Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka
Forum jest moderowane o różnych porach
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

WIELKA TRAGEDIA,OGROMNA STRATA,NARODOWA TRAUMA
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
funkykoval
Superreaktywista



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: się bierze woda sodowa ?

PostWysłany: Czw 13:26, 07 Paź 2010    Temat postu:

lechim napisał:
Dziś w programie p.Olejnik p.prof. Nałęcz odnosząc się do dyskusji wokół pytania, kto był pomysłodawcą organizacji dwóch uroczystości w Katyniu:
"To, że premier Rosji, z taką a nie inną przeszłością, przypomnijmy, z resortu, który przecież robił Katyń, pojawi się z polskim premierem na grobach katyńskich i powie to co powiedział, powinno być rzeczą tak niesłychanie ważną i tak cenną, że powinniśmy na ołtarzu tej sprawy złożyć każdą ofiarę. I nie udawajcie panowie z PiS-u, że nie wiecie, że prezydent Putin nie pojawiłby się z prezydentem Kaczyńskim. Co wy uważacie, że przyjechałby premier Putin z prezydentem Kaczyńskim i powiedział to, co powiedział?”

Mówiąc „złożyć ofiarę” Nałęcz miał zapewne na myśli zgodę na nieobecność prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. Te słowa brzmią dziś jednak, po Smoleńsku, tak strasznie, że nie powinny nigdy paść. Bo okazało się, że rzeczywiście złożyliśmy ofiarę z życia 96 osób, w tym pary prezydenckiej. I nie można nie zgodzić się, że po drugiej stronie na szali leżała obecność bądź nie rosyjskiego premiera, „z resortu, który przecież robił Katyń”.

Swoją drogą, gdy trzeba, to okazuje się, że nasze władze wiedzą, kim jest Putin i z jakich sił wyrasta. Szkoda, że nie pamiętały o tym gdy powierzały jego ekipie śledztwo w sprawie tragedii smoleńskiej.

Wracając do audycji radia Zet: z Nałęczem zgodził się przedstawiciel SLD Jerzy Wenderlich, którego zdaniem Lech Kaczyński nie mógł być 7 kwietnia w Katyniu, ponieważ "obecność osób które były tak antyrosyjskie, i tak złośliwie antyrosyjskie", mogła być „problemem” dla rosyjskiego premiera. Profesor historii,wychowawca młodzieży, doradca pana Prezydenta ,nota bene członek PZPR aż do momentu jej rozwiązania.

Jeżeli chodzi o Putina to przychylam się do wypowiedzi Johna McCaina: Jak patrzę na Putina to widzę w jego oczach 3 litery K G B.
Panowie nałęcz i Wenderlich chyba nie zdają sobie sprawy z 2 podstawowych rzeczy:
1) Rosyjskie służby, media i historycy cały czas głoszą o tym, że to nie ZSRS ponosi odpowiedzialność za Katyń - działo się tak bezpośrednio przed jak i po tragedii.
2) Ci których wymordowano w Katyniu raczej prosowiecko (prorosyjsko) nastawieni nie byli. Natomiast Kaczyński Lech nie był nastawiony antyrosyjsko - tylko był przeciwny przywróceniu imperialnego ładu w dawnych republikach sowieckich. Tutaj działał w interesie naszego kraju, dla którego im dalej do Rosji i jej wpływów tym lepiej. Rozumiem, że wg p. Wenderlicha antyrosyjskością jest dbanie o interesy kraju, którego jest się Prezydentem. Eh widocznie byłych aparatczyków tej cechy oduczyć nie sposób.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Pią 6:12, 08 Paź 2010    Temat postu:

Z Rzepy:
"Poseł, Smoleńsk i tajemnice rządu
Powiedziałbym komedia, gdyby rzecz nie dotyczyła tragedii – mówi Jerzy Polaczek o odpowiedzi MSWiA na jego pytania o katastrofę smoleńską
Czy rząd na posiedzeniu tuż po tragedii analizował uwarunkowania prawne wydarzenia i sposób, w jaki zechce badać katastrofę? Czy minister obrony informował wtedy o istnieniu polsko-rosyjskiego porozumienia w sprawie wspólnego badania katastrof wojskowych? Kto przygotował premierowi Tuskowi rekomendacje na spotkanie z premierem Rosji Władymirem Putinem dotyczące formy prawnej naszego udziału w badaniu katastrofy?

To kilka z pytań, które w interpelacji poselskiej zadał 15 czerwca 2010 r. Jerzy Polaczek z Polski Plus (dziś w PiS). Potem złożył jeszcze kilkanaście interpelacji.

Odpowiedź na pierwsze trzy, po wielokrotnym odraczaniu terminu, otrzymał dopiero wczoraj. „Wszystkie istotne kwestie mające związek z okolicznościami katastrofy samolotu Tu-154M o numerze 101 w dniu 10 kwietnia 2010 roku zostaną umieszczone w raporcie końcowym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, który będzie zawierał również analizy i wypracowane w toku prac badawczych zalecenia profilaktyczne” – napisał szef MSWiA Jerzy Miller.

– Powiedziałbym komedia, gdyby rzecz nie dotyczyła tragedii – mówi „Rz” Polaczek. – Zadałem najprostsze pytania. Przecież to fakty z protokołów posiedzenia rządu.

I dodaje: – Po czterech miesiącach, a nie regulaminowych trzech tygodniach, odpowiedziano mi, że tajemnicą jest nawet język raportu, jaki przekaże nam strona rosyjska. Bo o to też pytałem w interpelacji.

Poseł zastanawia się nad podjęciem kroków prawnych, by uzyskać wyczerpującą odpowiedź.

– Możliwości są niewielkie, bo regulamin Sejmu nie przewiduje konsekwencji za brak odpowiedzi – zauważa poseł. – A tak traktuję stanowisko szefa MSWiA."
Ciekaw jestem gdzie poprawni dziennikarze i"młodzi wykształceni z wielkich miast"będą wysyłać pana posła Polaczka jeśli intensywnej i głośniej będzie szukał odpowiedzi na swoje pytania.Posła Macierewicza "zaprzyjażnione media",oraz występujące w nich dyżurni z PO i SLD wysyłają do psychiatry.
W ZSRR jak zaprzestano masowo wysyłać do gułagów,wysyłano szpitali psychiatrycznych,czyżby zbliżał się ten etap u nas?

Z portalu w Polityce .pl:
"Gazeto", czy dziś już wiesz, komu powierzyliśmy śledztwo w sprawie Smoleńska? Czy ufasz tym ludziom?
„Gazeta Wyborcza" szeroko relacjonuje obchody 4. rocznicy śmierci Anny Politowskiej, dziennikarki opisującej zbrodnie reżimu Putina, obrończyni praw człowieka:

"Dziennikarkę i autorkę książek o współczesnej Rosji [wspominał m. i.] Garri Kasparow. (...) zauważył, że w XIX wieku w Rosji strzelano do poetów, a dzisiaj strzela się do dziennikarzy. "Dzieje się tak, gdyż najstraszniejsza dla obecnej władzy jest prawda. Dlatego czyni ona wszystko, by w Rosji nie było prawdziwych dziennikarzy. Takich, którzy mówią ludziom prawdę - o tym, co dzieje się w kraju, o reżimie Putina" - oświadczył Kasparow.

"Nieprzypadkowo zabito ją w dniu urodzin Putina"

(...) Zdaniem Kasparowa, symboliczne jest też to, że "studentki wydziału dziennikarstwa Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego (MGU) im. Michaiła Łomonosowa na wpół obnażone pozowały do kalendarza z życzeniami dla Putina".

(...) "Od nas wymaga się niewiele - byśmy mówili prawdę. Jak będzie nas wystarczająco dużo, prawda zmiecie ten skorumpowany, haniebny reżim. Dlatego, że stoi on na kłamstwie. Politkowska za prawo do mówienia prawdy zapłaciła najwyższą cenę" - oznajmił Kasparow.

Z kolei Kowalow określił Politkowską mianem "najtragiczniejszej postaci nieśmiało rodzącego się w Rosji społeczeństwa obywatelskiego".

