Krucjatą Młodych w Życiu Publicznym.
Sprzeciw członków Komitetu motywowany jest głównie troską o wizerunek uczelni i szacunkiem dla niej wynikającym z tradycji oraz renomy, jakim się ona cieszy w środowisku naukowym...
Studenci wchodzący w skład Komitetu zachęcają również do współudziału w proteście nie tylko poprzez uczestnictwo w demonstracji, ale też dzięki nadaniu listu będącego wyrazem sprzeciwu wobec promowaniu środowiska LGBT do Jej Magnificencji Rektora Uniwersytetu Warszawskiego.
Małgorzata Bełzowska - za: Fronda.pl
# # #
Na Uniwersytecie Warszawskim cenzura jak za PRL
„Nie wyrażam zgody” - tak Rektor Uniwersytetu Warszawskiego odpowiedziała na pismo studentów UW, w którym zgłosili organizację demonstracji na kampusie uczelni przeciwko promowaniu homoseksualnych dewiacji w murach UW. W piątek 26 listopada 2010 r. na Uniwersytecie Warszawskim miała zostać zarejestrowana nowa organizacja studencka o nazwie „Queer UW”, czyli byt będący w istocie klubem skupiającym m.in. pederastów, lesbijki, transwestytów i biseksualistów reprezentującym niebezpieczną ideologię „queer” i propagującym zachowania dewiacyjne. Z powodu braku zgody na zaplanowaną na dziś (piątek 26 listopada 2010) pod Rektoratem UW demonstrację, studenci przenieśli się na ulicę, przed bramę główną Uniwersytetu.
Studenci ze Studenckiego Komitetu Przeciwko Homoseksualnej Propagandzie oraz z Krucjaty - Młodzi w Życiu Publicznym trzymali transparenty z napisami "stop dewiacjom na uczelniach, dość propagandy! czas na prawdę o dewiacjach", "homoseksualizm - to się leczy!". Rozdawali również ulotki opisujące zagrożenia związane z promowaniem homoseksualizmu i rozmawiali ze zgromadzonymi na demonstracji studentami UW, informując ich o niebezpieczeństwach związanych z działalnością homoseksualnego lobby.
Apelowali również - o wysyłanie protestów na e-mailowy adres władz Uniwersytetu Warszawskiego w sprawie niedopuszczenia do zarejestrowania skandalicznej i nienaukowej organizacji "Queer UW". Studenci przypomnieli, iż zabiegi środowisk homoseksualnych, aby oficjalnie zaistnieć na uczelni mają również na celu uwiarygodnienie tego środowiska w przestrzeni publicznej. Wykorzystanie przez środowiska pederastów nazwy Uniwersytetu Warszawskiego, a tym samym jego autorytetu, to wielki skandal. Zgoda na rejestrację takiej organizacji w placówce naukowo-oświatowej opłacanej z pieniędzy podatników wpisze się w kampanię środowisk pederastów na rzecz m.in. legalizacji związków partnerskich, następnie "małżeństw" homoseksualnych, a potem adopcji przez nie dzieci. Upowszechnianie tak szkodliwych idei na Uniwersytecie Warszawskim na pewno doprowadzi do zniszczenia w wielu młodych umysłach pojęć takich jak rodzina, małżeństwo i macierzyństwo.
To nie pierwszy raz, gdy władze Uniwersytetu Warszawskiego zamykają usta studentom swojej uczelni. W kwietniu 2010 r. odwołały krytyczną w stosunku do homoseksualizmu konferencję naukową. Tydzień później, Rektor UW objęła honorowym patronatem konferencję, której jednym z gości miał być Peter Singer, zwolennik mordowania już narodzonych dzieci i zoofilii.
Wolność słowa i wolność zgromadzeń na UW istnieje tylko wtedy, gdy przyjmujemy wizję świata zgodną ze skrajnie lewicową ideologią, nie mającą nic wspólnego z wiarygodną i obiektywną nauką.
Za: PiotrSkarga.pl
# # #
Biurokraci unijni chcą sprowadzać więcej imigrantów spoza Europy
Brukselscy biurokraci pragną zachęcić więcej imigrantów spoza Europy do przyjazdu do krajów UE, pomimo wzrostu bezrobocia w jej granicach. Celem urzędników jest uproszczenie zasad wjazdu na teren Unii imigrantom chcącym podjąć pracę sezonową, np. w rolnictwie, turystyce oraz innych gałęziach przemysłu.
Komisarz ds. wewnętrznych UE, Cecilia Malmstrom, powiedziała: „Potrzebujemy pracowników spoza UE w celu zapewnienia przetrwania naszej gospodarki”. Twierdzi nawet, że imigranci potrzebni są do wypełnienia luki na rynku pracy. Jej oświadczenie sprowokowało obawy, że Unii zależy na stałym, coraz większym wzroście liczby imigrantów w Europie. Brytyjski Home Office sugeruje, że Wielka Brytania może odmówić podpisanie ostatnich aktów UE dotyczących kontroli granic. „Wiemy, że nadal w Unii utrzymuje się wysoka stopa bezrobocia. Paradoksalnie jednak istnieją niedobory na rynku pracy” - dodała Malmstrom. Jej zdaniem przyczyną tego jest starzenie się populacji Europy. Według pani komisarz, nowa fala imigracji z Trzeciego Świata ma uratować gospodarkę UE. Starzenie się Europejczyków i niski przyrost naturalny w stosunku do kolorowych imigrantów zamieszkujących Europę oraz, coraz bardziej propagowany napływ rzesz nowych imigrantów, nierzadko nie podejmujących pracy zdaje się potwierdzać tezę, iż Trzeci Świat w Europie zaczyna nabierać realnych kształtów.
Propozycje te musi zaakceptować Rada Europy oraz Parlament Europejski. Malmstrom zapewniła, że w następnych latach będzie podejmować kolejne kroki w kierunku bardziej otwartej polityki migracji siły roboczej do Europy. Te niepokojące prognozy wspierane są przez biurokratów również argumentem [rzekomej] walki z nielegalną imigracją i podejmowaniem przez przyjezdnych pracy na czarno...
Ponownie jesteśmy świadkami działania polegającego na legalizacji problemu w celu pozbycia się go. Dla pękającej w szwach Europy deklaracje pani komisarz i innych urzędników zajmujących się imigracją powinny stanowić ostatni dzwonek przed totalną zmianą oblicza kontynentu.
Za: autonom.pl ("Imigrantów w Europie wciąż za mało?") 2010-07-15
# # #
Prezydent Unii Europejskiej: “państwa narodowe są martwe”!
Nasz najwyższy przywódca państwowy, prezydent UE, oświadczył, że “homogeniczne państwa narodowe są martwe”. Stało się to w dniu [2010-11-11], gdy polscy narodowcy i patrioci obchodzili rocznicę odzyskania niepodległości naszego kraju. Ta klarowna deklaracja została wydana w tydzień po tym, gdy Parlament Europejski przygotował drogę do zalania naszego kontynentu kolejną falą imigrantów z Trzeciego Świata.
Prezydent Herman van Rompuy powiedział m.in, że “czas homogenicznego państwa narodowego dobiegł końca” oraz “w każdym państwie członkowskim [UE] są ludzie, którzy wierzą, że mogą przetrwać sami w zglobalizowanym świecie. To więcej niż iluzja. To kłamstwo”. Na taką szczerość Rompuy zdobył się w tydzień po zatwierdzeniu przez Parlament Europejski prawa do azylu, które dało niemalże całemu światu prawo do zamieszkania w Europie. Wówczas jedynie europoseł z ramienia Brytyjskiej Partii Narodowej, Andrew Brons, ostro skrytykował w oficjalnym wystąpieniu podczas obrad tę rezolucję.
- Kiedy zamierzamy sprowadzić całą populację Chin, Afganistanu i Pakistanu do Europy? - spytał Brons. - Jest wiele innych krajów, które mógłbym dodać do tej listy, lecz populacje tych trzech sprowadzone do Europy wystarczą jak na jeden poranek - ironizował dalej.
Brytyjska Partia Narodowa potępiła ten werbalny atak wymierzony w europejskie narody, jak i rezolucję dotyczącą imigrantów. Na stronie internetowej BNP Herman van Rompuy został określony jako “pompatyczny, pełen nienawiści, antybiały fanatyk”. Wytknięto mu również skończoną hipokryzję zauważając, że ten sam Rompuy nigdy nie ośmieliłby się powiedzieć Pakistańczykom, Chińczykom czy Hindusom, że czasy ich homogeniczności dobiegły końca.
Brytyjska Partia Narodowa stwierdziła też po raz kolejny, że nie dąży tylko do wyjścia z Unii Europejskiej, ale szuka drogi do zniszczenia tego tworu. “BNP kocha Europę i chce Europy Narodów, a nie Europy zjednoczonej”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Za: bibula.com [2010-11-12]
---------------------------------

Stanisław Michalkiewicz - Radio Maryja - 25 listopada 2010
PO 200 LATACH – PODOBNE SOFIZMATY
Szanowni Państwo!
Dzień dzisiejszy warto zapamiętać i to nie dlatego, że Państwowa Komisja Wyborcza miała podać oficjalne rezultaty wyborów samorządowych, ale dlatego, że właśnie dzisiaj - Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok stwierdzający, że ratyfikowany 10 października ubiegłego roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktat lizboński jest zgodny z konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej.
Przypomnijmy zatem, że najistotniejszym postanowieniem tego traktatu jest proklamowanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego, nowego - mówiąc krótko - państwa, w postaci Unii Europejskiej. Od 1 grudnia ub. roku to znaczy - od dnia wejścia w życie tego traktatu, Polska stała się częścią składową tego państwa, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jedną z takich konsekwencji jest to, że żadna ustawa uchwalona przez polski parlament nie może być sprzeczna z prawem Unii Europejskiej. Inną konsekwencją jest na przykład konieczność zatwierdzenia przez unijnego komisarza do spraw energii Guntrama Oettingera umowy gazowej, jaką polski rząd zawarł z rosyjskim „Gazpromem”. Warto też dodać, że od roku 2014, kiedy to w Unii wejdzie w życie większościowy sposób głosowania w Radzie Europejskiej, Polska może zostać przegłosowana, to znaczy - zmuszona do postępowania wbrew swojej woli i wbrew rozumieniu własnych interesów.
Mimo to jednak Trybunał Konstytucyjny uznał, że traktat lizboński jest z konstytucją zgodny. Ogłoszenie tego wyroku odbyło się w grobowej ciszy, jeśli nie liczyć okrzyku jakiegoś człowieka: „Hańba! Pieczętujecie rozbiór Polski!” Człowiek ten został zresztą szybko wyprowadzony przez strażników i nic już nie zakłócało ani ogłaszania wyroku, ani odczytywania uzasadnienia przez sędziego Trybunału Konstytucyjnego pana Bogdana Zdziennickiego. Temu uzasadnieniu warto poświęcić chwilę uwagi ze względu na zawarte tam sofizmaty i inne logiczne osobliwości. Generalna teza brzmiała, że przynależność Polski do struktur europejskich, to znaczy konkretnie, do Unii Europejskiej, jako państwa - nie tylko nie stanowi ograniczenia suwerenności naszego państwa, ale przeciwnie - jest jej wyrazem.
Trudno byłoby to zrozumieć, bo suwerenność w największym skrócie oznacza samodzielność zarówno w określaniu własnych kompetencji przez władzę, jak i samodzielność państwa w kształtowaniu własnych praw. Tymczasem - jak wspomniałem - Polska tę samodzielność utraciła, bowiem każda nasza ustawa musi być dla swej ważności zgodna z prawem Unii Europejskiej, a i samo państwo nasze może zostać po roku 2014 w Unii przegłosowane. Dlatego też Trybunał podparł się sofizmatem, że dzisiaj samo pojęcie suwerenności, jako władzy najwyższej i nieograniczonej, podlega zmianom. - Jest to oczywista nieprawda, ponieważ w hierarchii władz, jakaś władza ZAWSZE będzie najwyższa - ale trudno dziwić się Trybunałowi, że musiał posługiwać się takimi sofizmatami, ponieważ nie da się logicznie uzasadnić nieprawdy. Toteż nic dziwnego, że swoje wywody Trybunał okrasił dodatkowo takimi osobliwościami, iż wyrazem suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej jest posiadanie przez nią konstytucji, a nawet - sam fakt jej istnienia. Ciekawe, że konstytucję miała też Polska Rzeczpospolita Ludowa i niewątpliwie też istniała - czego wielu ludzi doświadczyło nieprzyjemnie na własnej skórze, a wielu nawet tego eksperymentu nie przeżyło - ale nawet dzisiaj nikomu nie przychodzi do głowy by nazywać PRL suwerenną formą polskiej państwowości.
Logika przyjęta przez Trybunał Konstytucyjny podobna jest do logiki, którą targowiczanin, inflancki biskup Józef Kossakowski próbował przekonywać innych targowiczan, że zatwierdzenie drugiego rozbioru Polski nie jest sprzeczne ze złożoną przez nich wcześniej przysięgą, w której deklarowali, że nie odstąpią „ani cząsteczki” polskiego terytorium. Biskup Kossakowski wyjaśniał, że tym razem nie chodzi o żadne „cząsteczki”, tylko całkiem duże części Polski, więc wszystko jest w jak najlepszym porządku. Skoro po ponad 200 latach historia znowu się powtarza, to nic dziwnego, że muszą powtarzać się również argumenty używane do uzasadnienia podobnych czynności. A na pewno nie jest to niczyje ostatnie słowo, bo historia, chociaż się powtarza, to przecież toczy się dalej, ku swemu przeznaczeniu.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
-----------------------------------

W niektórych krajach Europy Zachodniej za krytykę homoseksualizmu wymierza się już karę więzienia

HOMOPROPAGANDA NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z EDUKACJĄ
Z Pawłem Wolińskim, prezesem Fundacji Mamy i Taty, rozmawia Anna Ambroziak
Fundacja Mamy i Taty opublikowała obszerny raport "Przeciw wolności i demokracji", dotyczący strategii politycznej lobby homoseksualistów. Dlaczego zbadano właśnie ten temat?
- Zainspirował nas przede wszystkim fakt, że w mediach coraz częściej pojawiają się komunikaty dotyczące tzw. dyskryminacji homoseksualistów. Ma miejsce otwarta propaganda postulatów głoszonych przez te środowiska, propaganda nazywana przez sprzyjające im media edukacją. Najczęściej mamy do czynienia z zaprezentowaniem tylko jednej opinii na ten temat. Opinii jednostronnej - wygłoszonej tylko po to, by doprowadzić do ocieplenia klimatu społecznego, znieczulenia opinii publicznej na żądania, wobec których jeszcze niedawno zdecydowana większość była ustosunkowana bardzo krytycznie. A wszystko to odbywa się w imię kolportowanych przez media haseł o powszechnej tolerancji. Nie mamy, niestety, do czynienia z rzetelną debatą na temat granic wolności i tolerancji dla homoseksualistów. Co więcej, dobiega już końca "etap znieczulania" społeczeństwa a nadchodzi czas zabiegów o zmianę polskiego prawa: od wprowadzenia "związków partnerskich" dla osób tej samej płci przez zrównanie ich z prawdziwymi małżeństwami aż po, w perspektywie najbliższych lat, przyznanie im prawa do "nieograniczonej adopcji dzieci". Ta strategia wcielana jest także w Polsce i przynosi efekty, na co ma wpływ nieproporcjonalna obecność tematu w mediach.
Na jakich badaniach opiera się raport?
- Fundacja Mamy i Taty zleciła badania w tej sprawie Grupie IQS, która przeprowadziła je telefonicznie na 500-osobowej próbie. Wykonano je 31 maja, 22 lipca i 11 października - czyli przed, tuż po i trzy miesiące po paradzie równości, jaka odbyła się w Warszawie 17 lipca tego roku. Wynika z nich, że gdy temat był obecny na czołówkach serwisów informacyjnych, poparcie dla przyznania homoseksualistom prawa do legalizacji relacji z innymi homoseksualistami (bez adopcji dzieci) wzrosło z 53 do 63 proc., a po trzech miesiącach spadło, ale nadal wynosiło 58 proc., czyli więcej niż przed przemarszem.
O co pytali ankieterzy?
- Za każdym razem zadawano te same dwa pytania: o akceptację homozwiązków bez prawa do adopcji dzieci oraz z takim prawem. Pytania te zadano reprezentatywnej grupie respondentów. Na razie blisko 90 procent Polaków opowiedziało się przeciwko adopcji dzieci przez homoseksualistów. Ale doświadczenia krajów zachodnich pokazują, że może to być tylko pewien etap, który może się skończyć szybciej, niż przypuszczamy. Już dziś widzimy, że akceptacja dla pewnych postulatów środowisk homoseksualnych wśród Polaków rośnie. Przed paradą równości w lipcu zebraliśmy ponad 45 tys. podpisów od mieszkańców całej Polski, którzy uważają, tak jak i my, że postulaty podnoszone przez homoseksualistów są nie do przyjęcia ze względu na dobro naszych dzieci. Postanowiliśmy zebrać wszystkie wyniki naszych wcześniejszych badań w jeden dokument by pokazać, jakie działania podejmują homoseksualni aktywiści w Polsce, jakie są ich postulaty i jaka strategia działania. Obserwujemy zmianę odbioru społecznego tych środowisk. Sięgnęliśmy też do przykładów z innych krajów Europy Zachodniej i Ameryki, tam, gdzie takie zmiany społeczne już się dokonały i gdzie możemy obserwować, do czego prowadzi legalizacja homoukładów.
Wydawałoby się, że domaganie się ze strony tych aktywistów adopcji dzieci to kres ich żądań. Okazuje się jednak, że nie. Następne postulaty to na przykład karanie za mowę nienawiści i de facto ograniczenie wolności słowa. W efekcie zepchnięcie osób, środowisk i instytucji, które jakkolwiek chciałyby te środowiska krytykować czy też po prostu wyrażać własną opinię na temat przywilejów homoseksualistów, na margines życia społecznego. Tak dzieje się już w krajach zachodniej Europy, gdzie bywa, że za krytykę homoseksualizmu wymierza się nawet karę wiezienia.
Z raportu wynika, że w porównaniu z pierwszym badaniem nastąpił kilkuprocentowy wzrost akceptacji dla homoukładów wśród mieszkańców wsi, małych miast i osób starszych. Mieszkańcy tych terenów są jednak znani z obrony praw rodziny.
- Tak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Ale jak widać oddziaływanie mediów właśnie w tych środowiskach jest bardziej skuteczne niż w dużych miastach. Tu poparcie dla homozwiązków było większe przed paradą a potem spadło. Wynikałoby z tego że mieszkańcy miast są bardziej odporni na jednostronną i propagandową działalność mediów. Niektórzy mieszkańcy małych miast i wsi są być może bardziej bezkrytyczni wobec tego typu komunikatów. Ponadto zwróćmy uwagę że to właśnie tam większa jest oglądalność popularnych seriali, w których często pojawia się tzw. pozytywna postać homoseksualisty. Miłego, sympatycznego człowieka, wzorowego przyjaciela, osoby, która ma takie same prawa do swojego szczęścia, a która cierpi ze względu na brak praw przysługujących małżeństwu. Piszemy o tym również w raporcie, podkreślając, iż właśnie w taki sposób modeluje się postawy społeczne. Propaganda pozytywnego wizerunku homoseksualisty rozpoczęła się w Ameryce już w latach 50-tych XX wieku, w literaturze. Dziś podobny trend jest obecny w Polsce. Cel to doprowadzenie do społecznej akceptacji homoseksualizmu. A skutek - coraz to śmielsze próby wykluczania, a w konsekwencji także prześladowania "inaczej myślących".
Jaki jest mechanizm działania homolobby?
- Jak piszemy w raporcie, mechanizm działania środowisk homoseksualnych został nakreślony w artykule, który ukazał się w 1987 r. w ich periodyku: "Mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często, i tak głośno, jak to możliwe, bo niemal każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykasz się z nim dość często w swoim bliskim otoczeniu. (...) Z gejów należy uczynić ofiary potrzebujące ochrony, przez co heteroseksualiści będą odruchowo skłonni przybrać rolę obrońcy". Oczywiście organizatorzy tego typu przemarszów jak ostatnia parada równości starają się przekonać opinię publiczną, że nie stosują żadnej strategii, że jest to impreza spontaniczna. Opinia publiczna ma słyszeć, że osoby homoseksualne to ofiary swojego losu, gdyż rzekomo nie miały wyboru i nie mogły uznać bądź odrzucić swoich "preferencji seksualnych".
Media lansują homoseksualistów wręcz jako ofiary społeczeństwa.
- Wskazaliśmy w raporcie na strategię, że "skoro heteroseksualna większość nie uznaje cierpienia, jakie czyni osobom homoseksualnym, należy jej to pokazać". Zdjęcia pobitych homoseksualistów, udramatyzowane opowieści o niepewności swego miejsca pracy i dachu nad głową, o odbieraniu prawa do opieki nad drugim homoseksualistą lub dzieckiem oraz o publicznych upokorzeniach. Równolegle homoseksualiści nie zapominają o budowaniu sobie publicznego poparcia ze strony polityki i gwiazd show-biznesu, które wypowiadają się o nich ciepło.
Fundacja Mamy i Taty rozpoczęła swoją działalność od wystosowania w maju br. listu otwartego "Cała Polska chroni dzieci". Podpisali się pod nim profesorowie, aktorzy, reżyserzy, prawnicy.
- 31 osób zaprotestowało w nim przeciwko postulatowi adopcji dzieci przez homoseksualistów, co propagowała parada równości. Te osoby to m.in. prof. dr hab. Andrzej Zoll, reżyser Rafał Wieczyński, socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, filozof antropolog dr hab. Łukasz Trzciński. Pokazuje to, że ludzie wywodzący się z różnych środowisk mieli odwagę wygłosić swój pogląd w tych sprawach i potem go bronić. Część sygnatariuszy listu spotkała się potem z niewybrednymi atakami w internecie i mediach. Ja również odebrałem po publikacji listu wiele anonimowych maili i telefonów, które można byłoby potraktować jako zastraszanie i groźby. Jak widać, terror politycznej poprawności jest już bardzo głęboko osadzony. Dlatego zależało nam na tym, by naruszyć tabu i poprawność, z jaką traktuje się ten temat.
Raport spotkał się z krytyką homoseksualistów?
- Jak dotąd nie dostrzegliśmy tego. Panuje wymowne milczenie, także ze strony przychylnych im mediów. Jak widać, kiedy przedstawiane są rzeczowe argumenty i obiektywne dane, jedni i drudzy nie mają wiele do powiedzenia. Jak wiadomo, niewygodne fakty najlepiej przemilczeć.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik, 30 listopada 2010 r.
============
Powyższy wywiad nie dokońca wyjaśnia do jakich celów są wykorzystywani homoseksualiści i kto stoi za ich sterami.
Cytuję za autorem: „Równolegle homoseksualiści nie zapominają o budowaniu sobie publicznego poparcia ze strony polityki i gwiazd show-biznesu, które wypowiadają się o nich ciepło”. - Akurat jest odwrotnie. To nie homoseksualiści zabiegają - to elity globalistyczne posługują się homoseksualistami organizując ich w ugrupowania programując ich działalność - zbierają przy tym owoce ich „ciężkiej” pracy. Właśnie te elity konsolidujące „rząd światowy” doskonale znają mechanizm opanowywania narodów. Narodów, które wpierw uległy demoralizacji i deprawacji, łatwo jest wtedy sobie ich podporządkowywać. I o to właśnie chodzi. Nie wiem czy wszyscy działacze homoseksualni są świadomi ich wykorzystywania.
St. Fiut
-------------------------------