(...) Anna Politkowska została zastrzelona 7 października 2006 roku na klatce schodowej swojego domu, gdy czekała na windę. Sprawcy i zleceniodawcy zabójstwa nie schwytano."

Dobrze, o takich ludziach jak Politowska trzeba pamiętać.

My pytamy jednak: „Gazeto", czy nie widziałaś, jakiej Rosji powierzamy śledztwo w sprawie naszej tragedii – Smoleńska? Czy dziś już wiesz? "


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lechim dnia Pią 8:15, 08 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nowe Pokolenie
gość



Dołączył: 30 Kwi 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Pią 12:09, 08 Paź 2010    Temat postu:

Polska w rosyjskiej strefie wpływów

W wywiadzie dla "Polski The Times" była minister spraw zagranicznych oceniła, że "Polska weszła już w rosyjską strefę wpływów", a śmierć Lecha Kaczyńskiego w katastrofie smoleńskiej tylko to przyspieszyła.

Fotyga zarzuciła premierowi Donaldowi Tuskowi, że sprzeniewierza się polskiemu interesowi narodowemu, godząc się na rosnące wpływy Rosji.

- Dziś jesteśmy jak kula, którą przerzucają między sobą wszyscy. A my wykonujemy bardzo chaotyczne ruchy - mówi o Polsce Fotyga. Dodaje, że w kraju działają "piąte kolumny", nie tylko rosyjska.

Była minister przekonuje, że obecną sytuację Polski można porównać z ostatnią fazą pierwszej wojny światowej. - Widzę ścieżki wyjścia, możliwości, ale do tego potrzebne są "wszystkie ręce na pokład". Jeżeli się nie uda będzie jak w XVIII wieku przed rozbiorami - ostrzega.

Zdaniem Fotygi, premier Donald Tusk działał wspólnie z premierem Rosji, Władimirem Putinem, na rzecz osłabienia pozycji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - To jest stan bliski zdradzie. Na pewno nie działano w zgodzie z konstytucją. Jest w niej napisane, że polskie organy władzy: prezydent, premier, minister spraw zagranicznych w sprawach polityki zagranicznej mają współdziałać wewnętrznie, ustalać wspólne stanowiska, a dopiero potem prowadzić gry na zewnątrz. Donald Tusk to złamał - oskarżyła szefa rządu w wywiadzie dla "Polski The Times" Fotyga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Pią 15:56, 08 Paź 2010    Temat postu:

Nerwy puszczają:
Pan premier w sejmie Donald Tusk został poproszony o komentarz do wypowiedzi b.minister:
"Właściwie powinienem nie komentować takich opinii czy zarzutów, bo są wyjątkowo paskudne i ze złą intencją. W tamtym środowisku narastają potężne wyrzuty sumienia w związku z katastrofą smoleńską". - Wrzask, bo inaczej tego nie nazwę, i próba kształtowania atmosfery podejrzliwości i najcięższych zarzutów, mają przykryć wyrzuty sumienia w tym środowisku, które powinno czuć się odpowiedzialne za to, co się stało wówczas."
Dodam komentarz z salonu24:
"D. Tusk nie ma sobie nic do zarzucenia. Wie natomiast, kto ma...to Anna Fotyga, Joachim Brudziński, Jacek Kurski, a przede wszystkim J. Kaczyński. Oni mają olbrzymie wyrzuty sumienia, bo...no właśnie, tego premier RP nie raczył sprecyzować.

Jest ziarenko prawdy w tym, co mówi Tusk. Sadzę, że J. Kaczyński, politycy PIS, ja osobiście mamy do siebie żal, że nie byliśmy bardziej stanowczy w obronie Prezydenta RP- Lecha Kaczyńskiego. Był on w sposób bezpardonowy lżony przez funkcjonariuszy Platformy Obywatelskiej i jej "pasów transmisyjnych" (np. przyjaciół z TVN). O krytyce nie mogło być mowy, to był atak: zorganizowany, zmasowany, chamski.

Premier Tusk nie odbiega, jak się dziś po raz kolejny mamy okazję przekonać (tym razem dobitnie), od swoich politycznych klakierów. Wali z pełnym zaangażowaniem, świadomie poniżej pasa. Nie ma reguł, nie ma efektów refleksji...Nie mogło być.

J. Kaczyński miał rację, znów, jak zwykle: czarne jest białe, a białe jest czarne. W POlsce."
oraz z artykułu prof.Szaniawskiego:
"Czym dla Polaków była tamta straszna, zbrodnicza, imperialna Rosja, najtrafniej i najbardziej zwięźle opisał w „Kordianie” Juliusz Słowacki:
„(…) zapytaj mewy lecącej z Sybiru,
Ilu w kopalniach jęczy? a ilu
wyrżnięto?
A ilu przedzierżgnięto w zdrajców
i skalano?
A wszystkich nas łańcuchem
z trupem powiązano.
Bo ta ziemia jest trupem (…)”.
Bez względu na wyniki prowadzonego śledztwa w celu wyjaśnienia okoliczności katastrofy z 10 kwietnia słowa wielkiego polskiego poety będą zawsze tragiczne i ponadczasowo aktualne: „ta ziemia jest trupem”. Co do mnie to bez cienia satysfakcji odwołuję się do tego, co pisałem w „Naszym Dzienniku” jeszcze 26 listopada 2008 roku: „Na progu XXI wieku Polska jest jedynym państwem Unii Europejskiej, które otwarcie i z determinacją sprzeciwia się rekonstrukcji imperium rosyjskiego, które Polakom i innym Europejczykom zabrało na pół wieku wolność i suwerenność."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lechim dnia Pią 16:04, 08 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alien
supergość



Dołączył: 11 Maj 2006
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Pią 17:24, 08 Paź 2010    Temat postu:

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Idealnie to powiedzenie pasuje do tych z nas których obiecane przez Donka przyspieszenie w dalszym ciągu trzyma w Anglii

Patrząc na polskie wydarzenia z perspektywy tysięcy kilometrów, z perspektywy tylko najważniejszych wydarzeń w kraju, my tutaj widzimy to zupełnie inaczej.
My tutaj nie dajemy się ogłupiać płynącej zewsząd propagandzie sukcesu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zatorski
Reaktywista



Dołączył: 16 Sie 2006
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Sob 11:25, 09 Paź 2010    Temat postu:

Kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą.
Tę prawdę Geobelsowska, POtwierdza nasza rzeczywistość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Nie 8:56, 10 Paź 2010    Temat postu:

Mija pół roku,poniżej artykuł prof.Krasnodębskiego:
"Niespodziewany smutek

Wybuch smutku i rozpaczy po tym, jak dotarła do Polaków wiadomość o katastrofie w Smoleńsku zaskoczył nie tylko wielu obserwatorów polskiego życia politycznego, zagranicznych i krajowych. Najpierw twierdzono, że są to normalne reakcje po tragicznej śmierci tak wielu znanych publicznie ludzi, że zawsze towarzyszą śmierci celebrytów. Nie inaczej było, gdy zginęła w wypadku samochodowym księżniczka Diana lub gdy nagle umarł Michael Jackson.

I rzeczywiście można by było w to uwierzyć, gdyby nie fakt, że prezydent Kaczyński nie był celebrytą. Wręcz przeciwnie - trudno wyobrazić sobie kogoś, kto tak bardzo nie był celebrytą. Od dawna stał się, podobnie jak cała formacja ideowo-polityczna, z której się wywodził, przedmiotem nagonki medialnej. „Zły" prezydent „przeszkadzający rządowi" pełnił funkcję alibi, legitymizując popolityczne rządy Platformy. Był tak niezbędny dla sprawowania przez nią władzy jak amerykańscy imperialiści, kułacy i stonka ziemniaczana dla władców PRL. Polityka miłości wymagała obiektu nienawiści w nie mniejszym stopniu jak polityka światowego pokoju podżegaczy wojennych.