SUWERENNOŚĆ NA DALSZYM PLANIE
Dopóki gospodarka zapewnia odpowiedni poziom konsumpcji, a telewizja i clubbing pewien poziom ekscytacji, dopóty władza może czuć się komfortowo - mówi Frondzie.pl socjolog Andrzej Zybertowicz.
Fronda.pl: Czy polskie państwo przeszło już kryzys wywołany katastrofą smoleńską?
Prof. Andrzej Zybertowicz: Dla sporej części Polaków, a być może nawet dla większości, kryzys państwa nie jest oczywisty. Czym innym jest zrelacjonowanie odczuć jakiejś części społeczeństwa a czym innym diagnoza badawcza prowadzona na gruncie intersubiektywnie przyjętych kryteriów. Wydaje się, że poprawna jest teza, iż - sądząc po notowaniach Platformy Obywatelskiej - dla sporej części społeczeństwa kryzys państwa nie jest oczywisty.
A dla Pana?
Badacz musi określić kryteria, na gruncie których kryzys państwa może być stwierdzony. Jeśli np. zastosujemy model państwa, które jest wasalem wobec unijnych podmiotów lub/i międzynarodowych korporacji, to z tej perspektywy państwo, które sprawnie służy podmiotom zewnętrznym, wcale nie jest w kryzysie, ale pełni swoje funkcje. W badaniach nad globalizacją występuje pojęcie captive state - państwa-zakładnika. To takie państwo, którego główną funkcją nie jest troska o interesy własnego społeczeństwa czy narodu, ale zewnętrznych podmiotów, które chcą w danym kraju robić interesy. Takim podmiotom zależy, żeby w danym kraju była pewna minimalna stabilność, potrzebna dla realizacji ich interesów, ale demokracja może być czystą fasadą.
Polacy mogą w ten sposób rozumieć normalność Polski?
Wydaje się, że dzisiaj wielu Polaków normalność postrzega tak: dopóki paszport w domu, w portfelu karty do bankomatu, niepuste konto i można wydawać pieniądze na towary, których nie brakuje, to nie jest źle. Grupy wykluczone, zmarginalizowane ekonomicznie, zazwyczaj są bez znaczenia, ponieważ nie mają zdolności do buntu. Dopóki te grupy, które posiadają zdolność do buntu - czyli od klasy średniej w górę, będą jeździły do hipermarketów, to dla nich będzie normalnie. Gdy ogłoszono kryzys finansowy, zastanawiałem się, czy parkingi przed centrami handlowymi zaczną pustoszeć. Skoro tak się nie stało, to znaczy że ludzie postrzegają swoją sytuację jako stabilną. Gdyby rozpowszechniło się odczucie, że stracą pracę, będą mniej zarabiali w przyszłym roku, to zaczęliby oszczędzać. Jeśli tego nie robią, to znaczy, że poczucie optymizmu konsumenckiego jest wysokie. A z tym wiąże się akceptacja ładu politycznego. Dla sporej części Polaków kryzys państwa musi się pojawić w ich portfelach, by chcieli uznać, że istnieje problem.
To wąskie pojmowanie normalności jest częściowo pochodne wobec tabloidyzacji przestrzeni komunikacji publicznej, nawet tzw. poważnych mediów oraz powiązanego z tym celowego odwracania uwagi społeczeństwa od spraw ważnych [np. konstrukcji budżetu i nadużyć ze strony tajnych służb] i ekscytowania opinii publicznej personalnymi rozgrywkami.
Dla części Polaków własny interes jest ważniejszy niż dobro państwa?
Dla wielu dzisiejszych Polaków - należą do nich aktywni współtwórcy naszego kapitalizmu - suwerenność, niepodległość, tradycja, poczucie godności narodowej mają ograniczone miejsce w ich horyzoncie poznawczym.
Z czego to wynika?
Z jednej strony to efekt procesów cywilizacyjnych. W dziejach ludzkości nigdy wcześniej tak wielka jej część nie żyła w dostatku. Również w historii naszego narodu mamy do czynienia z bezprecedensowym dostatkiem. Drugim elementem, mającym wpływ na takie odbieranie rzeczywistości jest fakt, że od czasu transformacji ton naszemu życiu politycznemu nadawały elity albo słabo zakorzenione w polskości, albo z polskości wykorzenione - [podkreślenia T.K.]. Te elity promieniowały wzorcami technokratyzmu, liberalizmu, kosmopolityzmu na dużą część społeczeństwa.
Czy katastrofa smoleńska mogła zmienić sposób patrzenia części Polaków na państwo i politykę?
Ze znanych mi badań wynika, że dla większości katastrofa ta nie stanowiła przełomu w sposobie patrzenia na swoje państwo. Chociaż dla sporej części Polaków tragedia z 10 kwietnia była sygnałem, że sprawy państwa idą w złym kierunku, to wydaje się, że dzięki sprawnej propagandzie te grupy interesów, które są beneficjantami obecnego ładu instytucjonalnego, potrafiły z powrotem przechwycić zbiorową wyobraźnię. A przynajmniej pozbawić ludzi zdolności do mobilizacji obywatelskiej.
Jak taki sposób rozumienia polityki przez większość Polaków wpływa na scenę polityczną i rządzących?
Ma to poważny wpływ na sposób prowadzenia polityki przez większość partii. Wielu, być może większość, polskich czołowych polityków powtarza schemat myślowy XIX-wiecznego niemieckiego lidera związkowego, który powtarzał: „jestem waszym przywódcą, więc muszę podążać za wami”. Polityk może się wyborcom podlizywać, albo z wyobraźnią wyborców „negocjować” - tłumacząc np. niektórym, iż gubią swoją godność. W Polsce dominują obecnie politycy, którzy skutecznie się podlizują wyborcom - w tym drogą rozbudowy klientelistycznych form rozdziału dóbr. A wyobraźnię wyborców z kolei formatują będące w sojuszu z częścią polityków holdingi medialne.
Taka sytuacja powoduje, że władza ma wolną rękę do działania, dopóki społeczeństwo nie odczuje negatywnych skutków ekonomicznych?
Wystarczy bez sentymentów czytać dzieje ludzkości, by wiedzieć, że dwie techniki wyartykułowane przez starożytnych Rzymian są kluczem do rządzenia także dziś. „Dziel i rządź” to pierwsza z nich. Trzeba dzielić obywateli i łupy w ten sposób, by w pierwszej kolejności zabezpieczać potrzeby swoich sojuszników i uległych. A jeśli ci, którzy zostają twoimi klientami są dostatecznie wpływowi, to resztę społeczeństwa można ignorować. Technika druga, to pamiętanie, że lud potrzebuje „chleba i igrzysk”. Dopóki gospodarka zapewnia odpowiedni poziom konsumpcji, a telewizja i clubbing pewien poziom ekscytacji, dopóty władza może czuć się komfortowo.
Czy huśtawka emocjonalna, widoczna w tym roku w polskim społeczeństwie, osłabia możliwość kontroli władzy przez opinię publiczną?
Badania nad systemami autorytarnymi wykazały, że taka władza może być trwała, jeśli jest sprzężona z dostatecznie rozgałęzionym systemem klientelistycznego podziału dóbr. System taki działa jak piramida. Okruchy z pańskiego stołu spadają na mniejsze stoły, a z tamtych stołów na jeszcze mniejsze i tak dalej. Relacja lennika i pana wasalnego powtarzana jest na różnych szczeblach drabiny społecznej. Wyobraźnia socjologiczna podpowiada, że ludzie zapisują się do Platformy lub PSL, przede wszystkim licząc na wejście właśnie w sieci klientelistyczne. Mają na to większe szanse niż przy zaangażowaniu się w działalność PiS-u.
Dlaczego?
Każda partia wytwarza pewien mechanizm klientelistycznego - tj. nieprzejrzystego i niesprawiedliwego - dostępu do cennych społecznie dóbr. Do dóbr takich należy obsadzanie różnych stanowisk. Innym b. ważnym dobrem są akty prawne ułatwiające bądź utrudniające prowadzenie działalności gospodarczej w pewnej branży. Partie rządzące zawsze mają największy wpływ na rozdział dóbr rzadkich. A partia przy władzy, która w dodatku ma niskie standardy, gdyż jej kluczowe postacie są w bliskich relacjach z „Sobiesiakami”, wytwarza szczególnie sprzyjające warunki dla rozwoju klientelizmu, w tym korzystającego z dostępu do regulacyjnych uprawnień państwa. Sparaliżowanie CBA przez Donalda Tuska i rozmycie afery hazardowej to przecież wysłanie ważnego komunikatu do „swoich”. Można to odczytywać jako przekaz: możecie robić interesy z „Sobiesiakami”, nie dajcie się głupio nagrać, a gdyby co, to w centrali pomożemy, by nikt dociekliwie tych spraw nie badał. Sieć klientelistyczna to ważny stabilizator każdego systemu rządów. Taki stabilizator działa tak długo, jak jest się czym dzielić.
Czy poziom klientelizmu PO i PSL może zagrażać demokracji w Polsce?
Mocno rozgałęziony i zakorzeniony klientelizm prowadzi do powstania układów hegemonicznych [monopolistycznych lub oligolopolistycznych], które z demokratycznej konkurencji o władzę, z gry o publiczne definiowanie problemów społecznych, z faktycznej wymiany elit mogą uczynić pustą dekorację. W krajach autorytarnych klientelizm bywa chroniony przez cenzurę i przez zastraszenie opozycji. Dziennikarze i badacze nie mają możliwości prowadzenia dociekań albo nie mają możliwości publikowania wyników swoich prac. Gdy wiedza o faktycznej skali klientelizmu, nepotyzmu, korupcji w danym systemie demokratycznym zostaje odpowiednio nagłośniona, autorytet władzy upada. A gdy nie ma cenzury, tworzy się mechanizm poprawności politycznej, który działa jak quasi-cenzura. W demokracjach układy hegemoniczne bywają chronione przez klimat poprawności politycznej, niekiedy osiągającej poziom przemocy symbolicznej - ma to chyba miejsce we współczesnej Polsce.
Jak ta poprawność polityczna działa?
Jako, że istotnym elementem systemu klientelistycznego III RP jest część środowiska służb tajnych, próbuje się neutralizować wszystkich, którzy starają się ukazywać opinii publicznej ukryte mechanizmy władzy, w tym selekcji elit. Atakowany jest Instytut Pamięci Narodowej, próbuje się niszczyć autorów książek o Lechu Wałęsie. W tym samym planie należy widzieć ataki na CBA, gdy było kierowane przez Mariusza Kamińskiego. Barbara Fedyszak-Radziejowska zwróciła uwagę, że tym, co jest wspólne dla społecznych funkcji IPN i CBA, jest wpływ informacji posiadanych przez te dwie instytucje na procesy doboru elit - polityki, mediów, gospodarki. IPN umożliwia opinii publicznej wgląd w biografie elit, CBA zaś (do niedawna) mogło patrzeć im na ręce.
Zrozumiałe jest, że gdy w demokracji klientelizm przekracza pewne ramy, pojawiają się zagrożenia dla wolności słowa. Stąd niemało zachowań polityków Platformy Obywatelskiej niedających się uzgodnić z liberalną wizją przestrzeni publicznej. Ich publiczne oceny książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, gdyby nie były aż tak żałosne i smutne, byłyby nawet śmieszne. Na przykład ówczesny wicepremier Grzegorz Schetyna mówił: „To jest książka z tezą, a ja takich nigdy nie tolerowałem”. Tak jakby chciał wezwać: Uczeni, piszcie książki bez tezy [takie, które nikomu nie mają niczego do powiedzenia], to doczekacie się nagrody...
Czy widzi Pan szansę na poprawę jakości polskiej demokracji bez wyeliminowania z życia publicznego grup byłych funkcjonariuszy służb PRL?
Jest ku temu droga. Nazywam to dekomunizacją pozytywną. Zamiast oczyszczania instytucji państwa z takich ludzi, należy budować nowe instytucje, z założenia niedostępne dla tych grup. Tak zostały zaprojektowane IPN i CBA. Demokracja i rządy prawa, jak wynika z najnowszych koncepcji naukowych, utrzymują i rozwijają się tylko wtedy, gdy między różnymi zorganizowanymi grupami interesów istnieje przybliżona równowaga. Gdy żaden z głównych graczy nie jest w stanie uzyskać pozycji hegemona, wtedy rządy prawa są im potrzebne. Jeśli jednak jakaś grupa interesu potrafi uzyskać i utrwalić swą dominującą pozycję, wtedy demokracja więdnie.
Jak można to zmienić?
Na to rada jest bardzo prosta (zgodnie z zasadą: „mówi się łatwo, robi się trudno”). Potrzebne są oddolne liczne inicjatywy zmierzające ku tworzeniu zinstytucjonalizowanych form zorganizowanego nacisku. W inny sposób nie można uchronić demokracji przed erozją. Pamiętam, gdy podczas karnawału pierwszej „S”, Adam Michnik, który był wtedy po stronie wolności..., powiedział na jednej z debat na UMK, że władza ustępuje tylko pod pistoletem strajkowym. Dziś można powiedzieć, że władza powściąga swoje tendencje do nadużyć tylko wtedy, gdy działa w warunkach zinstytucjonalizowanego pluralizmu różnych interesów, albo gdy staje w obliczu zorganizowanego oporu. Kiedy władza widzi, że pluralizm jest pozorny, a potencjał oddolnego oporu społecznego słaby, ulega pokusom. A brak kontroli demoralizuje. Np.: ponieważ opozycja parlamentarna była nieskuteczna, a media pozorują pełnienie roli czwartej, kontrolnej władzy, ekipa PO-PSL pozwoliła sobie na wynegocjowanie umowy gazowej fatalnej dla naszego interesu narodowego. Ekipa ta zaczęła ustępować dopiero wtedy, gdy inne grupy interesu - mające przełożenia na instytucje Unii Europejskiej - włączyły się do gry. Rząd skorygował swoje stanowisko negocjacyjne w rozmowach z Gazpromem nie wskutek merytorycznej wewnątrzpolskiej debaty, ale wskutek nacisku zagranicznych grup interesu, które za pośrednictwem agend unijnych zakomunikowały, że zapisy umowy nie są zgodne z przyjętymi w UE standardami.
Rozmawiał Stanisław Żaryn, 10 listopada 2010
Za: fronda.pl
----------------------------------

"LALEK" ZGINĄŁ 21 PAŹDZIERNIKA 1963 r.
Jest noc z 20 na 21 października 1963 roku. Historycznie rzecz ujmując dzieje się to kwadrans temu.
Pierwsze pokolenie powojenne osiąga dorosłość. Druga wojna światowa wydaje się być daleką przeszłością. Dzieci w szkołach czytają lekturę "O człowieku, który się kulom nie kłaniał" pióra Janiny Broniewskiej, córki słynnego poety Władysława. Podziwiają bohaterskiego generała? Waltera? Karola Świerczewskiego, tego samego, który wraz z bolszewicką armią w 1920 r. zabijał polskich obrońców ojczyzny.
Właśnie tej nocy z 20 na 21 października 1963 r. trwa tajna operacja z udziałem ZOMO.
Czego może ona dotyczyć niemal dwadzieścia lat po wojnie? Co spowodowało, że oddział służb specjalnych komunistycznego państwa dotarł potajemnie nocą do małej lubelskiej wsi Stary Majdan?
Powodem jest jeden człowiek, Józef Franczak ps. "Lalek", najbardziej poszukiwana postać w PRL.



Od lewej: Stanisław Kuchcewicz3 "Wiktor", N.N., Józef Franczak1 "Lalek" i Walenty Waśkowicz2 "Strzała" [ipn.gov.pl]



Znalazł się zdrajca Stanisław Mazur, który przy pomocy radzieckiego urządzenia podsłuchowego? liliput? namierzył i postanowił za trzy tysiące ówczesnych złotych wydać na śmierć ostatniego walczącego partyzanta Rzeczpospolitej, Józefa Franczaka ps. Lalek.
Imię i nazwisko kapusia ustalił niedawno lubelski oddział IPN. Zachowało się również pokwitowanie odbioru owych trzydziestu srebrników. Był to członek rodziny niedoszłej żony Józefa Franczaka. Niedoszłej, gdyż żaden ksiądz nie chciał udzielić im ślubu bądź to z tchórzostwa bądź z obawy przed esbecką prowokacją.
Dotychczas hańba i posądzenie niesłusznie dotykało niewinnej rodziny, mieszkańców tej właśnie wioski, u których często Lalek się ukrywał.
Zorientowawszy się w zasadzce Józef Franczak nie poddał się. Podczas próby wymknięcia się ostrzeliwał esbeków. Zginął przeszyty serią z karabinu maszynowego. Według raportu umierał około dwóch minut. W aktach znajduje się nawet zdjęcie zabitego ostatniego partyzanta RP z widocznymi na piersiach śladami postrzałów.
Swoją walkę o wolną Polskę rozpoczął w 1939 r. w wieku 21 lat zaś zakończył bohaterską śmiercią po 24 latach, mając lat 45. Był żołnierzem zgrupowania cichociemnego Hieronima Dekutowskiego "Zapory". Po śmierci swego dowódcy w 1949 r. nie złożył broni i jak wielu innych z tego oddziału walczył jeszcze w czasach tak dla nas nieodległych.
Ostatni polski partyzant Józef Franczak jako zawodowy podoficer dostał się w 1939 r. do rosyjskiej niewoli, z której brawurowo zbiegł. Po powrocie do domu zaangażował się natychmiast w podziemną walkę.
W 1944 roku ujawnił się chcąc wstąpić do drugiej armii Wojska Polskiego. Skierowano go do obozu internowania w Kąkolewnicy. Właśnie nieopodal tej miejscowości stacjonował sąd polowy, w którym masowo wyroki śmierci podpisywał człowiek, który się kulom nie kłaniał?, wiecznie zataczający się alkoholik w polskim mundurze, niejaki gen. Karol Świerczewski. Zwłoki zamordowanych, co wykazała ekshumacja w 1990 r. grzebano potajemnie w Uroczysku Baran.
Wtedy to Lalek poprzysiągł walkę z komunistami do samej śmierci. Po ucieczce z Kąkolewnicy powrócił do partyzanckiej walki kontynuując ją jeszcze 19 lat.
Mieliśmy po odzyskaniu niepodległości hasła grubej kreski, wybierzmy przyszłość. Zapomniano jednak chyba celowo o pięknej przeszłości i wielkich prawie nieznanych bohaterach.
Na próżno było do niedawna szukać jakiegokolwiek pomnika ostatniego polskiego partyzanta. Nie było ulicy jego imienia, placu, ronda czy nawet niewielkiego klombu.
Dopiero za prezydentury Lecha Kaczyńskiego Polska przypomniała sobie o "Lalku" i "Zaporczykach".
Młodzież w szkołach nie ma zielonego pojęcia, że jeszcze w latach sześćdziesiątych byli tacy, którzy nie pogodzili się z komunistycznym zniewoleniem i walczyli z bronią w ręku.
Żaden Polski filmowiec nie sięgnął do życiorysu Józefa Franczaka, choć jego życie i walka to temat wymarzony na scenariusz filmowy.
Polska po 1989 roku zapomniała o swoich bohaterach.
Zapomniała, gdyż zajęta była czczeniem i szybką produkcją nowych autorytetów i wzorów do naśladowania, do których postać "Lalka" i jemu podobnych nijak nie pasowała.
4 marca 1957 r. poległ ostatni partyzant na Białostocczyźnie, ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" z WiN. W aktach IPN zachowała się notatka oficera SB mówiąca o tym, że leśny bunkier "bandyty" udekorowany był obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Dopiero w lutym 1959 schwytano Michała Krupę ps. "Wierzba", a w 1961 r. Andrzeja Kiszkę "Dęba".
W Poznaniu do dziś stoi olbrzymi, 16 metrowy monument ze zbrojonego betonu ku czci generała Karola Świerczewskiego. Właśnie przeciwko rozbiórce owego pomnika ku czci "człowieka, który się kulom nie kłaniał" protestowali w ubiegłym roku: Marek Siwiec, Krystyna Łybacka i hiszpański deputowany Miguel Angel Martinez, który w otoczeniu około czterdziestu osób wykrzyczał:
"Walter stanowi pomost między Polską a Hiszpanią, między ludźmi w naszych krajach. Nie możemy zgodzić się na zburzenie tych pomostów. My ich potrzebujemy budując przyszłą historię Europy".
Przeciwników pomnika porównano do Hunów i Talibów.
źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
-------------------------------------

Albin Siwak
BEZ STRACHU – TOM I [CZĘŚĆ V]
Rozdział VI
PRZYBILIŚMY WAS JAK WASZEGO CHRYSTUSA
Często chodzę na warszawską Starówkę. Z wielu powodów. Zdarza się, że znajomi, którzy mieszkają daleko od Warszawy, gdy chcą swoim dzieciom lub bliskim pokazać stolicę, a szczególnie Starówkę, dzwonią do mnie i proszą, bym ich oprowadził. Wędrując po uliczkach Starego Miasta, opowiadam wtedy jak po wojnie odbudowywaliśmy, a przecież nie ocalał tam ani jeden dom. Można to sprawdzić, odwiedzając znajdujące się przy rynku Muzeum Starej Warszawy, w którym co godzinę wyświetlany jest film dokumentalny z okresu wojny i tuż po wojnie.
Warszawę chciałem odbudować tak bardzo, że porzuciłem Mazury, które mnie urzekły. Zostawiłem starego ojca, na którym wymusiłem zgodę na powrót do Warszawy. Nigdy nie zapomniałem jak w święta i niedziele mój ojciec brał mnie za rękę i spacerował ulicami Warszawy, pokazywał mi budynki, które sam budował. Jeszcze nie chodziłem wtedy do szkoły, nie wybuchła wojna, a już pokochałem to miasto i moja chłopięca wyobraźnia i dziecięce marzenia umacniały mnie w przekonaniu, że to jest najpiękniejsze miasto na świecie, a ci, którzy je budowali to ludzie wielcy i zasłużeni przez swą pracę i piękną architekturę, którą stworzyli. Nic też dziwnego, że jako siedemnastolatek porzuciłem piękne gospodarstwo, jakie objęliśmy po wojnie. Ubłagałem ojca i przekonałem go, że nie potrafię żyć bez Warszawy, że też jak on - chce wznosić to kochane miasto.
Więc gdy z MDM służbowo przerzucono nas na Starówkę, moje szczęście było pełne. Dano mojej brygadzie do odbudowy Dziekanię Kanonię, bramę gnojną i całą ulicę Brzozową aż do Mostowej. Zadanie było trudne, należało wpierw aż do fundamentów oczyścić z gruzu miejsca pod nowe kamieniczki, na dodatek można to było zrobić jedynie ręcznie, przerzucając ten gruz do góry łopatami i kilofami po dwa lub trzy razy zanim osiągnęło się poziom ulicy. Na kolejnych etapach też nie było żadnej techniki, która by nam pomagała, żadnych dźwigów i wind, które to weszły do użytku parę lat później, a poza tym nie było miejsca, gdzie można by ustawić taki dźwig.
Wszystko nosiliśmy do góry na naszych plecach: cegłę, wapno, belki, pustaki i beton na strop. Ale wtedy byliśmy wszyscy młodzi. Nieprawdopodobne, ile młody człowiek może wytrzymać wysiłku. Ludzie pracowali chętnie, jako brygadzista rzadko musiałem sięgać po atrybuty dyscypliny, zresztą część brygady otrzymała właśnie na Starówce mieszkania i to była najlepsza zachęta do dobrej pracy. Kierownikiem budowy był były pilot wojskowy, któremu zdrowie nie pozwoliło już latać, a ponieważ przed wojną ukończył technikum budowlane, więc jak wielu pełnił tę funkcję, będąc tylko technikiem, a nie inżynierem.
Jednego dnia przyszedł na budowę i zaczął mi się uważnie przyglądać, a następnie zaprosił mnie do swego biura na rozmowę. Zaraz na początku powiedział mi, iż dobrze wie, że parę lat pracowałem z brygadą na MDM i że mamy jako brygada bardzo dobrą opinię. - Jak mi powiedziano, pan jest podobno najmłodszym brygadzistą w Polsce - rzekł. - Już nie, panie kierowniku. Przybyło mi lat i myślę, że nie jestem najmłodszy - odpowiedziałem. Ciekaw byłem do czego zmierza i dlaczego zaprosił mnie aż do biura. Postanowiłem sam zapytać. - Panie kierowniku, proszę powiedzieć mi, po co pan mnie zaprosił do siebie? Ale zamiast odpowiedzi uslyszałem pytanie:
- Czy bardzo trudno panu pracować tą ręką, w której brakuje palców? Tego się nie spodziewałem. Pomyślałem, że może chce odesłać mnie na jakąś komisję i zrobi ze mnie inwalidę. Kierownik chyba się zorientował, w jakim kierunku pobiegły moje myśli, bo szybko dodał:
- Widzi pan, mam brata rodzonego, który dosłownie identycznie stracił palce i chciałbym, żeby podjął pracę fizyczną na budowie. - Czy trudno mi pracować fizycznie? Na pewno, trudniej niż tym, co mają wszystkie palce, ale można się przyzwyczaić i nauczyć. - A czy przyjąłby pan do swojej brygady mego brata z taką samą ręką jak pana? Czy też miałby pan kłopoty z ludźmi, którzy by robili panu wymówki? - usłyszałem.
- Panie kierowniku, po wojnie jest tak dużo ludzi, którzy noszą na sobie jej ślady, że prawie w każdej brygadzie jest ktoś kto ucierpiał i musi z tym żyć. - Więc przyjmie go pan do brygady czy nie? - zapytał. - Jestem zdziwiony, panie kierowniku, że pan pyta i prosi. Mógłby pan załatwić tę sprawę, nie pytając mnie, tylko mi polecić i koniec. - Tak mógłbym, ale brat nie pcha się na siłę. On chce, żeby mu nikt nie robił przykrości, więc wolę pana poprosić. - Niech pan przywozi brata i nie pyta. Przykrości na pewno nie będzie miał - odrzekłem. Zapytałem jeszcze, czy brat zna pracę w budownictwie, ale okazało się, że nie, był organistą i kawalerzystą w wojsku. - No dobrze, dawaj pan tego organistę-kawalerzystę, zobaczymy co da się z niego zrobić - powiedziałem.
Za trzy dni kierownik przedstawił mi swojego brata. W ogóle nie był podobny do niego, kierownik był raczej szczupły, a brat to chłop postawny i przystojny, miał trzydzieści lat i rzeczywiście brak mu było palców identycznie jak u mnie. Zaprowadziłem go do szatni, wskazałem szafkę i umywalnie.
Jak pan ma na imię - spytałem - bo nazwisko to jak brat, ŚIaski. - No właśnie, panie Albinie, mów pan mi po imieniu, czyli Henryk - odparował.
Od pierwszego dnia spodobał mi się, pracował normalnie i żadnych uwag od ludzi nie miałem, mówili, że chłop do rzeczy, sympatyczny i uczynny. Zacząłem go brać na prywatki, w tym czasie na przedmieściach sporo ludzi budowało sobie domki, więc kto chciał, mógł w niedzielę zarobić. Praca zaczęła nas zbliżać, nabieraliśmy do siebie zaufania. Upłynęło parę miesięcy i zapytałem go:
- Heniu jak ty straciłeś te palce? Podobno byłeś w kawalerii, więc może coś z szablą? - Nie, z wojny wyszedłem na szczęście cało, chociaż prawie cały szwadron Niemcy wybili. Wiesz Albin, ja nawet nie mogę opowiadać jak moi koledzy ginęli. Szarżujesz szwadronem, masz obok kolegów i za chwilę już ich nie ma. Leci obok ciebie jego koń z pustym siodłem. Ginęliśmy - Niemcy mieli lepszą broń i o wiele więcej, ale próbowaliśmy nadrabiać odwagą i brawurą. Wielką sztuką było ich zaskoczyć, nie pozwolić użyć broni palnej. Jak się nam udawało to nie ocalał żaden szkop. Ale jeśli oni pierwsi otworzyli ogień do nas, to ginęło wielu kolegów.
Przeżyłem dzięki Bogu wojnę i zdrowy wróciłem do domu. Oczywiście, że miałem dużo i to tragicznych przeżyć na wojnie, wróciłem raczej rozbity i zgnębiony duchowo - wspominał Henryk. Lubiłem go słuchać gdyż były to autentyczne wydarzenia wojenne, jakie przeżył, służąc w kawalerii. Nie wiedziałem jednak, że ten człowiek przeżył i nosi w sobie wiele tragicznych wydarzeń, że był świadkiem mordów, które trudno opisać ze względu na sposób, w jaki mordowano Polaków na Kresach.
Pracował już prawie rok i mieszkał u swego brata. W jego wieku mężczyźni mają już żony i dzieci, natomiast Henryk był sam i nie zdradzał zainteresowania kobietami. Nie chciałem go pytać o jego życie osobiste, gdyż jak koledzy go pytali to unikał takich rozmów i odpowiedzi. Ponieważ ja w tym czasie miałem już plac pod budowę domu w Rembertowie i każdego dnia po pracy wydobywałem z gruzów Starówki każdą ocalałą całą cegłę, on się tym zainteresował i zaproponował mi pomoc. Często wieczorem po parę godzin obaj czyściliśmy tą starą cegłę i rozmawialiśmy. Opowiedział mi, że urodził się w małym miasteczku na Kresach o nazwie Rochatyń, urodził się tam też jego brat. Niedaleko mieli do Tarnopola i do Lwowa, ale najczęściej jeździli do kolegów, którzy mieszkali w Zborowie, w Złoczowie i Brzeżanach.
Wtedy, przed wojną - w tych miasteczkach większość mieszkańców to byli Żydzi. W czasach rozbiorów Polski, car przymusowo kierował na te tereny Żydów z całej Rosji. Nasz ojciec - mówił Henryk, był dobrym kowalem, roboty miał dużo, więc rodzice postanowili, że wykształcą najstarszego syna na inżyniera, a ja młodszy, obejmę po ojcu kuźnię, gdyż sama natura uczyniła tak, że brat był słaby fizycznie a ja bardzo zdrowy i mocno zbudowany. Brat zdążył skończyć studia jeszcze przed wojną, ale celem jego życia było lotnictwo. Mimo że jako technik mógł mieć dobrą pracę, to jej nie podjął, a poszedł do szkoły lotniczej w Dęblinie. Moje życie potoczyło się jednak inaczej niż rodzice chcieli i zaplanowali.
Od dziecka zachwycała mnie muzyka organowa. Tak się składało, że mogłem uczestniczyć w niedziele na wszystkich mszach świętych. Takie przebywanie w kościele musiało zwrócić uwagę proboszcza. On jednak myślał, że ja mam powołanie do kapłaństwa. Gdy mu wyjaśniłem był rozczarowany, ale zainteresował się mną. Mogłem teraz wchodzić na chór i przyglądać się jak organista gra na organach. Nadszedł wreszcie taki dzień, kiedy organista dopuścił mnie do organów. Z początku ciężko mi szło, ale z czasem zacząłem zastępować starego organistę. Proboszcz jednak zmusił mnie, żebym we Lwowie nauczył się nut, no więc musiałem kupić sobie rower i jeździć na lekcje. I w taki oto sposób zamiast być kowalem, jak chcieli rodzice, zostałem organistą.
Na wiosnę 1939 roku powołano mnie do wojska, mimo że proboszcz jeździł i prosił, żeby mnie nie brali. A we wrześniu była już wojna. Nim jednak powołano mnie do wojska, chciałem się żenić. Ale w tamtych czasach nie było to takie proste, w grę wchodziło co posiada młody, a co młoda. Ileż to tragedii było na tych terenach spowodowanych faktem, że albo jedni, albo drudzy rodzice nie pozwalali na taki związek, gdzie chłopak lub dziewczyna byli zbyt biedni. Moja pozycja jako organisty była raczej średnia. Ale serce, jak mówią, nie sługa i nie patrzy kto ma ile hektarów tylko kocha. Tak właśnie było i ze mną - mówił Henryk.
Tymczasem ja zacząłem sam jeden z tej rozbiórkowej cegły budować mały domek. Mogłem to robić wieczorami lub w niedzielę. Niespodziewanie Henryk mówi: - Chcę ci pomóc. Mogę spać u ciebie w komórce, zapłaty nie chcę. Zaczęliśmy więc obaj tę budowę. On ręcznie rozrabiał zaprawę i podawał mi. Ja, jako że już od paru ładnych lat pracowałem w budownictwie, uważałem, że jestem majstrem, a on - pomocnikiem. Przez kilka dni opowiadał mi jeszcze swoją historię, właściwie przegadaliśmy parę nocy, bo mimo że to on mówił, to ja też zadawałem pytania.
Właśnie to przysłowie - zaczął mówić Henryk - że serce nie sługa to i do mnie pasuje, i do dziewczyny, którą pokochałem - ciągnął dalej Henryk. Ja wśród kawalerów z okolicy wyróżniałem się postacią i urodą. Lubiłem śpiewać i głos miałem ładny, ale serce moje już od kilku lat biło dla Krysi, córki młynarza. Wysoka i zgrabna o długich jasnych warkoczach. Ona też darzyła mnie uczuciem i okazywała mi to. Mimo że odprowadzać ją do domu z zabawy było wielu chętnych, nigdy nie pozwalała nikomu poza mną się odprowadzić. Nic dziwnego, że zazdrośni konkurenci parę razy robili na mnie zasadzkę, żeby mnie pobić, tyle że ja się bić potrafiłem i poszkodowanym nigdy nie byłem. Postanowili szukać rady u rodziców Krysi, w wyniku czego Krysia dostała zakaz spotykania się ze mną. Kiedyś, ojciec Krysi spotkał mnie na drodze i surowo zakazał spotykania się z córką. „Nie dla psa kiełbasa!" - krzyczał do mnie. - Ona ma dwa domy w mieście i młyn po mnie, a ty co masz? Robić ci się nie chce jako kowal, tylko byś grał i śpiewał.
To nie mąż dla mojej córki - krzyczał, zaciskając pięść. Ale Krysia sprytnie oszukiwała ojca. Wymyśliła, że w Zborowie jest kurs szycia na maszynie i zaczęła tam jeździć. Zaczęliśmy się spotykać co dwa dni, tak jak ten kurs się odbywał. Taka zakazana miłość zawsze jest na złość tym, co jej zakazują. Prawdopodobnie w innych warunkach Krysia chciałaby w wianku iść do ślubu, ale że zabraniają, trzeba było spróbować tej miłości, tak więc przez parę miesięcy kochaliśmy się jakby na złość ojcu. Planowaliśmy, że jak wyjadę i znajdę pracę jako organista gdzieś w Polsce, to ona przyjedzie i weźmiemy ślub. Wojna jednak wszystko pokrzyżowała. Prawie rok byłem poza domem w wojsku. Tęskniliśmy za sobą, pisaliśmy listy.
Gdy wojna się kończyła, major, który dowodził naszym oddziałem powiedział: „Chłopcy, wasze życie będzie potrzebne jeszcze Polsce. Teraz trzeba zdobyć cywilne ubrania i wrócić do domu. Przyjdzie czas to was odnajdziemy". Rzeczywiście, nie było sensu walczyć, bo nawet nie mieliśmy czym. Wróciłem do domu, a tu Armia Czerwona zajmuje nasze tereny. Zaraz na drugi dzień Żydzi poszli do milicji i do NKWD. Zaczęły się aresztowania i wywózki na Wschód. Ci nasi koledzy Żydzi, którzy chodzili z nami do polskiej szkoły, teraz nas Polaków nie znają, nie można już im mówić po imieniu, teraz oni są tu władzą. Każdej nocy podjeżdżali pod domy i zabierali ludzi, i to całymi rodzinami, z dziećmi i starcami.
Ja spałem na plebanii, więc na razie omijali proboszcza, ale zakazali odprawiania mszy w kościele. „Musicie mieć pozwolenie na piśmie, żeby zbierać tych ludzi w kościele" - mówili. Mimo to ksiądz w niedzielę mówi do mnie, że idziemy i msza się odbędzie normalnie. Tak też było, ale na wieczór przyjechali i pobili księdza dotkliwie, a mnie zabrali z sobą na wieś.
W czasie wiezienia mnie furmanką widzę, że wszyscy milicjanci to moi koledzy Żydzi ze szkoły. Zaczynam więc prosić jednego i mówić: „Czego wy chcecie ode mnie? Żadna polityka mnie nie interesuje. Nie należę też do żadnej grupy czy partyzantki". „Tak, to prawda - odpowiada mi jeden - ale grasz w kościele - i to twoja wina. Więcej grać już nie będziesz". Wiozą mnie, żeby zabić - pomyślałem. Ale stało się inaczej.
Wjechali na podwórko do znajomego rolnika i pytają się: „Masz siekierę?" Chłop, przerażony, oczywiście daje im siekierę, a ja już jestem przekonany, że zabiją mnie właśnie tą siekierą. Tym bardziej, że po wioskach było tak zamordowanych dużo Polaków. „A gdzie masz pień do rąbania drewna?" - pytał chłopa miliciant. „O, stoi na środku drewutni" - pokazywał przestraszony chłop. Zwalili mnie z wozu i kazali iść do tej drewutni. No to już moje ostatnie chwile - myślałem i modlę się po cichu.
Przy pieńku kazali mi położyć prawą rękę na pniu. „Co, do cholery, chcecie mnie po kawałku rąbać" - spytałem Jakuba, tego co chodził ze mną do szkoły. „Kładź" krzyknął, bo przybiję gwoździami jak nie położysz. Dwóch złapało za moją rękę w okolicy łokcia i położyli na pieńku. Jakub rąbnął siekierą i poczułem straszliwy ból. Puścili moją rękę, z której przez parę sekund krew nawet nie leciała. Patrzę, a na pieńku leżą moje trzy palce.
Ale pozostali Żydzi zaczęli krzyczeć na Jakuba: „Miałeś urąbać mu wszystkie palce, a nie tylko trzy". „Miałem, miałem" - powtarzał Jakub. „Weź i utnij ty, skoro ja nic nie umiem" - bronił się Jakub. Zaczęła obficie płynąć krew więc zacząłem ściskać tę rękę. „Teraz to pobrudzimy się tą krwią - zaczęli mówić. Niech tak zostanie, już nie będzie mógł grać więcej".
Zostawili mnie u tego chłopa i sami odjechali. „Panie, u nas jest niedaleko weterynarz, to może pomoże panu" - krzyknął chłop i nie pytając się czy chcę, pobiegł po niego. Zdyszany weterynarz zadecydował, że na razie zatamuje mi krew, ale do szpitala muszę jechać, bo trzeba to zaszyć. „Najszybciej będzie do Zbrzeżan. Tam nie ma szpitala, ale jest taki ośrodek i jest tam chirurg, który zszywa takie rany" - powiedział. Zaprzężono więc konia i wozem - jak szybko tylko to zwierzę mogło - chłop zawiózł mnie do tego lekarza i uciekł. Przeleżałem noc na korytarzu i rano lekarz mówi: „Idź pan do domu. Na szczęście równo ucięli panu i nie musiałem nic robić poza szyciem".
Wróciłem więc do rodziców i matka zaczęła przykładać mi na tą ranę lniane szmatki. Wygoiło się szybko, za dwa miesiące chodziłem już bez tych szmatek, ale grać rzeczywiście już nie mogłem. Organistą już nie będę i wyjeżdżać nie ma już po co - pomyślałem. Zacząłem unikać Krysi, która przysyłała mi kartki przez koleżanki, żebym przyszedł i się z nią spotkał.
Rozpoczęły się straszne represje. Cała władza to prawie nieomal Żydzi, Polacy nie mieli nic do powiedzenia. W dzień oficjalnie konfiskowali Polakom mienie, w nocy ci sami dokonywali grabieży z użyciem broni, a opornych zabijali i nie było nawet gdzie iść na skargę, bo w większych miastach całe komendy milicji to Żydzi.
Sąsiad poszedł do Tarnopolu, bo zabrali mu wszystko co posiadał, a przy tym zgwałcili córkę i pobili żonę; poszedł i nie wrócił więcej. Wiedzieliśmy, że Polska jest cała zajęta przez Niemców. Czasem zdarzało się, że udało się z Polski uciec dawnym komunistom. Wierzyli oni, że towarzysze radzieccy ich przygarną i zaopiekują się nimi, tymczasem takich właśnie zabijano, bo jak głosiła plotka zdradzili komunistów w Moskwie.
Wielu moich kolegów ukrywało się po lasach, żeby ocalić życie. Zbrodnie, były teraz na porzątku dziennym. Co parę dni dowiadywaliśmy się że w lesie leży dużo trupów. Ludzie chodzili rozpoznawać, bo przecież prawie z każdego domu kogoś zabrali i nie wrócił. Najgorzej było zimą. Trudno było ukryć się w lesie, gdyż zostawiało się ślady, poza tym w milicji i w NKWD byli miejscowi Żydzi. Oni doskonale wiedzieli, ile w każdym domu powinno być ludzi, jeśli więc brakowało kogoś kogo oni szukali, to brali zakładników i trzymali dotąd, aż poszukiwany sam przyszedł, żeby tylko matkę i ojca wypuścić. Już nie odprawiano mszy prawie we wszystkich kościołach, bo zakaz zgromadzeń rozszerzono na Kościół.
Jednego dnia zabrali mnie na komendę milicji. „Gdzie jest twój brat Stanisław Ślaski?" - pytali. Mówię, że nie wiem. Jak zaczęła się wojna to był pilotem i walczył z Niemcami, potem nie było od niego żadnej wiadomości, może zginął. Zamknęli mnie w piwnicy, w której siedziało już dwóch naszych księży i ojciec mojej Krysi. Cała trójka pobita i pokrwawiona. Mnie do tej pory nie bili. Przesiedzieliśmy cały dzień i noc. Nawet wody do picia nam nie dali, nie mówiąc o jedzeniu. Następnego dnia wyprowadzili nas na podwórko, i za parę minut wjechał ciężarowy samochód, a na nim jeszcze dwóch księży i dwóch rolników spod Złoczowa, których znałem. Teraz było czterech księży, ojciec Krysi i tych dwóch chłopów oraz ja. Władowali nas na samochód i trzy rowery, w tym mój, który mi zabrali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Pon 18:21, 27 Gru 2010    Temat postu:

+++

Uwaga ,
w internecie, odbywa się gwałtowne wycinanie strony: [link widoczny dla zalogowanych]
Strona ukazuje oszustwo katastrofy smoleńskiej.
Dzisiaj rano (03. grudnia) wyszukiwarka Google pokazywała 3980 haseł "zamach.eu".
Dzisiaj o godz 17.00 wyszukiwarka Google pokazywała 920 haseł "zamach.eu".
Dzisiaj o godz 20.00 wyszukiwarka Google pokazywała 614 haseł "zamach.eu".
Tzn w ciągu 12 godzin wycięto ponad 3000 miejsc w internecie.

Nie jest to robota jakiego amatora ale działalność służb specjalnych ( nie wiadomo , czy służby takie w Polsce
są w dalszym ciągu służbami państwowymi).

Nie jest jasne co się stało i dlaczego taka akcja jest przeprowadzana.
W ostatnim numerze Newsweek opublikowano napastliwy i częściowo kłamliwy artykuł o tytule "Czas głupców" lub "Smoleńsk i AIDS, czyli dobre i złe teorie spiskowe" - autor : Tomasz Stawiszyński. [link widoczny dla zalogowanych]
Moja osobę wymieniono tam z nazwiska. Podano tez, ze rzekomo uważa się , ze jestem już załatwiony lub podobne.
Zanegowanie faktu "katastrofy smoleńskiej" porównano do faktu negowania zjawiska AIDS.

Możliwe, ze wycinka hasła "zamach.eu" ma związek z wizyta prezydenta Miedwiediewa w Polsce.
Możliwe, ze jest to działanie rutynowe tego odnawianego PRL.
Możliwe tez, ze należny spodziewać się czegoś innego.

Strona [link widoczny dla zalogowanych] została rozpowszechniona w świecie dzięki niestrudzonej pracy
rożnych forumowiczów, których nie znam.
Osobom tym wyrażam podziękowanie za ten ofiarny - typowo polski wysiłek.
Wysiłek, ofiarę dla Polski, Polaków i czegoś nieskończenie ważniejszego.