Po katastrofie media zachowały się tak, jak niemal zawsze, gdy dochodzi do tego rodzaju wypadku. Zaczęły na okrągło informować o szczegółach katastrofy, pokazywać fotografie tych, którzy zginęli, nadawać wspomnienia o nich. Sięgnęły też po autorytety, by uspokoić nastroje i wlać trochę otuchy w serca. Jednak różnica między tym, jak przedstawiano Lecha Kaczyńskiego za życia i po śmierci sprawiła, że dysonans poznawczy stawał się, także dla przeciwników prezydenta Kaczyńskiego, emocjonalnie nie do zniesienia. Zwłaszcza, ze program prowadzili ci sami dziennikarzy, którzy przedtem wyróżniali się w brutalnej kampanii antyprezydenckiej. A autorytetami, które pokazywano, byli najczęściej polityczni przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego, reprezentujący ten sposób uprawiania i wizję Polski, którą on zwalczał i którzy w popierających go Polakach szacunku raczej nie wzbudzali, raczej repulsję.

W emocjonalnych reakcja nie chodziło więc tylko to to, że zginął prezydent Rzeczpospolitej i tyle przedstawicieli elity politycznej, lecz że zginął ten właśnie prezydent, że zginął Lech Kaczyński, i to na terenie Rosji, w miejscu tak symbolicznym, w drodze na uroczystości w Katyniu. Prezydent, który tak brutalnie był atakowany i którego wizerunek medialny był tak negatywny, a który, jak nikt inny, czuł, że ucieleśnia majestat Rzeczypospolitej i musi go bronić.

Dzisiaj wielu Polakom, którzy nie interesują się na co dzień polityką, nawet trudno zrozumieć, dlaczego to właśnie ten prezydent stał się przedmiotem nagonki i dlaczego tak skutecznie udało się wzniecić nienawiść do niego. Przypomnijmy, że był to pierwszy prezydent nie tylko z wyższym wykształceniem, lecz habilitacją i uniwersytecką profesurą, mimo to przestawiano go jako niewykształconego, co przyszło tym łatwiej, że w Polsce, kraju, który wyprodukował przez ostatnie dwadzieścia lat setki tysięcy ludzi z pseudo-wyższym wykształceniem, za inteligencję uchodzi pewien rodzaj operatywnej bezczelności i tupetu. Był to pierwszy prezydent, którego przeszłość nie kryła w sobie żadnych mrocznych tajemnic. Był jednym przywódców Solidarności, jednak sądząc po przekazach medialnych można było sądzić, że nie miał o nic wspólnego walką o wolność i dekował się na uniwersytecie, pisząc doktorat o Leninie. W otoczeniu Lecha Kaczyńskiego, nie było ludzi pokroju Mieczysława Wachowskiego, Andrzeja Majkowskiego czy Marka Ungiera, ale oceniano je niezwykle krytycznie. W Pałacu nie balowali oligarchowie, nigdy nie reklamował mebli japońskich, nie chwiał się pijany na grobach pomordowanych, nie niszczył urzędowych dokumentów, nie spiskował z generałami w Drawsku, mimo to to jego oskarżano o zakulisowe machinacje i pomawiano o alkoholizm. Nikt nigdy nie nie zarzucił prezydentowi działań korupcyjnych, ale też niewiele mówiono o tym, że jest uczciwym, przyzwoitym człowiekiem. Jego małżonka była prawdziwą damą, ale i ona z początku była obiektem niewybrednych ataków. Wyśmiewano się z jego wzrostu i wyglądu.

W reakcjach Polaków po śmierci prezydenta pojawił się także inny, jeszcze ważniejszy politycznie, element. Nie chodziło tylko o to, że prywatnie był sympatyczną osobą, kochającym męża, człowiekiem przyzwoitym, choć o niełatwym charakterze i że media przedstawiały go w sposób świadomie zniekształcony. Lecz o jego biografię i przesłanie polityczne. Katastrofa smoleńska uświadomiła Polakom, że nasz kraj bynajmniej nie jest bezpieczny, że polskie państwo bynajmniej nie jest silne i liczące się w świecie, lecz że nie jest nawet w stanie ochronić najważniejszych swych przedstawicieli. Teraz znaczna część Polaków uzmysłowiła sobie, że diagnoza, którą Lech Kaczyński przedstawiał w swoich publicznych wypowiedziach i która tak była wyśmiewana, jest prawdziwa, że Polska mimo niewątpliwych sukcesów musi jeszcze walczyć o swoją pozycję i suwerenność, że stanowi pole krzyżujących się interesów, walki o wpływy i że coraz częstsze są próby grania polityką przez zewnętrzne podmioty.

Medialna nagonka

Po katastrofie wielu Polaków poczuło się oszukanych i uświadomiło sobie prawdziwą rolę mediów. Jak wiadomo, w demokracji media mają kontrolować władzę, stanowić forum politycznych dyskusji i deliberacji, być źródłem analiz i informacji, pomagać swym odbiorcom stać się świadomymi, dobrze poinformowanym obywatelami, którzy sa wstanie podejmować suwerenne decyzje. W Polsce zaczął dominować "infotainement", info-rozrywka, która jednak miała wyraźny cel polityczny.

Kiedyś wydawało się nam, że wyzwolenie mediów z kontroli państwowej i partyjnej oraz zniesienie cenzury sprawi, że media niejako automatycznie zaczną pełnić swoje funkcje krzewienia i umacniania demokracji. Potem sądziliśmy, że należy tylko dbać o pluralizm mediów przez ich prywatyzację oraz o eliminację nacisków politycznych na dziennikarzy i właścicieli mediów - i że to wystarczy, by uczynić je filarem demokracji i wolności. Obecnie, chociaż nadal usiłuje się dyskusję o mediach sprowadzić - także w samych mediach - do kwestii mediów publicznych oraz ich „upolitycznienia" czy „upartyjnienia", widać, że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji.

Jest to tym groźniejsze, że polskie media mają wyjątkową władzę, o czym przekonał się Lech Kaczyński. Wynika to z paru czynników. Najważniejszym z nich jest słabość innych podmiotów politycznych, przede wszystkim państwa, partii i stowarzyszeń politycznych, a także niedostateczny rozwój instytucji, w których obywatele mogliby komunikować się bezpośrednio. Partie nie są dobrze zakorzenione w społeczeństwie. Brak innych sposobów komunikacji ze społeczeństwem niepomiernie zwiększa polityczne znaczenie mediów.

Związane to jest także ze strukturą własności typową dla zdominowanego kraju peryferyjnego. Część mediów należy do ludzi dawnego systemu lub takich, którzy dorobili się w niejasnych okolicznościach w pierwszych latach transformacji. Inna część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. Jest to po części rezultat dogmatycznego neoliberalizmu, który zdominował myślenie polskich elit o państwie i gospodarce. Tymczasem nawet jeśli pominiemy pytanie, o narodowe interesy, które mogłyby forsować w sposób utajony zagraniczne grupy medialne, to jest rzeczą oczywistą, że inwestorom zagranicznym nie zależy na podnoszeniu kultury obywatelskiej, na jakości przekazu, lecz przede wszystkim na zysku.

Ponieważ w Polsce inne kanały komunikowania są bardzo słabe, politycy są wręcz uzależnieni od mediów, od nieustannej w nich obecności. Stąd ich „parcie na szkło" oraz walka o panowanie nad mediami publicznymi. Tym większa jest też władza ludzi, którzy kontrolują medialny dostęp do sfery publicznej. W Polsce nie ma ścisłego rozróżnienia między polityką a publicystyką, bariery między dziennikarzami i politykami, różnicy między komentarzem czy programem informacyjnym a polityczną interwencją. Dziennikarze zostają politykami, a politycy – sekretarze generalni partii, byli ministrowie lub nawet premierzy – komentatorami i felietonistami, i to bardzo agresywnymi. Podstawową celem wielu mediów stało się nie tyle informowanie obywateli i nie kontrolowanie rządu, lecz bezpośrednia ingerencja w politykę – wspieranie sił politycznych, które zabezpieczają ich witalne interesy i zwalczanie tych, które mógłby im zagrozić. Niektórzy redaktorzy naczelni i dziennikarze nie kryją ambicji kreowania polityki, kierując się niedościgłym wzorem Adama Michnika. Jedni chcą stworzyć nową lewicę, inni lepszą prawicę – najważniejszy, by były do siebie podobne. W porównaniu z niektórymi czołowymi polskimi dziennikarzami, którzy jednych polityków tonem znanym w dawnych czasach z Pałacu Mostowskich, a innym bez żenady pochlebiają, Rush Limbaugh może być wzorem neutralności i dobrych manier.