Christus Rex

Krzysztof Cierpisz
2010-12-03


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Pon 18:21, 27 Gru 2010    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Pon 18:24, 27 Gru 2010    Temat postu:

"BŁAZENADA WYBORCZA DLA MALUCZKICH
Dotychczas nie miałem okazji zetknąć się z tzw. "wyborami samorządowymi" zawsze wyjeżdżając na ten czas do pracy "za chlebem". Teraz kiedy powiedziałem sobie "dość poniewierania się, wycierania obcych kątów, znoszenia docinków itp.." i nawet bez najmniejszej możliwości pracy w Kraju podjąc zdecydowaną walkę o normalność w Nim, bacznie obserwowałem "rozliczanie się" poprzednich "samorządowców" i "programy" nowych i nowo-starych kandydatów do "samorządów". Co prawda od dawna widziałem brak jakiegokolwiek zainteresowania "samorządowców" wszystkich szczebli rozwojem swoich regionów, powiatów, gmin - a nawet gorzej, stopowaniem jakiegokolwiek ulokowania zakładu produkcyjnego - stałych miejsc pracy jak w moim Pasłęku zablokowana produkcja sklejki - o czym opisywałem. Jednak bezpośrednia obserwacja tzw. "kampanii" doprowadziła do wniosku wręcz infatylnego - jest to nawet nie obłudna propagandowa zabawa, jest to bezsensowne tracenie czasu i wydawanie publicznych (a i czasami prywatnych) pieniędzy. Ustępujący "samorząd" w osobach Burmistrza Miasta i Starosty Powiatu zrobili spotkanie z "ludnością" - nie wiem o ile ale co najmniej o 0,5 godz. wcześniej niż to podano na afiszach, dlatego dotarłem już na końcówkę wystąpienia Burmistrza. Mimo wszystko zadowolony że będę mógł "odpytać" Burmistrza i o zaniechania lokowania zakładu produkcyjnego w miasteczku z potężnym bezrobociem powodującym "pustoszenie" Miasta i Gminy wyjazdami "za chlebem" za granicę (sprawdza się "wymsknięta się" zapowiedź "Bolka z 2004 r podsłuchana przez niego u pryncypałow że Polsce wystarczy 20 ml populacji), czy też o perspektywach na przyszłość. NIESTETY, PYTAŃ NIE PRZEWIDZIANO, PODOBNIE JAK I PO WYSTĄPIENIU STAROSTY - MALUCZKIM NIC DO TEGO CO ZROBIŁ LUB BĘDZIE ROBIŁ "SAMORZĄD". I w zasadzie na tym przedwyborczy festyn zakończył się. W ostatnim tygodniu rozwieszono plakaty osób ubiegających się do poszczególnych szczebli "samorządów" z nic nie znaczącymi krągłosłownymi "programami tymi samymi wszystkich "opcji" - ŻADNA OPCJA, ANI JEDNA OSOBA ŻADNYM KONKRETNYM SŁOWEM NIE WSPOMNIAŁA O NAJWAŻNIEJSZYM PROBLEMIE, POTĘŻNYM BEZROBOCIU I KONKRETNYM STWORZENIU NOWYCH MIEJSC PRACY - rozwieziono z takimi samymi "programami" i hasłami parę broszurek i ulotek po domach do czego sam się też przyczyniałem, i na tym zakończono kampanię. Widząc po dotychczasowych "osiągnięciach" "samorządów" zdawałem sprawę z bezsensowności tych "wyborów" i prowokowałem co niektórych wypowiedziami w tym stylu pozostawiając jednak sobie cień nadziei że znajdę kogoś na kogo będę w stanie zagłosować. Niestety, nie znalazłem, a nie będę głosował tylko dlatego ze ktoś jest sympatyczny albo z "mojej" czy zbliżonej opcji jeżeli nie przedstawia choćby minimalnego ale konkretnego programu - niestety "0" konkretów, a więc i bez mojego głosu. Siedząc w komisji wyborczej przyglądałem się w miarę możliwości glosującym zastanawiając się co zadecydowało o ich udziale. Większość stanowili emeryci, a więc wychowani w systemie komunistycznym i to oni mówili o "obowiązku obywatelskim" dodając zgodnie z wyniesioną z komunizmu zasadą że niezależnie na kogo zagłosują to i tak niczego nie zmieni - "oni" zrobią to co chcą. Reszta to ludzie powiązani z wybieranymi więzami pokrewieństwa, sąsiedztwa czy też namową (wyraźnie to uwidoczniło się u dwojga bezdomnych). Młodych jak na lekarstwo oprócz przyprowadzonych przez rodziców "za rękę". Frekwencja ok. 40%. Wybory burmistrzowskie wygrywa stary Burmistrz mimo że jego dokonania ograniczają się do remontu paru ulic i murów zamku w roku wyborczym, ostatnich paru miesiącach przed wyborami - typowy zabieg, mając tylko jednego przeciwnika który ujawnił się na parę dni przed wyborami jedynie rożnicą jedynego hasła - "Potrzeba zmiany". Być może był to celowy zabieg by stworzyć wrażenie "konkurencji" wyborczej pozostawiając jednak stary układ niezależnie od efektów działalności administracji samorządowej - miałem dwa razy do czynienia - opisywałem - i oba bez efektów, a ostanie z łamaniem przez administrację przepisów i prawa, jeszcze "ciągnie sie" - w załączniku moja korespondencja z Burmistrzem.
Czym więc są tak propagowane, wychwalane przez wszystklie "opcje" - kliki, zSBeczone (TVP) i SBckie (Polsat,TVN) media, a nawet Kościół Katolicki tzw. "wybory samorządowe" ? - JEST TO SZKOŁA MAFIJNEGO POJMOWANIA "WŁADZY" NA NAJNIŻSZYCH SZCZEBLACH, SZKOŁA PRZYGOTOWUJĄCA DO BANDYTYZMU NA WYŻSZYM SZCZEBLU W RABOWANIU, ŁUPIENIU, RUJNOWANIU GOSPODARKI OGÓLNONARODOWEJ, SZKOŁA UCZĄCA JAK SPONIEWIERAĆ, UPODLIĆ LUDZI MYŚLĄCYCH I NIEZGADZAJĄCYCH SIĘ NA BANDYCTWO. Oto "ogródkami" zaproponowano mi bym zaczął pobierać ok. 500 złotowy zasiłek za opiekę nad Mamą - staruszką w zamian za wyrejestrowanie z "bezrobocia" . Bandzie twórców tego przepisu albo nie mieści się w ich "makówkach" że opieka nad rodzicami to nie jest nakazowy, płatny obowiązek ale obowiązek wynikający z człowieczeństwa, z tysiącletnich nakazów religijnych, z paru tysiącleci etycznych zwyczajów,obyczajów ludzkich, albo jest to celowe działanie mające doprowadzać ludzi do zwyczaju upodlania się nawet za nędzne grosze nie dające szans na przeżycie ani na godną śmierć. Wybieram to ostanie ale bez waszych śmierdzących nędznych ochłapów, stać mnie jeszcze na "kałacha".

SZYKOWAĆ SIĘ DO ROZPRAWY Z MAFIJNYM BANDYTYZMEM OKUPUJĄCYM OD 1989 ROKU KRAJ I MORDUJĄCYM NARÓD !!!

Marek Chrapan"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alec
Superreaktywista



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Ze świata Panie , ze świata

PostWysłany: Wto 7:35, 28 Gru 2010    Temat postu:

Dziennik Polski nr 262

Czy nasza ojczyzna jest chora?
JAN GALAROWICZ

Katastrofa pod Smoleńskiem, "sprawa krzyża", jak również będący efektem narastającej nienawiści politycznej mord w Łodzi skłaniają do pytania o duchową kondycję naszego narodu.
Zbliżające się święto 11 listopada sprzyja takiej refleksji. Jacy my właściwie jesteśmy? Oczywiście, społeczeństwo polskie jest bardzo zróżnicowane. Dlatego każdy opis, zwłaszcza publicystyczny, traktujący je jako monolit, musi być z konieczności uproszczony.

Infantylna miłość

Mimo że w sytuacjach ekstremalnych potrafimy się wspaniale jednoczyć, na co dzień ciągle jeszcze jesteśmy indywidualistami, a może lepiej mówiąc - monadystami, samotnymi wyspami. Nie dostrzegamy zatem związku między dobrem indywidualnym, np. wyrzuceniem niepotrzebnego sprzętu gospodarstwa domowego do lasu, a dobrem wspólnym - zaśmieconym lasem. A nawet więcej - dobra te przeciwstawiamy sobie. Na szczęście ta postawa Polaków zmienia się na lepsze, co można łatwo zauważyć na poziomie bloków mieszkalnych, samorządów itp.
Bez wątpienia jesteśmy jako Słowianie obdarzeni bogatą emocjonalnością. Niestety, często nasza sfera uczuciowa jest niedojrzała, infantylna, a jednym z jej przejawów jest ślepa miłość - obecna m.in. w wychowywaniu dzieci oraz w życiu społeczno-politycznym. Bardzo łatwo zakochujemy się w atrakcyjnych (co w istocie znaczy: przedstawianych przez media jako atrakcyjni) politykach. Przez całe lata znaczna część mieszkańców naszego kraju była zakochana w Aleksandrze Kwaśniewskim, a obecnie - powtarza się to w stosunku do Donalda Tuska. Miłość dojrzała różni się od ślepej tym, że - w przeciwieństwie do niej - dostrzega wady przedmiotu swojego uwielbienia. Publicyści się dziwią, jak to się dzieje, że premier Tusk podnosi podatki i robi wiele innych wątpliwych czy negatywnych rzeczy, a jego poparcie społeczne rośnie. Wyjaśnienie jest banalnie proste: duża część Polaków jest w nim nadal zakochana - są oni głęboko przekonani, że jest to po prostu fajny facet. A jeśli jeszcze porówna się go z odpychającym i znienawidzonym Jarosławem Kaczyńskim, jego atrakcyjność się potęguje. Nie twierdzę, rzecz jasna, że jest to jedyny element decydujący o popularności obecnego premiera.

Głód uznania

My, Polacy, jesteśmy spadkobiercami wielu negatywnych doświadczeń historycznych. Frustrują nas zarobki wielokrotnie niższe niż na Zachodzie. Media postkomunistyczne i liberalne od dwudziestu lat "dołują" nasz naród, eksponując z upodobaniem i dziwną satysfakcją tylko jego słabe strony. Trudno w tej sytuacji nie mieć wątpliwości co do swojej wartości i wartości własnego narodu.
Wątpliwości te pogłębia nasza niedojrzałość emocjonalna, co się wyraża w naszych kompleksach wobec Zachodu oraz w głodzie uznania ze strony innych osób i narodów. Nie daje nam zatem spokoju pytanie, co o nas naszych zachowaniach, naszych politykach itd. pomyślą sobie mieszkańcy Zachodu. Przecież w mediach tak często słyszymy: "Zachód się z nas śmieje". Z kolei wpadamy w euforię, gdy jakiś polityk czy dziennikarz z innego kraju obdarzy nas komplementem. A jak bardzo jesteśmy wdzięczni rodzimym politykom, którzy nas zapewniają, jacy to jesteśmy wspaniali - "młodzi, wykształceni i z dużych miast". Wybory wygrywają na ogół ci działacze, którzy bardziej skutecznie się nam podlizują. Natomiast denerwują nas politycy, którzy nam mówią gorzką prawdę i stawiają nam wymagania.

A jednak homo sovieticus

Wprawdzie komunizm już dawno upadł, ale jego skutki pozostały w naszych duszach. Jednym z najbardziej doskwierających w życiu społecznym jest mentalność monopolistyczna. Od samego początku, tzn. od 1989 roku, mieliśmy kłopot z rzeczywistym pluralizmem - przede wszystkim medialnym i politycznym. Niestety, przez dwadzieścia lat nie wypracowaliśmy autentycznego ładu medialnego: nie udało się stworzyć z prawdziwego zdarzenia telewizji publicznej; brakuje nam prawicowego odpowiednika TVN; nie ma na rynku ogólnopolskiego dziennika, który wyrażałby poglądy zwolenników PiS-u, a wśród tygodników dominują pisma lewicowo-liberalne. Ciągle jeszcze mamy kłopoty z pluralizmem politycznym. Mentalność monopolistyczna daje o sobie znać również w obrębie polskiego katolicyzmu.
Homo sovieticus, który, niestety, jest w nas ciągle żywy, przejawia się również w "przewartościowaniu wartości" - w zamienianiu aksjologicznych i etycznych "plusów dodatnich" na "plusy ujemne" - i odwrotnie. Krótko mówiąc: rzeczy dobre, np. obrona symboli religijnych, są oceniane jako złe, a złe, np. obrażanie innych, jako dobre. Marksistowska etyka klasowa zmieniła po 1989 roku twarz - została zastąpiona przez "etykę plemienną". Pokrewna "etyce Kalego", "etyka plemienna", niszcząca życie społeczne w Polsce, polega na tym, że inaczej oceniamy słowa i czyny osób, które uznajemy za "nasze" - posiadające takie same jak my poglądy religijne, polityczne, a całkiem inaczej słowa i czyny osób, które nie należą do "naszego plemienia". To samo obraźliwe sformułowanie raz jest haniebne - jeśli wyszło od przedstawiciela, który nie należy do "naszego plemienia", innym znów razem - jeśli jego autorem jest osoba, którą cenimy - stanowi ono tylko przejaw spontaniczności, która zwłaszcza u twórców jest czymś naturalnym.
Usankcjonowanie nienawiści, pogardy, szyderstwa itd. wobec osób należących do innego od "naszego plemienia", jest jednym z "owoców" wyznawania przez część społeczeństwa "etyki plemiennej". Jesteśmy w swoim mniemaniu wspaniali, ponieważ darzymy szacunkiem, podziwiamy i kochamy "swoich" - swoje dzieci, swoich idoli politycznych. Miłość do "swoich", ślepa miłość, zdaje się usprawiedliwiać nienawiść, agresję, pogardę wobec innych, należących do "obcego plemienia". Istota politycznej nienawiści i agresji w Polsce, która przyniosła pierwszy polityczny mord po 1989 roku, sprowadza się do tego, że jest ona wprawdzie - jak słusznie twierdzi Rafał Ziemkiewicz - produkowana sztucznie, ale napotyka na podatny grunt "mentalności plemiennej".
Agresja w Polsce jest również efektem społecznej frustracji, która ma źródło m.in. w trzech zjawiskach. Polska suwerenna rozpoczęła życie jako kraj tysięcy komunistycznych krzywdzicieli i milionów uprzywilejowanych oraz milionów pokrzywdzonych - osób drugiej kategorii. Na tę krzywdę nałożyła się ewidentna niesprawiedliwość transformacji: bardzo wielu krzywdzicieli i osób uprzywilejowanych uzyskało kolejne przywileje, natomiast nie została przywrócona elementarna sprawiedliwość. To bardzo bolesny fakt, ale po dwudziestu latach nasza ojczyzna żyje nadal w oparach kłamstwa.

Kult ciepełka - kult mediów

Jeśli część Polaków nadal tęskni za życiem w komunizmie, to m.in. dlatego, że system ten, zabierając ludziom wolność, gwarantował im poczucie bezpieczeństwa. Potrzeba ta wydaje się obecnie zaspokojona - duża część Polaków ma, jak za czasów Edwarda Gierka, poczucie małej stabilizacji. Wprawdzie bardzo dużo narzekamy, a to na służbę zdrowia, a to na fatalny stan dróg, a to na drożyznę w sklepach i zadłużanie kraju, ale w istocie czujemy się jednak pod względem materialnym dość bezpiecznie. Stopniowo przyjmujemy również zachodni, konsumpcyjno - hedonistyczny model życia. Tak naprawdę ważne jest dla nas to, co dzieje się tu i teraz. Używamy świata, póki służą lata. Żyjemy dniem dzisiejszym. Nie przejmujemy się natomiast losem przyszłych pokoleń: radykalnie malejącą liczbą urodzeń, potęgującym się zadłużeniem narodu itd.
Obecnie żyjemy w cywilizacji medialnej; to media w dużym stopniu określają naszą świadomość. Kto ma wątpliwość, że medialny sposób istnienia nie jest doskonałym istnieniem? Żyjemy zatem w kulcie mediów. Nie zastanawiamy się nad ich właścicielami, nad ich poglądami, nad tym, jaką partię popierają i dlaczego; najważniejsze jest to, że każde z nich ma nam coś fajnego do zaoferowania. Po łódzkim mordzie pytamy: kto jest za to odpowiedzialny, co należy zrobić, aby się to nie powtórzyło? Większość mediów w sposób zadziwiająco zgodny udziela następującej odpowiedzi: wszyscy są winni, a lekarstwo jest jedno - politycy PO i PiS-u powinni się przeprosić. Co bardziej szczerzy dziennikarze i publicyści, ale również niektórzy zwykli mieszkańcy naszego kraju, dopowiadają: na pewno klimat nienawiści uzdrowiłoby totalne wyeliminowanie z życia politycznego Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego odpowiedzi te nie zmienią sytuacji w Polsce? Z prostego powodu: są to bowiem pseudoodpowiedzi.
Jeśli rzeczywiście chcemy przyczynić się do zmiany tej sytuacji, spróbujmy odważnie zapytać media i spokojnie przemyśleć kilka spraw. Czy faktycznie Polacy tak strasznie się nienawidzą? Czy to przede wszystkim politycy są odpowiedzialni za potęgującą się w Polsce agresję polityczną? A może odpowiada za nią tylko kilku polityków, przede wszystkim Janusz Palikot i Stefan Niesiołowski, oraz "producenci nienawiści", np. niektóre media i ich mocodawcy? Czy agresja i nienawiść mają rzeczywiście charakter symetryczny? Czy obydwie strony sporu są w takim samym stopniu winne? Czy wolno utożsamiać piętnowanie i potępianie zła z agresją i nienawiścią? Czy nie ma różnicy między krytyką, czasami bardzo ostrą, a agresją, nienawiścią i poniżaniem?

*Autor jest filozofem i nauczycielem akademickim; pracuje na Wydziale Humanistycznym AGH; ostatnio opublikował książki "Paradoks egzystencji etycznej" oraz "Kochać naprawdę".











[/list]
    [/list]


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
    Autor Wiadomość
    Z Krainy Włatcy Móch
    supergość



    Dołączył: 04 Maj 2007
    Posty: 50
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 6 razy
    Ostrzeżeń: 0/2

    PostWysłany: Śro 9:07, 29 Gru 2010    Temat postu:


    Jak powstawały "Orliki"? "To porażające"


    PiS i SLD wskazują na nieprawidłowości przy tworzeniu projektów boisk "Orlik". PiS wysłało dzisiaj list do Prokuratora Generalnego w tej sprawie. SLD chce, aby zajęła się nią NIK. Według rzecznika ministerstwa sportu, powstawanie "Orlików" było monitorowane m.in. przez ABW i CBA. Politycy PiS i SLD powołują się na śledztwo, jakie przeprowadzili reporterzy programu Superwizjer TVN. Wiceszef klubu SLD Marek Wikiński na dzisiejszej konferencji prasowej w Sejmie nazwał informacje Superwizjera "porażającymi".

    [link widoczny dla zalogowanych]

    A jak to jest z Głubczycami?


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
    Autor Wiadomość
    lechim
    Superreaktywista



    Dołączył: 30 Maj 2006
    Posty: 699
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 17 razy
    Ostrzeżeń: 0/2
    Skąd: Głubczyce

    PostWysłany: Śro 10:56, 29 Gru 2010    Temat postu:

    wyszperane z salonu 24:
    "Napiszę krótko: trzeba stąd spie...ać!



    Jestem świadomym i jawnym przeciwnikiem „teorii globalnego ocieplenia” spowodowanego działaniem człowieka.

    Przypomnę tylko podstawowe fakty;

    1.

    człowiek wytwarza 3-4% CO2
    2.

    CO2jest gazem niezbędnym do tzw. Wegetacji roślin
    3.

    z ekonomicznego punktu widzenia „globalne ocieplenie” jest ZJAWISKIEM KORZYSTNYM
    4.

    Największymi emitentami CO2są Chiny, Indie i USA
    5.

    Polska ograniczyła emisję gazów i pyłów o 40% w stosunku do poziomu z 1989
    6.

    Polska ma jedne z największych w Europie złóż węgla kamiennego i brunatnego



    Kiedy zatem czytam takie informacje:



    „Zła wiadomość dla polskiego przemysłu - unijny Komitet Rady UE ds. środowiska zdecydował, że tzw. paliwem referencyjnym określającym ilość uprawnień do emisji CO2 dla firm będzie gaz.

    Środowe obrady Komitetu były burzliwe i skończyły się wieczorem. Polska nie zdołała zebrać mniejszości blokującej, choć przez chwilę wydawało się, że to się uda. Nie poparła nas jednak większość pozostałych krajów z Europy Środkowej.

    Zgodnie z europejskim systemem handlu emisjami gazów cieplarnianych w okresie 2013-20 (EU ETS III) przemysł i ciepłownictwo będą miały prawodo pewnej liczby bezpłatnych uprawnień do emisji CO2.

    Komisja Europejska proponowała, aby wskaźnikiem była emisja CO2 przy wykorzystaniu gazu. Polska proponowała, by wskaźniki opracowywać odrębnie dla każdego paliwa. Chodziło o to, by węgiel, który przy spalaniu emituje aż dwa razy więcej CO2 niż gaz, nie był z góry skazany na porażkę. Ale Komitet nie zgodził się na tę propozycję.

    Bardzo aktywnie walczył przeciw gazowemu wskaźnikowi amerykański koncern International Paper, który ma wielką fabrykę w Kwidzynie. Ale nie poparła go ani europejska organizacja przemysły papierniczego CEPI, ani największa organizacja firm w UE - Business Europe. - Firma zostanie ukarana ogromnymi obciążeniami tylko dlatego, że zainwestowała 800 mln dol. w Polsce, w której dominującym paliwem jest węgiel kamienny - od 2013 r. Przy emisji na poziomie 677 tys. ton dwutlenku węgla rocznie. Licząc po 30 euro, wychodzi ponad 20 mln euro rocznie. Zaś przejście na gaz wymaga inwestycji rzędu 170 mln zł. - Uważamy, że to swoisty podatek od tego, że zdecydowaliśmy się prowadzić działalność w Polsce - żali się Krzykowski prezes IP.

    Polska czeka także na wytyczne w sprawie zasad przydziału CO2 dla elektrowni. Dopóki nie zostaną wydane, raczej nie ruszy budowa nowych siłowni, bez których za kilka lat będziemy mieli deficyt prądu.”

    Miałem nadzieję, że po klapie szczytu w Kopenhadze i ujawnieniem manipulacji danymi odnośnie poziomu CO2 ekofaszyści odpuszczą...

    A tu proszę nie chcą, ale muszą obronić świat przed szkodliwą działalnością człowieka!

    Szacowany wzrost ceny np. energii elektrycznej 22-300% - jak wiemy za wzrostem cen energii idzie zawsze – czasami nawet lekko wyprzedzając – wzrost wszystkich innych cen.

    Tu opinia eksperta:

    [link widoczny dla zalogowanych]

    [link widoczny dla zalogowanych]


    „Straszne pieniądze” zostaną wyciągnięte z naszych kieszeni! Dla naszego dobra oczywiście!

    „Celem jest zdobycie władzy, a nie troska o klimat”
    Siłą napędową konferencji w Kopenhadze nie jest troska o klimat, z którym nic złego się nie dzieje, a który od lat dziesięciu zaczął się ochładzać. Jest nią perspektywa zdobycia władzy nad światem oraz trylionowych zysków z handlu niczym, niczym bowiem są zezwolenia i limity ze sprzedaży limitów CO2 – pisze specjalista ds. klimatu profesor Zbigniew Jaworowski.

    W Kopenhadze mają być podjęte decyzje w sprawie przedłużenia i znacznie zwiększonego ograniczenia emisji CO2 ustalonych w Protokóle z Kioto, do których wypełniania do r. 2012 zobowiązało się 187 państw. Zobowiązań nie spełniono. Zamiast wyznaczonej w Kioto redukcji emisji gazów cieplarnianych o 5,2 proc. w porównaniu z r. 1990, ich emisja do roku 2004 wzrosła w skali świata o 38 proc., w Japonii o 11 proc., w USA o 20 proc., w Hiszpanii o 50 proc., w Indiach o 103 proc., w Chinach o 150 proc., a samej „starej” Unii Europejskiej (15 krajów) o około 7 proc. Natomiast Polska w tym czasie obniżyła swoją emisję CO2 o 18 proc. od 1990 r. i 32 proc. od 1988 r.

    Mniej o 503 mld zł

    Jednak Bruksela zmusza nas do dalszej redukcji obecnej emisji CO2 o 20 proc. do 2020 roku. Gdybyśmy spełnili ten wymóg i pozostałe żądania (czyli 20 proc. wzrostu wkładu energii odnawialnej, 20 proc. wzrostu wydajności energetycznej i 10 proc. tu zużycia biopaliw), to wedle ekspertyzy zleconej przez polski rząd znanej firmie konsultingowej Ernst & Young w 2030 roku polski produkt krajowy brutto byłby mniejszy o 503 miliardy złotych, czyli sięgnąłby około 50 proc. PKB z 2007 roku. To dramatycznie obniżyłoby poziom życia Polaków.

    Ale w Kopenhadze zastawia się na nas znacznie groźniejsze pułapki. W opublikowanym przez ONZ projekcie Protokołu z Kopenhagi, który miałby na następne dziesiątki lat zastąpić „Kioto”, przedstawiono kilka wersji ograniczeń emisji CO2 do roku 2050, sięgających od 50 do 95 proc. emisji z 1990 roku. Przez kilka następnych lat emisja miałaby zmniejszać się po 5 proc. rocznie. Byłaby to największa rewolucja w historii, która dramatycznie odbiłaby się na dobrobycie całego świata.

    Koszt dla rodziny: 1 tys. zł mniej

    Gdyby przyjęto do roku 2020 nawet tylko ograniczenie 40 proc., to wg oceny Sztokholmskiego Instytutu Środowiska (SEI) wprowadzenie tego scenariusza kosztowałoby każdą 4-osobową rodzinę około 1 tys. zł miesięcznie przez następne dziesięć lat. Za dziesięć lat, po roku 2020, koszt ten dla przeciętnej rodziny wzrósłby ponad dwukrotnie, czyli powyżej 24 tys. zł rocznie. W Polsce, gdzie około 95 proc. całej energii produkowane jest z paliw kopalnych, byłby on wyższy niż obliczony przez SEI. Mam wrażenie, że nasz rząd zdaje sobie z tego sprawę, natomiast większość społeczeństwa nie. Jego opinia została uformowana przez zmasowaną kłamliwą propagandę „ekologiczną”, przedstawiającą naturalne błogosławione Ocieplenie Współczesne jako zawinioną przez człowieka katastrofę klimatu.

    Czyhające zagrożenia

    Jednak zagrożeniem czekającym nas w Kopenhadze, znacznie większym niż ograniczenia emisji CO2 i wynikający z nich kolosalny wzrost podatków, katastrofalny wzrost cen energii i wszystkich zależnych od niej dóbr i usług, są inne zapisy liczącego 181 stron projektu Protokółu z Kopenhagi. Z paragrafu 36 i 38 projektu wynika, że Protokół ma spełnić cztery cele: (1) utworzyć niewybieralny rząd światowy; (2) przekazać dorobek i bogactwa krajów uprzemysłowionych do krajów Trzeciego Świata; (3) stworzyć mechanizmy siłowej egzekucji postanowień traktatu w sprawie ograniczeń emisji gazów cieplarnianych i (4) doprowadzić do utraty suwerenności Polski i wszystkich państw-stron Protokółu. W projekcie Protokółu są również zapisy blokujące możliwość przyszłego wycofania się z dokumentu i kurateli rządu światowego bez zgody wszystkich pozostałych państw-stron. Jest to próba zniewolenia pod pretekstem walki z rzekomym ocieplaniem klimatu przez człowieka.

    Co z tym ogrzewaniem klimatu?

    Fundamentem Protokółów z Kioto i Kopenhagi jest hipoteza ogrzewania klimatu przez człowieka, nigdy nie udowodniona. Jest ona produktem modeli komputerowych, które nie są w stanie odtwarzać ani obecnego, ani dawnego klimatu. Protokóły podpierają się jedynym, monopolistycznym źródłem informacji klimatycznej: raportami Międzyrządowego Zespołu do Zmian Klimatu (IPCC), organizacji stworzonej przez ONZ i spełniającej wiernie jej polityczne zamówienie, czyli obwinianie człowieka za katastrofalne ogrzewanie klimatu. Od pierwszego raportu IPCC z r. 1990 metody i rzetelność ocen naukowych tego ciała była ostro krytykowana, m.in. w artykułach redakcyjnych czasopisma „Nature” w latach 1991 i 1994. Wielokrotnie proponowano uzdrawianie IPCC, co wobec upolitycznienia tej instytucji oczywiście nie mogło się udać. Jak napisałem w r. 2004 w oświadczeniu dla Komisji ds. Handlu, Nauki i Transportu amerykańskiego senatu, „choroba IPCC jest nieuleczalna”. Obecnie po wybuchu afery „Klimatgate” pojawiają się głosy nawołujące do zlikwidowania tej instytucji.