Media stały się w Polsce stroną w politycznym konflikcie i nie usiłują nawet udawać bezstronności. Same są częścią sporu, który dotyczy fundamentów polskiego państwa. W latach 2005-2007 diagnoza zagrożenia demokracji służyła w gruncie rzeczy jej ograniczeniu, gdyż chodziło o to, by jak najszybciej anulować wynik wyborów, stworzyć nową większość, w czym wyrażał się brak szacunku dla współobywateli i Rzeczypospolitej. Podobnie starały się ograniczyć możliwości działania prezydenta i uniemożliwić jego reelekcję.

Choroba polskiej polityki

Stan mediów jest jednak tylko symptomem głębokiej choroby polskiej polityki, której Lech Kaczyński usiłował się przeciwstawić i której padł ofiarą. Dopiero śmierć przywróciła mu godność, co więcej stał się bohaterem walki z tą chorobą. Polityka świadomie została uczyniona przez obóz rządzący częścią showbiznesu, a showbiznes częścią polityki w procesie rozkładu nazwanego eufemistycznie „postpolityką". Owa „postpolityka" oznacza podniesienie oportunizmu do rangi zasady politycznej i cnoty moralnej, rezygnację z ambitnych celów w polityce wewnętrznej i zagranicznej - „płynięcie z głównym nurtem". Zamiast o idee i decyzje polityczne idzie w niej niemal wyłącznie o „wizerunek" i granie nastrojami. Nie przypadkiem więc język rynku i reklamy opanował dyskurs polityczny. Jest rzeczą charakterystyczną, że wielu politologów reklamuje się teraz w mediach jako specjaliści od „marketingu politycznego". Spory polityczne, kampanie wyborcze i utrzymywanie poparcia traktowane są jakby chodziło o sprzedaż produktui budowanie zaufania do "marki". Prezydent miał być „marką" niedobrą, „obciachem". W dojrzałych demokracjach techniki „public relations" mają pomóc w przekazaniu przez polityka tego, co ma on do zaproponowania wyborcom, w Polsce liczy się tylko sposób komunikowania, a nie jego merytoryczna zawartość - forma zjadła treść, medium stało się przekazem. W ten sposób zamiast „deliberatywnej demokracji" lub "dyskursu republikańskiego" mamy medialny populizm, zamiast argumentów wyzwiska drwiny, happeningi, słowa-zaklęcia i słowa-maczugi. Za tą medialną kurtyną odbywa się gra interesów, zgodnie z neoliberalnym rozumieniem polityki. Jej głównym celem jest obsadzenie stanowiska, na których podejmowane są istotne decyzje, szczególnie te o znaczeniu gospodarczym.

Lech Kaczyński nie przystawał do czasów postpolityki. Jego prezydentura wpisywała się natomiast dobrze w republikański model polityki, w której jest ona rozmową, sporem o sprawach państwa, a stan polis zależy cnoty obywateli, ich pamięci o przeszłych czynach i dążenia się do wyróżnienia własnymi czynami, by im dorównać. Prezydent Kaczyński nie lubił mediów, nie dbał o wizerunek, nie poddawał się radom specjalistów od PR-u. Jego żywiołem były konferencję, w których mógł długo i dogłębnie dyskutować z partnerami znającymi się na rzecz, najlepiej ze środowiska akademickiego. Lubił także bezpośredni kontakt z tak zwanymi zwykłymi ludźmi. Najbardziej ożywiał się wtedy, gdy odnosił się do swych ulubionych tematów – polityki historycznej i społecznej, a także do polskiej polityki wschodniej. Mówił zawsze z pamięci, co umożliwia nawiązanie autentycznego kontaktu ze słuchaczami, lecz może źle wypadać w mediach, zwłaszcza wtedy, gdy wyrywa się kontekstu jakieś niezupełnie dobrze budowane zdanie lub lapsus językowy.

Nikt nie ma jednak szans na przebicie się z rzeczowym argumentem, gdy debata publiczna zamienia w żenujący, wulgarny spektakl. Jak wyznaje jeden z najgorliwszych wykonawców tej polityki: „Przez okładanie Kaczyńskich dowiodłem, że jestem lojalny wobec mojej formacji, wchodzę w każdą grę po jedynie słusznej stronie, mam niespożytą energię, którą chcę mojej partii i mojemu środowisku lojalnie oddać." (Ja Palikot, Warszawa 2010, s. 168). Zaczęło się już wcześniej. I dzisiaj już wiemy dzięki nadmiernej szczerości tego nowobogackiego prowincjusza, który postanowił zrobić polityczną karierę po trupach, dlaczego nie powstał PO-PiS. Plan był następujący: „Wepchniemy ich w Samoobronę i LPR, skoro oni gotowi są na coś takiego pójść. Jednak Samoobrona to obciach i oni obmacując się z Lepperem, stracą swoją czystość antykorupcyjną, pewną swoją siłę, z którą dostali mandat do rządzenia (tamże s. 122). Brutalność charakteryzowała także życie wewnętrzne partii rządzącej, a sposobem hartowania członków Platformy miało być ich poniżanie, „fala" jak w wojsku, tak by po twarzach spływała „krew i sperma"

Medialny populizm było skuteczny, gdyż grał na polskich kompleksach, wykorzystywał oczekiwanie, że para prezydencka będzie jak z opery mydlanej, oczekiwanie, które dobrze spełniali Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy. Wykorzystywał głód pochwał „Zachodu", przy bardzo powierzchownej wiedzy o tym „Zachodzie", co sprawiało że polityczna retoryka europeizmu brano za politycznej rzeczywistości. Wykorzystywał też niechętne nastawienie Polaków do władzy i ich snobizm, pogoń za modą i poklaskiem oraz koncertowania się na fasadzie, powierzchni zjawisk, bez zdolności uchwycenia rzeczywistych problemów. Można powiedzieć, że „okładanie Kaczyńskich" stało się w pewnych kręgach bezmyślnym rytuałem mającym potwierdzać przynależność i wzmacniać dobre samopoczucie. Tysiące pobudzonych emocjonalnie naśladowców powtarzało w swoich środowiskach to, co serwowali im bezwzględni politycy w roli wulgarnych satyryków i satyrycy w roli bezwzględnych polityków. Półinteligenci upewniali się w ten sposób o swojej inteligencji, konsumenci kultury masowej o swojej elitarności, analfabeci polityczni o swoim politycznym wyrobieniu.

Wszystko to przysłoniło fakt, że chodzi o bardzo zasadniczy, poważny spór dotyczący Polski, jej roli w świecie, że zderzały się ze sobą dwie wizje państwa: z jednej strony rozumienie państwa jako państwa minimalnego, które deleguje wiele swych funkcji państwa na inne instytucje – rynek i społeczeństwo obywatelskie, prywatne firmy i organizacje pozarządowe. Z drugiej strony państwa narodowego, które ma prowadzić samodzielną politykę zagraniczną, ale także pobudzać rozwój kraju, dbać o pamięć historyczną i tożsamość narodową, niwelować różnice społeczne i regionalne.

Zasadnicza różnica między występowała także w diagnozie stanu Polski. Obóz rządzący przekonywał, że Polska to „zielona wyspa", kraj, który odniósł wielki sukces polityczny i gospodarczy. Lech Kaczyński sądził, że państwo polskie wymaga wzmocnienia, że mimo niewątpliwych sukcesów jest słabe, źle zarządzane, bez politycznego przywództwa, że gospodarka polska, mimo podniesienie się stopu życiowej Polaków i niewątpliwego postępu cywilizacyjnego pozostaje peryferyjną „zależna gospodarką rynkową" i że trzeba wielkiego wysiłku by nie pozostała tylko „taśma montażową" dla krajów bogatych.

Równorzędność – idea naczelna

Jedną za zasadniczych idei politycznych Lecha Kaczyńskiego była równorzędność lub równouprawnienie. Dzisiaj często sądzi, że równouprawnienie to kwestia mniejszości etnicznych lub seksualnych, ale w Polsce przez całe lata nie było politycznego równouprawnienia w głębszym, bardziej elementarnym sensie. Polska jest i była krajem, w którym elity obowiązują inne reguły, inne prawo niż i resztę obywateli. Lech Kaczyński, który był, jak wiadomo, profesorem prawa pracy, uważał to za stan nie do zaakceptowania. W tym sensie pozostał wierny ideałom pierwszej „Solidarności", gdy z pogardzanych i urabianych przez partyjną propagandę mas zrodzili się obywatele. Nie przypadkiem jednym z kluczowych pojęć języka „Solidarności" była „podmiotowość", odzyskanie zdolności i działania i godności.

Jednak podział na elity i masy szybko przeniknął do tego ruchu. Także opozycja miała swoje nienaruszalne hierarchie i kręgi wtajemniczenia. Powoli przyłączali się do niej także ci, którzy w PRL stanowili elitę kulturową i społeczną. Leopold Tyrmand w książce „Cywilizacja komunizmu poczynił trafne rozróżnienie między klasą rządzącą a establishmentem PRL-u, która nazwał „górą społeczną. Ta „nowa góra jest ... zjawiskiem obyczajowym i moralnym. Jej poszczególni członkowie mogą być także członkami klasy rządzącej i odgrywać znaczną rolę w polityce czy gospodarce, lecz jej ogólną cechą charakterystyczną jest brak władzy i natrętne podkreślanie swej politycznej niemocy ... Rezerwuarem ... rekrutacji była przeważnie inteligencja – warstwa zastępująca kwalifikacjami umysłowymi tradycyjny brak kapitałów w Europie wschodniej. .. Imperatywem był awans do nowej góry społecznej, uświęcających ich raz na zawsze w kategorii ludzi wyniesionych i przeznaczonych do dobrobytu." (Leopold Tyrmand, Cywilizacja komunizmu, Londyn 1992, s. 226-229)

Otóż, o ile komunistyczna klasa rządząca nie pozostała po 1989 przy władzy i nie przetrwała jako skonsolidowana grupa społeczna, pomijając jej zokcydentalizowaną część, to inaczej było z „nową góra społeczną" – i po 1989 była ona „górą społeczną", tyle że już nie tak bardzo nową. Elita kulturalna i naukowa najmniej zmieniła swój skład i mentalność po 1989 roku. Jej stosunek do komunizmu Tyrmand charakteryzuje jako: „cynizm angażowania się ostrożnego i dwuznacznego", gardziła ona rządzącymi, lecz jednocześnie usiłowała zdobyć wpływ na nich. Od lat siedemdziesiątych stopniowo dystansowała się od komunizmu, korzystając jednak z przywilejów. Stan wojenny oznaczał ostateczne zerwanie z PZPR-em. Natomiast po 1989 powróciła dawna symbioza z władzą polityczną, czego emanacją była Unia Demokratyczna. Jak twierdzi Adam Podgórecki: „Pogoń za władzą jest symptomem dramatycznej zmiany jaka zaszła w postawie nowej inteligencji. Inteligencja postsolidarnościowa nie chciała, by postrzegano ją jako <<anielskiego posłańca>>; ona chciała rządzić." (Społeczeństwo polskie, Rzeszów 1995, s. 259)

Lech Kaczyński odrzucał taką Polskę, w której są ludzie przeznaczeni do dobrobytu i są tacy, którzy od razu pozbawieni szans na dobre życie, wykształcenie, uczestnictwo w polityce i kulturze. Choć sam był inteligentem był ostrym krytykiem inteligencji PRL i III PR . Chciał być natomiast spadkobiercą tradycji inteligencji przedwojennej, „inteligencji akowskiej". „Nowa góra" powstała przecież w wyniku niemal całkowitej wymiany elit po 1945 roku. Jej przedstawiciele zostali albo fizycznie zlikwidowani (symbolem tego są Katyń, Palmiry, groby powstańców warszawskich) albo zostali na emigracji, albo musieli się przystosować do nowej rzeczywistości, kosztem wyrzeczenia się wartości lub kosztem marginalizacji, „wykluczenia". Polska jest w pewnym sensie jak Hiszpania - jak kraj, w którym jedno, dwa pokolenia wstecz rozegrała się krwawa wojna domowa. Tyle że w Polsce nie była wojna zwolenników autorytarnego czy faszystowskiego reżimu i republikanami, lecz zwolenników lewicowego totalitaryzmu i tymi, którzy walczyli o wolną i demokratyczną Polskę. To jest najgłębsza warstwa konfliktu politycznego do dziś rozdzierającego Polskę. Dopiero na ten konflikt nakładają się inne, świeższej daty. Lech Kaczyński chciał przywrócić tamtym „wykluczonym" ich należne miejsce w polskiej pamięci, a ich potomkom zapewnić równe szanse z tymi, którzy wywodzą się z elit PRL, dziedzicząc ich kapitał – kapitał sensu stricto i kapitał symboliczny.

Walka o najwyższa stawkę

Śmierć prezydenta pasowała do jego życia. Nadała mu dodatkowy, tragiczny sens. Nie chodzi tylko o to, że zginął lecąc do Katynia, by oddać hołd ofiarom zbrodni komunizmu. Chodzi także o to, że zginął w Rosji i że dzisiaj jest już prawie na pewno wiadomo, że jednym z powodów katastrofy jest brak należytego przygotowania wizyty ze strony polskiej i ogromne zaniedbania ze strony rosyjskiej. Lech Kaczyński żył niebezpiecznie, ryzykownie. Zdawał sobie sprawę, że dążąc do celu, jakim była silna suwerenna Polska, odgrywająca czołową rolę w Europie, naraża się, nie tylko na werbalne ataki, lecz że naraża także życie. Bo taka Polska, której chciał, nie jest bynajmniej celem nas wszystkich, nawet nie wszystkich Polaków. Budowa takiej Rzeczypospolitej oznaczała naruszenie potężnych interesów. Po pierwsze, odsunięcie, choćby chwilowe, od wyłącznej władzy tych, którzy w swoimi mniemaniu są do władzy predestynowani – przeznaczeni nie tylko do dobrobytu, ale i do rządzenia, i to bez żadnej liczącej się opozycji. Nie przypadkiem jeden tygodników zapytywał dramatycznie po wyborze Lecha Kaczyńskiego na prezydenta: „Jak on to wygrał?" Wygrać miał Donald Tusk. Polityka zagraniczna miała być w swych zarysach taka, jaką prowadzili Bronisław Geremek i Władysław Bartoszewski, polityka finansowa i gospodarcza taka, jaką prowadził Balcerowicz, polityka historyczna i tożsamościowa taka, jaką proponowała Gazeta Wyborcza, Polityka i Tygodnik Powszechny, czyli niezbędniki, a raczej wyłączniki, inteligenta.

Śmierć prezydenta pasowała do jego życia. Nadała mu dodatkowy, tragiczny sens. Po trzecie jego prezydentura stanowiła zagrożenie dla interesów elit kulturowych, dla ich monopolu ideowego, a próba szerokiej lustracji wprowadziła w popłoch środowiska akademickie, prawnicze i establishment kultury.

Silna Rzeczpospolita była też bardzo niewygodna dla ambitnych sąsiadów. W Tbilisi Lech Kaczyński rzucił wyzwanie Rosji. Jego polityka wschodnia – wspieranie Gruzji, Ukrainy, sojusz z Litwa było solą w oku odradzającego się imperium rosyjskiego. Ale jego polityka była także coraz bardziej nie na rękę „Zachodowi." Po wyborze Baracka Obamy Stany Zjednoczone „resetowały" relacje z Rosją, Europa od dawna uznają ją za strategicznego partnera. Przodującym krajom w Europie łatwiej jest ze względu na swoje interesy zaakceptować skorumpowane rządy postkomunistów niż partii dążących do wzmocnienia państwa narodowego i własnej gospodarki. Nie dotyczy to tylko Polski, co pokazują to reakcje na zwycięstwo Orbana na Węgrzech. Kontrolowanie Polski ze względu na jej rozmiary i położenie ma jednak szczególne znaczenie.