    Wybuchowa korespondencja

    „Klimategate” wybuchła, gdy ujawniono korespondencję naukowców z najważniejszych na świecie ośrodków zbierających dane klimatyczne: w Wielkiej Brytanii Climate Research Unit – CRU należący do Uniwersytetu Wschodniej Anglii, a w Stanach Zjednoczonych Goddard Institute for Space Studies – GISS oraz National Climatic Data Center – NCDC. Czołowi pracownicy tych instytucji są wiodącymi współpracownikami IPCC. Jak się okazuje, ujawnienie nastąpiło nie w wyniku akcji zewnętrznych hakerów (porównywano ich w blogach do polskich pogromców Enigmy), lecz prościej, bezpośrednio przez pracowników CRU poruszonych wyjątkową skalą oszustw i niegodziwości, zagrażających całemu światu. Autentyczność korespondencji potwierdził szef CRU profesor Phil Jones. Uniwersytet Wschodniej Anglii rozpoczął śledztwo w jego sprawie, a Jones 1 grudnia złożył swoją dymisję. Jak wynika z ujawnionej korespondencji, naukowcy fałszowali dane pomiarowe, usuwali te, które im nie pasowały, inne ukrywali, korumpowali recenzowanie prac naukowych, odmawiali ujawniania danych pomiarowych, blokowali publikowanie prac niezgodnych z ich pracami, powodowali dymisje redaktorów czasopism naukowych, którzy ośmielili się opublikować krytykujące ich prace, a nawet wyrażali radość z powodu śmierci jednego z nich. Najgorsze być może jest to, że w ośrodku CRU doprowadzili do kompletnego chaosu w największej bazie danych temperaturowych z całego świata, w której część wyników znikała, a inne były błędne. Program komputerowy CRU zawierał błędne kody i był sztucznie naciągany, tak by ukryć Ocieplenie Średniowieczne. Na miejsce brakujących danych „syntetyzowano” nowe, a zafałszowane oceny trendów temperatury przesyłano do IPCC. Na takim materiale i na pracy takich osób oparte są modele i prognozy IPCC oraz decyzje polityczne Unii Europejskiej i całego świata.

    Badania odrzucone

    Podobnie postępował IPCC, ignorując niewygodne dane i ukrywając w swoich ostatnich raportach silne Ocieplenie Średniowieczne (około roku 1000), oraz Ocieplenie Holoceńskie (około 6000 – 7000 lat temu), w którym temperatura była o 7oC wyższa niż teraz, a zielona Sahara, z rzekami, jeziorami i bagnami, dawała życie stadom zwierzyny i ludzkim plemionom, które pozostawiły po sobie skalne malowidła. Pilnie ignorowano też publikacje wskazujące, że poziom CO2 w atmosferze przedprzemysłowej był podobny, a nawet wyższy niż obecnie. Od początku XIX wieku do lat 1960-tych wykonano ponad 9 tys. pomiarów CO2 bezpośrednio w atmosferze trzech kontynentów Europy, Ameryki Płn. i Azji. Te rzetelne i czułe pomiary wykonane m.in. przez laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie chemii zostały przez klimatologów całkowicie odrzucone, ponieważ wskazywały one, że średni poziom CO2 w epoce przedprzemysłowej wahał się, sięgając kilkakrotnie znacznie powyżej współczesnego. W dawnych epokach, na przykład 545 milionów lat temu, poziom CO2 w atmosferze był 23 razy wyższy niż obecnie, ale temperatura była niska, a lądy pokryte wielkimi lodowcami.

    Bo teza się nie zgadzała

    To wszystko nie zgadzało się z lansowanymi przez IPCC „hokejowymi” krzywymi temperatury i stężeń CO2, mającymi przekonać publiczność i polityków, że dawniej przez wieki i setki tysięcy lat nic się praktycznie nie zmieniało i dopiero w XX wieku człowiek zaczął wprowadzać CO2 do atmosfery, „niszczyć” klimat i biosferę. Dowodem na rzekomo decydujący wpływ człowieka na klimat ma być „niespotykana szybkość” Współczesnego Ocieplenia. Przyjrzyjmy się tej szybkości. Przez ostatnie 100 lat temperatura wzrosła o około 0.7oC. Ale w ciągu ubiegłych 100 000 lat temperatura globu około 25 razy podwyższała się niemal błyskawicznie o 5oC do 100C w ciągu zaledwie 30 do 40 lat, a więc kilkadziesiąt razy szybciej niż obecnie. Te dawne okresy ciepła były zawsze korzystne dla biosfery. Jak stwierdza raport Nierządowego Międzynarodowego Zespołu do Zmiany Klimatu (NIPCC) z roku 2008, w rzeczywistości nie ma żadnego dowodu na hipotezę twierdzącą, że to człowiek ogrzewa klimat.

    Bo liczą się pieniądze, a nie klimat

    „Klimatgate” krąży po świecie, w Google ukazało się już ponad 21 milionów razy. Dotarło do Australii, która jako jedna z pierwszych miała wprowadzić lukratywny dla biurokracji i banków, a zabójczy dla kraju, system dławienia emisji CO2, cut-and-trade (ogranicz-i-sprzedaj), na wzór średniowiecznego handlu odpustami. To „Klimatgate” wpłynął na parlament Australii, który 2 grudnia odrzucił proponowaną przez rząd ustawę nakazującą ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Może wpłynie też na otrzeźwienie innych krajów.

    Siłą napędową konwentyklu w Kopenhadze nie jest troska o klimat, z którym nic złego się nie dzieje, a który od lat dziesięciu zaczął się ochładzać. Jest nią perspektywa zdobycia władzy nad światem oraz trylionowych zysków z handlu niczym, niczym bowiem są zezwolenia i limity.

    Prof. Zbigniew Jaworowski”


    Napiszę krótko: trzeba stąd spier....ć!


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
    Autor Wiadomość
    Kapitan Portu na Psinie
    gość



    Dołączył: 14 Sty 2008
    Posty: 46
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 3 razy
    Ostrzeżeń: 0/2

    PostWysłany: Czw 16:30, 30 Gru 2010    Temat postu:

    I ONI czasem powiedzą jakieś mądre słowo.

    "Czerwone i żółte kartki przyznał SLD rządowi Donalda Tuska za tegoroczne dokonania. Sojusz skrytykował rząd. m.in. za podwyżkę podatku VAT, "fałszywą" politykę prorodzinną, komercjalizację szpitali kosztem bezpieczeństwa pacjentów i przewlekłość postępowań sądowych. Stanisław Rydzoń ocenił, że Polska prezydencja w UE będzie "napinaniem muskułów".

    [link widoczny dla zalogowanych]


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
    Autor Wiadomość
    lechim
    Superreaktywista



    Dołączył: 30 Maj 2006
    Posty: 699
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 17 razy
    Ostrzeżeń: 0/2
    Skąd: Głubczyce

    PostWysłany: Pią 8:43, 31 Gru 2010    Temat postu:

    Trochę o czwartej prawdzie z portalu niepoprawni.pl:
    "..Ciekawa postać ten pan Mundek. Wg niego załoga rosyjskiego nie znała, tylko skąd on może o tym przesądzać jak sam rosyjskiego nie zna i musiał się użerać z ruskimi o tłumacza? Chwalił się, że odsłuchiwał kopie z czarnych skrzynek i twierdzi, że tam było i po rosyjsku? A może to był kantoński chiński ? Jak dla mnie to E.K. nawet polski niezbyt zna bo wiele jego wypowiedzi nawet zadniestrzańskimi Kresami nie trąca... Oooo! Z Komorowskim to by się na pewno dogadał, bo jego polski też jakiś taki... chiński.

    Jak czarcie siły wieczorem portal NP popsuły to miałam trochę czasu poczytać to i owo bo to ostatnio albo wyjazdy, albo zjazdy (rodzinne), jak to w święta i przyznam, że całkiem ciekawych rzeczy się naczytałam. Kolejnego króliczka wyciągnął znów E.Klich a mianowicie... Kto śledzi przebieg śledztwa, na pewno pamięta jak biedny Edmund długo miał problemy ze zdecydowaniem się czy lot był państwowy, czy wojskowy. I tak nie pasowało, i inaczej nie pasowało. A to do wymagań ruskich niedźwiedzi trudno się było przypasować i dogodzić, a to znów konwencja chicagowska nie pasowała do lotu czy lot do konwencji, czy jakoś tak... Nieważne! Przy tym całym bajzlu śledczym z epoki króla Ćwieczka i chińskim Edmunda to trudno się połapać w czymkolwiek. W każdym razie – by wilk był syty i owca cała, p.Mundek genialnie sobie wykalkulował, że lot do połowy był cywilny, a od połowy wojskowy, a precyzyjniej to jakoś tak brzmiało, że cywilny był start i lot, dopiero lądowanie wojskowe. Waj, waj, waj... Trzeba mieć nie lada łeb na karku by takie coś wymyślić! Co prawda później jeszcze dość długo miotał się między lotem cywilnym i państwowym, ale w końcu (chyba dla świętego spokoju) przedwczoraj zdecydował się na stwierdzenie, że lot jednak mimo wszystko był wojskowy od początku do końca.

    Najlepszy cyrk odstawił jednak tandem R.Latkowski – E.Klich. Obaj – piloci, eksperci, choć o Latkowskim wróble ćwierkają, że zbyt wygadany (pyskaty znaczy się) i niekoleżeńsko świnie lubi podkładać, Klich za mało wylatany i chyba na przyrządach się nie zna, ale mniejsza z tym.... Otóż cyrk polega na tym, że obaj eksperci jakoś zbyt, a nawet bardzo, rozbieżni są w opiniach bo np.Klich twierdzi, że „nie powinni startować” - Arek nie chciał ale Błasik się uparł, że powinni i podobno nawet jakąś awanturę na Okęciu zrobił, chyba nawet Arkowi pistolet do głowy przystawiał czy jakoś tak. Tego wprost oczywiście p.Klich nie powiedział ale z chińskiego jak nic można tak wywnioskować. Latkowski z kolei równolegle autorytarnie twierdzi, że „nie powinni lądować” ale gen.Błasik decyzję o lądowaniu podjął jednogłośnie i jednomyślnie, czyli czysto po generalsku.
    Hmmm... Jakoś to wszystko niezbyt - za przeproszeniem - kupy się trzyma choć tandem K-L wysoko wykwalifikowany.
    Ciekawej rzeczy jednak dowiedziałam się od p.Latkowskiego Roberta i postanowiłam, że jak będę gdzieś lecieć to się spytam kapitana samolotu na czym rzecz polega. Otóż Latkowski mówi tak: „załoga lądować nie chciała, tylko zrobić podejście do lądowania, „zadowolić pasażerów” i odlecieć na inne lotnisko.”. Hmmm... jeszcze z pilotem nie miałam przyjemności, ale to musi być bajerski odlot. Na dodatek w samolocie, mmmmmm...
    Ale żarty żartami – co to znaczy „zadowolić pasażerów”? Czy to nie przypadkiem znów jakaś aluzja do śp.Prezydenta i sugestia do Jego wykreowanych przez odpolitycznione media fanaberii?

    ...Proszę mi wybaczyć lekki ton tego wpisu ale im bliżej do upublicznienia raportów MAK i komisji J.Millera, tym coraz śmieszniej się robi i nie zawsze udaje mi się zachować stosowną powagę. Katastrofa smoleńska to ogromna tragedia, której skutki już odczuwa i Polska i Polacy. Jest to fakt niezaprzeczalny, na dodatek nie wiadomo jak długo te skutki przyjdzie nam doświadczać i usuwać.

    Tak wielu tak bardzo zależy by winą za katastrofę smoleńską obarczyć niektóre z jej ofiar. Czy aż tak bardzo były komuś niewygodne by dziś robili z Ich śmierci groteskę? By łamali zasady, przepisy tylko dlatego by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego?

    Jerzy Miller pompatycznie oświadczył, że „w dniu, w którym Rosjanie opublikują raport, przestajemy milczeć”. To dobrze, najwyższy czas! Oby to przerwanie milczenia stało się powodem rozpoczęcia prawdziwego śledztwa, takiego z prawdziwego zdarzenia wg wszystkich prawideł sztuki na miarę XXI wieku. By odsunięto od niego jak najdalej osoby skompromitowane swym 8-miesięcznym udziałem w dotychczasowej farsie. By już żaden przedstawiciel polskiej Temidy nie wciskał kitu, że coś nie zostanie ujęte śledztwem bo wydarzyło się po katastrofie. Panowie z prokuratury wojskowej wybaczą – Parulski, Rzepa i i. To wasze słowa, wielokrotnie wypowiadane podczas ostatnich 8 miesięcy. Jesteście skompromitowani ! Nie zrehabilituje was nagły przypływ aktywności śledczej, którą przejawiacie ostatnio. Jesteście skompromitowani! Podobnie prokurator generalny, A.Seremet i wielu, wielu innych, wśród których są i ministrowie, premier, prezydent...
    Jesteście skompromitowani !!!

    Ksiądz Tischner mawiał za życia, że są 3 rodzaje prawdy – moja, twoja i gówno prawda... Podczas 8 miesięcy dzielących nas od katastrofy smoleńskiej wyszła na jaw jeszcze jedna – ruska prawda. Zdominowała życie publiczne w Polsce, jej politykę wewnętrzną i zagraniczną. Służą jej dziś ci, którzy składali przysięgę na sztandar z białym orłem, na Konstytucję Najjaśniejszej, że będą służyć Polsce i bronić jej dóbr i obywateli. Dziś są służalcami sowieckiej prawdy, ją przedkładają nade wszystko, jej bronią zażarcie jak ojcowizny.


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
    Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
    Strona 6 z 11

     
    Skocz do:  
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Nie możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach

    fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
    Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
    Regulamin