Lech Kaczyński widział, jakie bierze na siebie ryzyko. Uważał, że zmiana orientacji politycznej wielu osób z dawnej „Solidarności" wynika z tego, że stracili oni dawną odwagę i chęć walki. Sam nie bał się o siebie. Bał się bardzo o brata. Chciał, aby po przegranych wyborach w 2007 roku wycofał się on z polityki i został szefem jego kancelarii, by w ten sposób go ochronić. „Nawet nie wiecie, jacy to straszni ludzie." – mówił w czasie spotkania w małym gronie tuż po wyborach. To, że dzisiaj tak wielu Polaków i tak wielu ludzi zagranicą nie jest w stanie uwierzyć w wypadek, wynika nie tylko z okoliczności katastrofy, ale także z faktu, że zginął prezydent prowadzący taką właśnie politykę i z tego, że w kraju, w którym zginął, bywają ludzie znacznie straszniejsi od tych, których można spotkać w Polsce.

Nowa Polska?

Czy coś się zmieniło w Polsce po smoleńskiej katastrofie? Na pewno zmienił się nastrój Polaków. Wezbrana medialną manipulacja fala emocji powróciła i uderzyła w tych, którzy je wywoływali. Jednocześnie podjęte po katastrofie działania pokazały, jak bardzo niesuwerenna jest polska polityka. Od razu przystąpiono do „damage control" i zaczęto wykorzystywać politycznie tragedię smoleńską, głównie do „pojednania" z Rosją, choć nigdy nie wyjaśniono, na czym miałoby ono polegać. W świat poszła dezinformacja o czterech próbach lądowania i inne nieprawdziwe wiadomości mające sugerować, że odpowiedzialność za rozbicie tupolewa ponosi prezydent. Dzisiaj już wiemy, że do katastrofy przyczyniły się karygodne zaniedbania ze strony polskiej i rosyjskiej. W silnym, demokratycznym państwie po takiej katastrofie do dymisji podałby się cały gabinet, łącznie z premierem. W Polsce nikt nie został odwołany i nikt nie czuje się winny, nawet przygotowujący wizytę MSZ i odpowiadający za logistykę Ministerstwo Obrony. Zginął prezydent, jego małżonka, przedstawiciele elity politycznej, generałowie, a od najwyższych przedstawicieli państwa słyszymy, że w zasadzie wszystko było i jest w porządku. Słowa wypowiadane w sejmie przez premiera świadczą raczej o bezradności i niewiedzy niż silnym przywództwie. Mnożą się za to przecieki, szerzą sprzeczne informacje. Po śmierci Lecha Kaczyńskiego kraj znalazł się bez autentycznego przywództwa. Dopiero teraz widać, jak ważną pełnił on rolę.

Okazało się również obóz rządzący sam uwierzył w swoją propagandę i nie jest w stanie posługiwać się innym językiem jak język samouwielbienia i samochwalstwa. Wywiad premiera udzielony Gazecie Wyborczej może być tego dobrym przykładem. Nie potrzeba też było żadnych wezwań, by ludzie, którzy prowadzili kampanię przeciw Lechowi Kaczyńskiemu, wrócili do dawnych metod i języka, ciągle jeszcze nieco bardzo powściągliwie niż przedtem, ale nie należy się łudzić - agresja będzie rosła. Walka o taką Polską, o jakiej marzył Lech Kaczyński, dopiero się zaczęła.

prof. Zdzisław Krasnodębski

Tekst został napisany kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej. Ukazał się w książce "Lech Kaczyński, portret", Wydawnictwo M, Kraków 2010 r."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamyk
Superreaktywista



Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 900
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/2

PostWysłany: Nie 17:16, 10 Paź 2010    Temat postu:

lechim napisał:
. Po śmierci Lecha Kaczyńskiego kraj znalazł się bez autentycznego przywództwa. Dopiero teraz widać, jak ważną pełnił on rolę.

ale nie należy się łudzić - agresja będzie rosła. Walka o taką Polską, o jakiej marzył Lech Kaczyński, dopiero się zaczęła.

"


Po tragicznej śmierci L.Kaczyńskiego kraj nie znalazł się bez autentycznego przywództwa,gdyż były prezydent nigdy nie był autentycznym przywódcą narodu,był natomiast demokratycznie wybranym i urzędującym prezydentem RP.Po tragedii nie doszło do paraliżu państwa,zapisy konstytucyjne zapewniły prawidłowe funkcjonowanie organów państwa.Prawdą natomiast jest,że agresja będzie rosła,,,ale ze strony małego prezia i jego pretorian.Wojna "polsko-polska" trwa i trwać będzie,natomiast nigdy nie będzie takiej Polski o jakiej marzył ś.p.L.K.Nie ma na to przyzwolenia większości Polaków,co potwierdziły ostatnie wybory prezydenckie.Polacy potrzebują spokoju i stabilizacji,a nie ciągłych kłótni,awantur i znoszenia fobii zakompleksiałego prezesa .

CZŁOWIEK POTRZEBUJE STABILIZACJI A NIE DEZORGANIZACJI

JEDNI ODCHODZĄ W CISZY ,INNI W ŚWIETLE JUPITERÓW
WSZYSCY TRAFIĄ JEDNAK DO WIECZNEJ CIEMNOŚCI


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
funkykoval
Superreaktywista



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: się bierze woda sodowa ?

PostWysłany: Pon 12:21, 11 Paź 2010    Temat postu:

Kamyk napisał:


Po tragicznej śmierci L.Kaczyńskiego kraj nie znalazł się bez autentycznego przywództwa,gdyż były prezydent nigdy nie był autentycznym przywódcą narodu,był natomiast demokratycznie wybranym i urzędującym prezydentem RP.

Powiedzmy, że Twojego punktu widzenia - na to zgoda - podobnie jest z imć Komorowskim herbu "Podszywacz hrabiowski" - jest demokratycznie wybranym i urzędującym Prezydentem RP.
Oczywiście każdy z nich inaczej wyobrażał sobie pełnienie tej zaszczytnej funkcji i każdy z nich inaczej rozumiał "działanie w interesie narodu".
Mi bardziej odpowiada wyobrażenie i rozumienie L. Kaczyńskiego (jedyny Prezydent który nie nie miał nic wspólnego ze służbami specjalnymi), Tobie Komorowskiego.
Kamyk napisał:

Po tragedii nie doszło do paraliżu państwa,zapisy konstytucyjne zapewniły prawidłowe funkcjonowanie organów państwa.

Bardzo prawidłowe - bez potwierdzenia zgonu Prezydenta - Marszałek Komorowski wszedł w jego uprawnienia - tego nie grali w normalnym państwie. Jeżeli nie ma aktu zgonu - to Marszałek nie ma podstaw do zastępowania Prezydenta, ale Marszałkowi tak bardzo spieszyło się do pałacu, że nie "strzymał" - ot praworządność.
Kamyk napisał:

Prawdą natomiast jest,że agresja będzie rosła,,,ale ze strony małego prezia i jego pretorian.Wojna "polsko-polska" trwa i trwać będzie,natomiast nigdy nie będzie takiej Polski o jakiej marzył ś.p.L.K.Nie ma na to przyzwolenia większości Polaków,co potwierdziły ostatnie wybory prezydenckie.Polacy potrzebują spokoju i stabilizacji,a nie ciągłych kłótni,awantur i znoszenia fobii zakompleksiałego prezesa .

Rzeczywiście większość przytłaczająca Komorowski z Kaczyńskim wygrał w I turze, a Kaczyński uzyskał jakieś 10 % głosów.
Wojna trwać będzie - to postanowił jegomość o nazwisku Tusk - po przegranej z Lechem Kaczyńskim w 2005 roku. Wówczas Platforma rozpętała wojnę "polsko-polską".
Jeżeli nie dostrzegasz agresji w zachowaniach Tuska, Palikota, Kutza, Niesiołowskiego, Sikorskiego i innych podobnych osobników, to znaczy, że masz kłopoty ze wzrokiem, słuchem albo ze zwykłym myśleniem.
Co zaś do wizji Polski Lecha Kaczyńskiego - myślę , że się mylisz. Ba zaryzykuję - jestem tego pewien - Polacy nie idioci, a rzeczywistość zaczyna być smutna dla rządzących.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamyk
Superreaktywista



Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 900
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/2

PostWysłany: Wto 14:41, 12 Paź 2010    Temat postu:

[quote="funkykoval"]Jeżeli nie dostrzegasz agresji w zachowaniach Tuska, Palikota, Kutza, Niesiołowskiego, Sikorskiego i innych podobnych osobników, to znaczy, że masz kłopoty ze wzrokiem, słuchem albo ze zwykłym myśleniem.
Co zaś do wizji Polski Lecha Kaczyńskiego - myślę , że się mylisz. Ba zaryzykuję - jestem tego pewien - Polacy nie idioci, a rzeczywistość zaczyna być smutna dla rządzących.[/quote]

Widzisz "funkykoval",Ty zawsze po pisowsku analizujesz wpisy innych forumowiczów i dodajesz do tego uszczypliwe uwagi."Agresja",jak piszesz Tuska,Palikota,Kutza,Niesiołowskiego jest kontragresją na wściekłą agresję Twojego przegranego małego prezia.To co On wyprawia to jest poniżej pasa i zwykłej politycznej przyzwoitości.
Jeżeli chodzi o wizje ś.p.L.K.,to zaryzykuję i jestem tego pewien,,,że Polacy nie idioci i na pie.doły brata bliźniaka już nigdy nie dadzą się nabrać.Większość rodaków ma małego prezia i jego bredni powyżej dziurek w nosie.Twój idol mały prezio dużej partii,,,jest już na śmietniku historii Ok!

CZŁOWIEK ZAWSZE MA GDZIEŚ GRANICĘ TOLERANCJI I WYTRZYMAŁOŚCI

GROZA PRZYSZŁOŚCI : GADAJĄCE POMNIKI


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamyk
Superreaktywista



Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 900
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/2

PostWysłany: Wto 21:03, 12 Paź 2010    Temat postu:

"Kabina Tu-154 zamieniła się w salę konferencyjną"

Płk Piotr Łukaszewicz, pilot, były szef oddziału szkolenia lotniczego zastanawiał się nad przyczynami katastrofy smoleńskiej. - W kabinie Tu-154 był gen. Błasik. Załoga nie mogła się skupić na wykonywaniu obowiązków, nagle w tej kabinie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Kabina zamieniła się w salę konferencyjną - powiedział pilot w "Kropce nad i" próbując znaleźć wytłumaczenie dla obecności Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie prezydenckiego samolotu.

Łukaszewicz zastanawiał się nad treścią rozmów zarejestrowanych przez czarne skrzynki Tu-154. - Nagle dowiadujemy się, że &raquo;jak nie wylądujemy to mnie zabiją&laquo;, że &raquo;prezydent nie podjął decyzji&laquo;. Tam zostały stworzone warunki, które uniemożliwiły załodze pracę i podejmowanie decyzji. Dowódca sił powietrznych miał prawo być w kabinie, tylko trzeba zadać pytanie, czy jego obecność pomogła załodze - ocenił pilot.

- Gen. Błasik musiał być skierowany do kabiny, przez dysponenta samolotu, czyli przez prezydenta, bądź przez osobę, która została do tego wyznaczona - powiedział. Dodał również, że gen. Błasik został wezwany w momencie, w którym "wiadomo było, że są kłopoty".

Pułkownik Łukaszewicz przypomniał także punkty wojskowego regulaminu, który jasno określa, kto odpowiada za bezpieczeństwo w trakcie lotu. - Dowódca załogi ponosi pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu, osób i rzeczy. Dowódca ma prawo wydawać polecenia członkom załogi i osoby te mają obowiązek poddać się tym poleceniom - mówił pułkownik podkreślając, że w trakcie tragicznego lotu Tu-154 zabrakło egzekucji tych przepisów.

no comment


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
funkykoval
Superreaktywista



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: się bierze woda sodowa ?

PostWysłany: Śro 14:45, 13 Paź 2010    Temat postu:

[quote="Kamyk"]
funkykoval napisał:
Jeżeli nie dostrzegasz agresji w zachowaniach Tuska, Palikota, Kutza, Niesiołowskiego, Sikorskiego i innych podobnych osobników, to znaczy, że masz kłopoty ze wzrokiem, słuchem albo ze zwykłym myśleniem.
Co zaś do wizji Polski Lecha Kaczyńskiego - myślę , że się mylisz. Ba zaryzykuję - jestem tego pewien - Polacy nie idioci, a rzeczywistość zaczyna być smutna dla rządzących.[/quote]

Widzisz "funkykoval",Ty zawsze po pisowsku analizujesz wpisy innych forumowiczów i dodajesz do tego uszczypliwe uwagi."Agresja",jak piszesz Tuska,Palikota,Kutza,Niesiołowskiego jest kontragresją na wściekłą agresję Twojego przegranego małego prezia.To co On wyprawia to jest poniżej pasa i zwykłej politycznej przyzwoitości.
Jeżeli chodzi o wizje ś.p.L.K.,to zaryzykuję i jestem tego pewien,,,że Polacy nie idioci i na pie.doły brata bliźniaka już nigdy nie dadzą się nabrać.Większość rodaków ma małego prezia i jego bredni powyżej dziurek w nosie.Twój idol mały prezio dużej partii,,,jest już na śmietniku historii Ok!

CZŁOWIEK ZAWSZE MA GDZIEŚ GRANICĘ TOLERANCJI I WYTRZYMAŁOŚCI

Kamyku nie rozśmieszaj mnie, bo pęknę ze śmiechu.
Jeżeli ja - to oczywiście po pisowsku - a dlaczego nie po pełowsku (wskazani wyżej przeze mnie politycy) albo po palikotowemu .
Agresja tych polityków w stosunku do PiS wzięła się z przegranych podwójnych wyborów w 2005 roku. Przed tymi wyborami PO i PiS szły ręka w rękę. Po wyborach ten kto flekował PiS dostawał "punkty" w mediach. Kto robił to bardziej chamsko, bardziej dobitnie - ten punktował razy n*. więc takie punktowanie stało się syndromem PO. Ta partia nie osiągnęłaby niczego bez straszenia ludzi Kaczorami !!!!!
Co zaś do J. Kaczyńskiego - ja w polityce idoli nie mam.
Moim idolem może być ktoś kto swoim życiem i postępowaniem zasłużył na to, akurat nie jest to J. Kaczyński. Czyli pudło po raz pierwszy. Twoje twierdzenie o tym że Kaczyński jest na śmietniku historii to pudło drugie - ale widać żerowanie po śmietnikach historii to Twoja druga natura - Twoje poglądy to w rzeczy samej śmietnik historii: Lenin Marks Engels ??? Przesiąkłeś zbyt mocno tym smrodkiem, czas na wietrzenie ;-)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Pią 16:12, 15 Paź 2010    Temat postu:

Tego do psychiatry nie będą nasze autorytety posyłać.
Mecenas Hambura wysłał:

Viviane Reding

Vice-présidente de la Commission europénne, en charge

de la justice,des droits fondamentaux et de la citoyenneté



BE-1049 Brussels

Belgien











2924/10/Ha/Se Berlin, 14.10.2010 r.


Katastrofa w ruchu powietrznym w dniu 10 kwietnia 2010 roku, w wyniku której zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński, a także 95 osób towarzyszących





Szanowna Pani Przewodnicząca,



zgodnie z traktatami Komisja Europejska czuwa nad prawidłowym stosowaniem prawa Unii Europejskiej. Art. 258 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE) zawiera zapis traktujący o tym, że jeśli Komisja uzna, że państwo członkowskie uchybiło jednemu z zobowiązań, które na nim ciążą na mocy traktatów, wydaje ona uzasadnioną opinię w tym przedmiocie, po uprzednim umożliwieniu temu państwu przedstawienia swych uwag.Zatem zwracam się do Pani Przewodniczącej w sprawie katastrofy smoleńskiej, w wyniku której w dniu 10 kwietnia 2010 roku zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński, a także 95 osób towarzyszących, i wnioskuję,



aby Komisja Europejska skorzystała z prawa do wszczęcia postępowania w sprawie uchybienia dotyczącego katastrofy smoleńskiej, jakie przysługuje jej na mocy art. 258 TFUE, a także wezwała Rzeczpospolitą Polską do zaniechania tego uchybienia, a w razie potrzeby wniosła sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu.


Jestem pełnomocnikiem kilku pokrzywdzonych, których reprezentuję przed Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie, ul. Nowowiejska 26B, 00-911 Warszawa – sygnatura akt: Po. Śl. 54/10.



Zaniechania, a także wręcz utrudnianie i przeciąganie w czasie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej przez władze RP i jej organy doprowadziły do naruszenia zapisów traktatowych. Co najmniej został naruszony art. 6 ust. 3 traktatu o Unii Europejskiej (TUE), który mówi, żeprawa podstawowe, zagwarantowane w europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz wynikające z tradycji konstytucyjnych wspólnych państwom członkowskim, stanowią część prawa Unii jako zasady ogólne prawa. Europejska Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności gwarantuje prawo do rzetelnego procesu. A z jej artykułu 2 zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu wynika proceduralne prawo do efektywnego i skutecznego śledztwa. To prawo zostało naruszone przez Rzeczpospolitą Polską w sprawie katastrofy smoleńskiej. Rząd RP oddał prowadzenie postępowania wyjaśniającego przyczyny katastrofy oraz śledztwo wraz z działaniami wyjaśniającymi stronie rosyjskiej, chociaż przez pierwsze dni było ono prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich. Także zabezpieczenie materiałów dowodowych zostało oddane stronie rosyjskiej. Bardzo negatywnym przykładem może być zabezpieczenie szczątków wraka samolotu brezentem na terytorium Rosji dopiero po sześciu miesiącach od dnia katastrofy.



Rzeczpospolita Polska jako państwo członkowskie Unii Europejskiej powinna stosować zapisy traktatów. Już w preambule TUEpotwierdza sięprzywiązanie państw członkowskich do zasad wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego. Mówi o tym expressis verbis także art. 2 TUE.



Sprawa katastrofy smoleńskiej pokazuje, że Rzeczpospolita Polska narusza postanowienia traktatowe. Dlatego jest uzasadnione jak najszybsze wszczęcie postępowania zgodnie z art. 258 TFUE, aby nie trzeba było czekać przez następne 70 lat na wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej, tak jak to miało miejsce w sprawie mordu katyńskiego na polskich oficerach dokonanego przez sowieckie NKWD, gdzie do tej pory toczy się postępowanie w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.



Z wyrazami szacunku







Stefan Hambura

Rechtsanwalt


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Balbina
Reaktywista



Dołączył: 06 Gru 2008
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Sob 13:06, 16 Paź 2010    Temat postu:

lechim napisał:
Tego do psychiatry nie będą nasze autorytety posyłać.



Autorytety nie będą ale ktoś inny powinien.Chce chłoptaś zaistnieć nic więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Sob 11:15, 30 Paź 2010    Temat postu:

Nasz premier,nie znając treści listu rodzin katastrofy-zapytany o spotkanie z bliskimi tych, którzy zginęli w Smoleńsku, a którzy dziś w liczbie 37 rodzin poprosili go o to na piśmie, stwierdził:
"[b]Jest oczywiście problem - bo być może tego ma dotyczyć spotkanie - roszczeń. I pracuje zespół, bo nie chcemy, w najmniejszym stopniu nie chcielibyśmy, aby roszczenia rodzin, te roszczenia finansowe, były realizowane, czy jakoś tam dogadywane, w atmosferze konfliktu."[/b]

Poniżej treść listu:

" Szanowny Panie Premierze,

Prosimy o spowodowanie zorganizowania spotkania z Panem Premierem przedstawicieli i pełnomocników rodzin osób, które zginęły w dniu 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.

Uważamy spotkanie za konieczne w związku z nadal istniejącymi wątpliwościami dotyczącymi działań podejmowanych w tej sprawie przez polskie instytucje oraz sposobu i efektu ich współpracy z odpowiednimi organami Federacji Rosyjskiej.

Najważniejsze wątpliwość – co istotne – nie jedyne, dotyczą problemu identyfikacji i sekcji zwłok, jak też czynności podjętych przez polski rząd działający pod Pańskim kierownictwem, celem m. in. niezwłocznego sprowadzenia do kraju kompletnego wraku samolotu TU-154M, ze szczególnym uwzględnieniem rejestratorów lotu wraz z oryginalnymi danymi.

Zwracamy się przy tym z prośbą, aby Pan premier zaprosił na to spotkanie podległych sobie ministrów: Panią Ewę Kopacz, Pana Tomasza Arabskiego oraz Pana Jerzego Millera. Prosimy też, aby w tym spotkaniu wzięli udział zaproszeni przez Pana Premiera Prokurator Generalny RP Pan Andrzej Seretem oraz Naczelny Prokurator Wojskowy Pan gen. Bryg. Krzysztof Parulski.

Wierzymy, iż mimo bardzo wielu obowiązków znajdzie Pan Premier czas na spotkanie z nami, celem wyjaśnienia wątpliwości, w sprawie tak istotnej dla spokoju naszego dalszego życia.

Prosimy jednocześnie, w trosce o Pański czas, aby Pan Premier spowodował udział wszystkich osób wymienionych wyżej, bowiem chcielibyśmy uniknąć sytuacji, w której część pytań pozostałaby bez odpowiedzi i konieczne byłoby ponowienie spotkania.

Panie Premierze, uprzejmie prosimy o wyznaczenie terminu i miejsca spotkania.

Licząc na przychylność Pana Premiera przy rozpatrywaniu naszej prośby wierzymy, że sprawa tzw. katastrofy smoleńskiej jest nie tylko dla nas problemem najwyższej wagi, ale iż również rząd RP traktuje ją priorytetowo.

Z wyrazami szacunku rodziny ofiar katastrofy:

Andrzeja Błasika, Katarzyny Doraczyńskiej, Aleksandra Fedorowicza, Janiny Fetlińskiej, Franciszka Gągora, Grażyny Gęsickiej, Kazimierza Gilarskiego, Przemysława Gosiewskiego, Roberta Grzywny, Mariusza Handzlika, Pawła Janeczka, Dariusza Jankowskiego, Natalii Januszko, Janusza Kochanowskiego, Janusza Krupskiego, Janusza Kurtyki, Andrzeja Kwaśnika, Bronisława Kwiatkowskiego, Wojciecha Lubińskiego, Zenony Mamontowicz-Łojek, Stefana Melaka, Tomasza Merty, Stanisława Mikke, Aleksandry Natalii-Świat, Jana Osińskiego, Tadeusza Płoskiego, Arkadiusza Protasiuka, Krzysztofa Putry, Sławomira Skrzypka, Jacka Surówki, Aleksandra Szczygły, Izabeli Tomaszewskiej, Anny Walentynowicz, Zbigniewa Wassermana, Stanisława Zająca, Janusza Zakrzeńskiego, Artura Ziętka"


Premier potraktował rodziny w sposób co najmniej bezduszny, imputując im materialne motywy działania. Powinien przeprosić. Nie pod presją mediów, bo takiej nie będzie, ale z wewnętrznego poczucia, że zachował się źle.
Nie będą to przeprosiny w stylu p.prezydenta na mankiet p.redaktorki z tvn-u.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lechim dnia Sob 11:20, 30 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 5 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin