Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka
Forum jest moderowane o różnych porach
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zestawienia styczniowe -budżet 2009-

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Czw 17:08, 15 Sty 2009    Temat postu: Zestawienia styczniowe -budżet 2009-

Informacja z PAP:
2009-01-09 15:05:00
Sejm przyjął budżet na 2009 rok

Posłowie uwzględnili większość poprawek Senatu. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

Dochody państwa w tym roku zaplanowano na 303 miliardy złotych, a wydatki na 321 miliardów 200 milionów złotych. Deficyt budżetowy ma wynieść 18 miliardów 200 milionów złotych.

Nasza gospodarka ma się rozwijać w tempie 3,7 procent - wcześniej planowano, że w tym roku PKB wzrośnie o 4,8 procent.

W tym roku wzrosną wydatki między innymi na naukę i edukację oraz budowę dróg.
Wywiad w sprawie wykonania budżet za Nasz dziennik 8.01.2009

Z prof. Witoldem Modzelewskim, szefem Instytutu Studiów Podatkowych, byłym wiceministrem finansów, rozmawia Małgorzata Goss

Po raz pierwszy od 1993 r. dochody budżetowe za 2008 r. nie zostały wykonane. Z Pana analiz wynika, że ten rok zapowiada się jeszcze gorzej. Czym to będzie spowodowane?
- Na konieczność obniżenia prognozy dochodów budżetowych w 2009 r. oddziaływać będą co najmniej cztery nowe, bardzo istotne czynniki. Pierwszym z nich jest wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 22 grudnia br. w sprawie zakazów odliczenia VAT na paliwo do samochodów osobowych, używanych przez firmy, i samochodów pseudoosobowych tzw. z kratką, wprowadzonych w latach 2004-2008 oraz przy nabyciu (leasingu) tych samochodów. ETS uznał ten zakaz za niezgodny z prawem wspólnotowym. Zasadnicza batalia, która się tu odbędzie, jest dopiero przed nami: czeka nas fala wniosków o korektę deklaracji podatkowych i o stwierdzenie nadpłat. Oficjalnie władza zbagatelizuje ten problem, przekonując, że "przecież nie wszyscy wystąpią", że "tu nie chodzi o miliardy, lecz znacznie mniejszą kwotę"... Policzmy na dość banalnym przykładzie: Mamy dziś ponad 13 mln samochodów z tej grupy. Przyjmiemy ostrożną hipotezę, że przez firmy przewinęło się tylko około 5 mln samochodów. Jeżeli każdy podatnik wystąpi jedynie o 1 tys. zł tytułem zwrotu VAT na paliwo za te cztery lata, to łatwo policzyć, ile to wyniesie... To klasyczny przykład partactwa podatkowego w naszym kraju.

Jak można było zapobiec niekorzystnym wyrokom ETS?
- Po prostu należało znać się na podatkach, tworząc prawo.

A czy w tym wypadku można było utrzymać zakazy, zachowując jednocześnie zasady panujące w UE?
- Oczywiście. Wystarczyło po prostu nie psuć. Mogliśmy zachować tzw. stare zakazy. W UE obowiązuje tzw. zasada stand still polegająca na tym, że państwo członkowskie może zachować zakazy, z którymi weszło do Unii. My weszliśmy z zakazami odnoszącymi się do wszystkich samochodów osobowych i do samochodów o ładowności do 500 kilogramów. Prawo UE mówi, że jeśli miałeś wadliwe zakazy, ale z nimi wszedłeś, to możesz je zachować i ewentualnie łagodzić, byle tylko ich nie zaostrzać. My tymczasem już w maju 2004 r. zaczęliśmy majstrować. Ktoś postanowił je "poprawić" i w konsekwencji je spartaczył. Świadomość wspólnotowa jest u nas niestety odwrotnie proporcjonalna do euroentuzjazmu. Wcale nie musiało się to skończyć tak kompromitującym dla państwa finałem, że ETS przyznał podatnikom prawo do odzyskania bezprawnie pobranych pieniędzy. Na dodatek stało się to w szczególnym momencie, a mianowicie w chwili, gdy pogłębiający się kryzys motywuje liczne grono podatników do skorzystania z tego prawa. W warunkach prosperity może by nie podjęli zabiegów o zwrot nadpłaty. Ten czynnik będzie pierwszym z czterech nowych pogłębiających kryzys, bo te pieniądze trzeba będzie zwrócić, czyli pomniejszyć wpływy podatkowe w 2009 r., a może i w latach następnych. Urzędy skarbowe będą zwracać nadpłaty z bieżących dochodów - proszę pamiętać, że te dochody są wykazywane netto, tj. wpływy minus zwroty. Na razie przedawniły się tylko należności za 2004 rok. Podatnicy mają jeszcze czas. Myślę, iż zwroty w latach 2009-2011 mogą być większe niż 4,5 mld złotych. Wprawdzie rozłożą się w czasie, ale będzie to trwały czynnik obniżający dochody budżetowe.

A dalsze czynniki, które będą wpływały na obniżenie dochodów budżetowych?
- Powiem tylko o najbardziej oryginalnych. Drugi, trzeci i czwarty czynnik stworzył nasz ustawodawca 7 listopada ubiegłego roku, czyli nomen omen w rocznicę rewolucji październikowej. "Listopad - miesiąc niebezpieczny dla Polaków" - twierdził Wyspiański. Można prosić rządzących, aby w tym czasie nic nie robili. Nie wychodzą nam listopadowe pomysły. Otóż wprowadzono tego dnia przepis, że podatnicy VAT mogą dokonać korekty i zmniejszyć swój VAT należny z tytułu niezapłaconych wierzytelności. Warunek - kontrahent nie zapłacił faktury przez 180 dni. Czy to sprawiedliwe? W pewnym sensie tak. Ale z drugiej strony - VAT, jak cały system podatkowy, nie jest zbudowany na "zapłacie", tylko na "kwotach należnych". Taki szczegół.

Budżet państwa przejmuje na siebie ryzyko niezapłacenia przez kontrahenta, czyli ryzyko czysto handlowe.
- Państwo bierze na siebie ryzyko nierzetelności płatniczej naszego kontrahenta. Podatnik, jeśli mu kontrahent nie zapłaci w ciągu 180 dni, ma prawo wyznaczyć mu dodatkowy 14-dniowy termin, a jeśli nadal zapłata nie nastąpi - skorygować swój bieżący podatek. Jest to kolejny prezent z mocą wsteczną. Można skorygować podatek za rok 2008 i 2007, a do końca ubiegłego roku można było także za 2006 rok. Rozumie pani - prezent z mocą wsteczną! To już jest "partyzantka". To przykład negatywnej świadomości podatkowej ludzi, którzy tworzą prawo, czyli tworzenie podatków, które nie spełniają swojej podstawowej misji, jaką jest pozyskanie pieniędzy na rzecz państwa. Jeśli podatki nie przynoszą pieniędzy, to po co się z tym wszystkim męczyć - uchylmy taki podatek! To tworzenie prawa, które w istocie rzeczy jest prawem antypaństwowym. Ktoś powie - dobrze, wreszcie nie będą podatnicy musieli płacić, gdy sami nie uzyskają zapłaty. Nic bardziej błędnego. To, że kontrahent nie zapłaci, to jest moje ryzyko biznesowe. Jeśli sobie takich kontrahentów wybieram - to mój problem. Na tym polega istota działalności gospodarczej. Wybierz sobie takich, którzy zapłacą, a jeśli nie płacą z dobrej woli - to masz sądy, środki perswazji prawnej, aby odzyskać należność. Ale, na Boga, nie przy pomocy prawa podatkowego!

Nasze sądy są praktycznie zablokowane.
- To prawda, ale w takim razie naprawiajmy sądy, zamiast psuć podatki i rezygnować z dochodów budżetowych, bo w pewnej chwili państwu nie starczy pieniędzy na te sądy, a bez pieniędzy będzie tylko gorzej. Według moich najostrożniejszych szacunków - w 2009 r. spadek dochodów podatkowych spowodowany korektą VAT za 2006, 2007 i 2008 r. oraz dalej na bieżąco - wyniesie ok. 4 mld zł, a są to szacunki utrzymane w "dolnej strefie stanów niskich". A zatem - co najmniej 4 mld zł, ale może to być kwota znacznie wyższa, gdyby np. doszło do korekty VAT za niezapłaconą energię elektryczną dla szpitali i całej sfery budżetowej. Proszę przy tym zauważyć - dostawca koryguje VAT, czyli odzyskuje z budżetu 22 proc., ale samą wierzytelność zachowuje w dalszym ciągu! Może ją sprzedać, dokonać cesji owej wierzytelności, która już nie zawiera w sobie podatku, bo został on anulowany. Politycy przedstawiają to jako sukces. Rzeczywiście, w ujęciu plebejskiego radykalizmu każda strata dla budżetu jest sukcesem i zyskiem podatnika. Nie wolno tak myśleć, tworząc przepisy podatkowe.

Zyskają przedsiębiorcy, ale ci sami przedsiębiorcy - rujnując instytucje państwowe, wcześniej czy później będą musieli ponieść koszty złego funkcjonowania lub nawet braku tych instytucji...
- Tanie państwo wcale nie musi być przyjazne dla obywateli. Źle opłacani urzędnicy nic nie będą robić, a znajdą się tacy, którzy im zapłacą, aby działali w prywatnym interesie. Teraz trzeci czynnik zmniejszający dochody budżetowe, notabene także zawarty w ustawie z 7 listopada, ale będący wynikiem wyroku Trybunału Konstytucyjnego. TK swego czasu uznał za niezgodne z Konstytucją niektóre przepisy dotyczące VAT od tzw. rolników ryczałtowych. Rolnik ryczałtowy - to jest rolnik, który nie prowadzi ksiąg rachunkowych. Większość polskich rolników należy do grupy rolników ryczałtowych. Nie rozliczają VAT na ogólnych zasadach, lecz dostają fakturę VAT RR - 100 proc. plus 5 procent. Te 5 proc., a od maja 2008 r. - 6 proc., to jest zryczałtowany zwrot podatku VAT. Zatem swego czasu TK uznał, że niektóre przepisy uchwalone 1 maja 2004 r., w czarnym dniu polskich podatków, są niekonstytucyjne, ponieważ odbierają nabywcom prawo do odliczenia tej kwoty. Chodziło dokładnie o to, że jeśli zapłata poszła wcześniej, a później została wystawiona faktura, to nie można było odliczyć VAT. I oto w ustawie z 7 listopada 2008 r. pojawia się przepis, który pozwala jednorazowo odliczyć sobie VAT z tych wszystkich starych faktur za cały okres od 1 maja 2004 do 30 listopada 2008 roku. Tyle lat do tyłu - 4,5 roku. Brak odliczenia okazał się nielegalny, więc teraz - kierując się wartościami konstytucyjnymi - następuje restytucja tego prawa. Wszyscy, którzy kupują od rolników - w tym cały przemysł rolno-spożywczy - mogą teraz jednorazowo dokonać odliczenia w lutym lub marcu tego roku. Najprawdopodobniej tego VAT na odpisy nie starczy. Co to oznacza? Firmy, które kupowały od rolników ryczałtowych, wystąpią do urzędów skarbowych o zwrot pieniędzy. A z czego urzędy będą te kwoty zwracać? Z bieżących dochodów budżetowych!

To wyjątkowo zły moment na wypłaty z budżetu ze względu na nadciągający kryzys...
- Legalizm jest święty, ale tę operację można było rozłożyć na lata. Jak czegoś nie umiesz załatwić, a powinieneś to zrobić, to oddal to w czasie - mawiał ponoć Metternich. Jeżeli coś jest nieuchronne - oddal, rozłóż to na raty, odepchnij w przyszłość. No i czwarty czynnik - kolejny prezent dany podatnikom 7 listopada zeszłego roku. Chodzi o pewien zakaz jakoby sprzeczny z prawem wspólnotowym.
Dam przykład: bizneswoman kupuje sobie futro. Elegancki strój jest w pracy rzeczą jak najbardziej potrzebną. Do 1 grudnia ubiegłego roku obowiązywał przepis, że jeżeli wydatek podatnika nie był kosztem uzyskania przychodu, to nie miał on prawa odliczyć sobie VAT od tego zakupu. Nie mogła więc pani odliczyć VAT przy zakupie futra. I w tym szale psucia wszystkiego, co popadło, ten zakaz w ustawie z 7 listopada... po prostu zniesiono od 1 grudnia. Wszystkie wydatki reprezentacyjne, podkreślam wszystkie - zaczynając od popijaw z klientami, a kończąc na różnych gadżetach - nie są kosztem uzyskania przychodów. Dotychczas nie dawały prawa do odliczenia VAT, a teraz już dają! Od października ubiegłego roku. W tekście, który wyszedł z Sejmu, zapisano, że od 1 stycznia 2008 r., ale na szczęście udało mi się to "storpedować", bo skierowałem list do marszałka Senatu, w którym napisałem, że mi się w głowie nie mieści dawanie takich prezentów za rok wstecz. Senat ograniczył moc wsteczną ustawy do 3 miesięcy. Przepis ten funkcjonuje już od 1 grudnia, a więc firmy, które dokonują wydatków, nie będących kosztem uzyskania przychodu, na bieżąco odliczają już VAT. Co to oznacza? Jeżeli każdy wydatek firmy, który nie ma żadnego głębszego związku z bieżącą działalnością i nie jest jej kosztem, łączy się z odliczeniem VAT - to hulaj dusza, piekła nie ma. To będzie nie do opanowania. Prawo podatkowe dokonuje swoistej publicznej wyceny pewnych zachowań podatnika, i jest to jedna z jego ważniejszych ról. Nie chodzi o napiętnowanie. Nie. Proszę bardzo, możesz to robić. Ale wybieraj - tu możesz odliczyć VAT, a tam - nie. Ta wycena zachowań jest bardzo ważna, ponieważ przekłada się na setki milionów jednostkowych zdarzeń, na codzienne decyzje milionów ludzi w milionach przypadków.

Teraz firmy zostaną zachęcone do wzmożonych zakupów konsumpcyjnych?
- Oczywiście, i dzięki temu będą płacić niższy VAT. Czyli wycena zachowań jest na "TAK" - "Dokonuj tych wydatków. Nie dość, że sobie kupił, to jeszcze mniej zapłaci do budżetu". Podwójna opłacalność. Masz futro albo urządziłeś reprezentacyjne przyjęcie - odliczasz VAT. Pod warunkiem przedstawienia faktur z cateringu, nie z restauracji - to taki drobny szczegół - bo gastronomia ma ogólny zakaz odliczania.

Restauratorzy za słabo lobbowali w Sejmie?
- Ależ nie. W prawie każdej restauracji można zjeść produkty dostarczone jako catering albo jako dania restauracyjne. Może pani wziąć fakturę na catering albo na gastronomię. Jeśli na catering - można odliczyć VAT. To taki nonsens jakby żywcem wzięty z Polski Ludowej... A więc wymieniłem cztery czynniki, które będą wpływały na obniżenie wpływów podatkowych: wyrok ETS, skorygowany VAT na wierzytelnościach, jednorazowe odliczenie faktur VAT RR i prawo odliczenia VAT przy wydatkach niebędących kosztem uzyskania przychodów. To jest czarny scenariusz - nazwijmy rzeczy po imieniu. Bijmy na alarm! Popełniliśmy błędy! Dwa z nich, zakończone wyrokami ETS i TK - cóż, pozostaje powiedzieć - trudno, musimy wypić to piwo. Natomiast dwa pozostałe - to nasze własne radosne pomysły, których wcale nie musieliśmy wprowadzać w życie... W praktyce oznacza to, że musimy zapomnieć o jakichkolwiek planach budżetowego wspomagania gospodarki w warunkach kryzysu.

A może te podatkowe prezenty zrobiono świadomie? Może ludzie o liberalnych poglądach, którzy pozostają u steru, chcą zwalczać kryzys przez pozostawienie pieniędzy w kieszeniach podatników i przez zachętę do wzmożonej konsumpcji?
- Obawiam się, że przeceniamy przebiegłość prawodawcy, i mówię to z zupełnym przekonaniem. Proszę pamiętać, że te przepisy powstawały w czasie, gdy prognozy gospodarcze były zupełnie inne. Wtedy jeszcze nikt nie przyjmował do wiadomości, iż mamy do czynienia z kryzysem, opowiadano brednie, że kryzys nas ominie. Tracimy i stracimy w najbliższych trzech latach bardzo duże pieniądze. Czy to będzie czynnik antykryzysowy, choćby przez przypadek? Logika kryzysu jest bardzo banalna - pomaga się tym, którym należy pomóc. Czyli - nie wszystkim. Jeśli np. chcielibyśmy ratować branżę deweloperską, to trzeba jej dać pieniądze, a nie ulgi na futra dla żon. Jeśli programy antykryzysowe mają cokolwiek dać - choć mam co do tego duże wątpliwości - to trzeba twardej gotówki i precyzyjnego adresowania pomocy. Amerykanie pomagają przemysłowi samochodowemu i bankom. U nas lista potrzebujących jest długa, otwierają ją deweloperzy, ale jest i przemysł samochodowy. Szansę dla tych programów - choć jestem bardzo sceptyczny co do ich skuteczności - należy upatrywać w tym, że budżet państwa będzie posiadał środki i odpowiednio je zaadresuje. Jeżeli budżetowych pieniędzy nie będziemy mieli - a już w 2008 r., zanim jeszcze doszły te czynniki, o których tu wspomniałem, zaczęło nam ich brakować - to choćbyśmy nawet bardzo chcieli pomóc, to po prostu nie będzie nas na to stać.

Będziemy bankrutem?
- Czy państwo jako takie może zbankrutować? W sensie formalnym oczywiście nie, bo nie ma procedury ogłoszenia upadłości i wyznaczania syndyka masy upadłościowej. Natomiast jedno jest pewne. W czasie, gdy od władzy publicznej oczekuje się nieprawdopodobnej hojności, my na tę hojność nie będziemy mogli sobie pozwolić. Popełniliśmy cztery błędy, mając w punkcie startu złą sytuację, a to oznacza, że tracimy zdolność wygenerowania niezbędnych nadwyżek środków publicznych na ratowanie gospodarki. Władza publiczna jako całość daje sprzeczne sygnały. Pozbawia się dobrowolnie budżet dochodów i jednocześnie twierdzi, że obniżki podatków pozwolą zwiększyć popyt. To są dwie różne rzeczy. Obniżki podatków mają poprzez wzrost albo niezahamowanie sprzedaży doprowadzić do utrzymania dochodów budżetowych na dotychczasowym poziomie. Chodzi o to, aby dochody budżetowe, jednostkowo niższe, w swojej masie zostały utrzymane.

Deweloperzy domagają się obniżki VAT na materiały budowlane, żeby utrzymać sprzedaż i nie zbankrutować.
- Nasza suwerenność w tej dziedzinie jest cokolwiek ograniczona i na żadne materiały budowlane niczego nie obniżymy, więc możemy im pomóc, tylko dając dotację "kryzysową", pod warunkiem, że mamy program i - oczywiście - pieniądze.

To będzie pomoc publiczna, a w UE obowiązuje zakaz takiej pomocy, jakkolwiek ostatnio nieco ograniczony.
- Teraz te wszystkie brednie, jakie opowiadano - zgódźmy się - są już historią.

Ale na fali tych bredni zdążyliśmy jeszcze zlikwidować stocznie...
- Tak jak zdążyliśmy uchwalić ustawy podatkowe, zanim się okazało, że potrzebne są nam znacznie większe pieniądze. Bo przecież to prawo już stworzyliśmy, to prawo już żyje i podatnicy już występują z korektami. Mają przy tym świadomość, że ta szansa na odzyskanie pieniędzy pojawi się tylko w określonym czasie, bo władza się zorientuje, iż rozdała pieniądze, których bardzo potrzebuje, i odbierze te uprawnienia. A to jest bardzo niedobra prognoza - grozi nam tzw. syndrom utraconej ulgi. Jeśli zapowiem, że jakiegoś przywileju nie będzie, to znaczy, iż wszyscy z tego skorzystają.

Czy rzeczywiście te uprawnienia mogą być cofnięte?
- Bez złudzeń: to właśnie należy w takim momencie zrobić - odebrać to, co daliśmy. Odebrać to, co jeszcze nas nie pogrążyło. Czas ucieka. Gdybyśmy zdążyli w ciągu najbliższych tygodni uchwalić ustawy, które spowodowałyby, że np. wydatki niebędące kosztem uzyskania przychodu nie będą, jak poprzednio, dawać prawa odliczenia VAT, i przywrócony zostanie VAT od niezapłaconych wierzytelności! A jeśli chodzi o zwracanie pieniędzy z perspektywy ETS czy TK, to zgodnie z metternichowską zasadą - trzeba podnieść przyłbicę i powiedzieć - kochani, to się wam należy, ale ze względu na kryzysową sytuację musicie poczekać, dajemy wam zabezpieczenie, obligację skarbową itp... To wszystko można zrobić, jeśli posiada się świadomość zagrożenia. Tymczasem to, o czym mówimy, jest stanem nieuświadamianym. Jesteśmy w niezbyt zręcznej roli posłańca, który przynosi złe wiadomości.

A może rząd przewiduje, że jego dni są policzone, i nie poczuwa się do odpowiedzialności za budżet, który kto inny będzie wykonywał?
- Polska jest krajem najgłębszych paradoksów. Ponoć walczyliśmy z komunizmem tyle lat i udało nam się uzyskać to, że... można partaczyć robotę do woli i nikt nas za to nie pociągnie do odpowiedzialności. Kiedyś w Studio 202 we Wrocławiu nieodżałowanej pamięci Marek Waligórski dla potrzeb kabaretowej wersji "Trylogii" stworzył postać Pana Tyzenhausa. Były czasy głębokiego realnego socjalizmu, a Pan Tyzenhaus rozliczał Zagłobę z posiadanego wyposażenia. I pyta: "Gdzie masz, mości Zagłobo, te buty, które otrzymałeś od mości hetmana, świeżo z trupów szwedzkich zdarte?". A Zagłoba na to: "Panie Tyzenhaus, to nie po chrześcijańsku tak wyliczać, iście luterańskie zwyczaje pan wprowadza...". No właśnie. Czy w Polsce ktoś kogoś rozliczył? Nie. To jest wielkie osiągnięcie III RP: nikogo dotąd za nic nie rozliczono.

W końcu demokracja ma to do siebie, że za chwilę nikt nie pamięta, kto tę dziurę budżetową zrobił. Za to wszyscy zapamiętają, gdy im ktoś zabierze osobiste przywileje.
- Byłem wiceministrem od podatków, współpracowałem po kolei z czterema rządami i wiem, że zawsze najgroźniejszą rzeczą była nieukrywana chęć lub rzeczywista próba zrobienia czegokolwiek. Doszedłem do wniosku, że całą istotą naszej najnowszej historii życia publicznego jest zasada bezruchu. Nie od razu to zrozumiałem, dopiero później. Nie rób nic - wtedy przetrwasz. Każda najmniejsza próba zrobienia czegokolwiek źle się kończyła. Każdy, kto podjął próbę działania - był wrogiem. Bo to by się mogło udać! Lata selekcji, które potem nastąpiły, wykształciły postawę przetrwania. Jeśli nic nie zrobiłeś, to jesteś w dobrym towarzystwie. Jesteś bezpieczny, bo nie zagrażasz. Dlaczego to opowiadam? Bo to pozwala zrozumieć istotę czasów. Latami obowiązywała postawa przyczajonej inercji. Ale teraz to się kończy. Jeśli chcemy zrozumieć dzisiejszy czas - to jest to właśnie moment na działanie, na czyn. Minister finansów lub premier, nieważne, kto nim będzie, musi uznać, że naprawa sytuacji wymaga niekonwencjonalnego zachowania, czyli już nie inercji, lecz podjęcia działań, i to działań, które będą z gruntu niepopularne. Musi zdecydować: trzeba zebrać więcej pieniędzy do budżetu, które przeznaczy się na to, co jest potrzebne w warunkach kryzysu, bo to jest dziś główny sposób, by z tym kryzysem walczyć. Musimy mieć gotówkę publiczną. Musimy ją zebrać od podatników. I to byłoby wszystko...

Jak duży spadek dochodów budżetowych zagraża nam w tym roku?
- Prognoza dochodów podatkowych na 2009 r. przyjęta w budżecie jest zawyżona - z tych powodów, które doszły do głosu już w 2008 r., oraz tych czterech, które się dopiero pojawią, a także jeszcze jednego, którego w ogóle nie szacowaliśmy, a mianowicie - że kryzys rzeczywiście już do nas zawitał. Na ile zawyżona? Zakładając, że ta prognoza w ciągu roku nie ulegnie zmianie i nikt nie zapobiegnie temu, że te cztery czynniki zbiegną się w czasie - po stronie dochodów podatkowych może nam zabraknąć - ostrożnie licząc - 25--30 mld złotych. Inni sceptycy sugerują, że prognozę dochodów trzeba zmniejszyć o 10-20 mld zł, ale sądzę, iż prawdopodobnie nie wzięli jeszcze pod uwagę tych czterech czynników, które wskazałem. Proszę pamiętać, że startujemy z niższego wykonania dochodów budżetowych w 2008 r., a grożąca nam dziura w dochodach stanowić może równowartość podatku dochodowego od osób prawnyc
Z konferencji ministra Rostowskiego:
AP, dd/15.01.2009, godz. 13:07)
Jesteśmy gotowi nowelizować budżet na 2009 r., jeżeli zajdzie taka potrzeba - powiedział na konferencji minister finansów Jacek Rostowski. Rząd jest gotowy zarządzać budżetem w sposób elastyczny.

"Możemy powiedzieć, że w odróżnieniu od krajów zachodu, Polska uniknęła bezpośrednich skutków kryzysu finansowego" - podkreślił. Zaznaczył, że w Polsce nie upadł i nie został znacjonalizowany ani jeden bank, nikt nie stracił swoich oszczędności. "Rząd nie musiał uruchamiać ogromnych środków publicznych, żeby uchronić sektor bankowy przed załamaniem" - powiedział.

"Mamy zdrowy i silny sektor bankowy" - dodał minister. Obecnie Polska nie potrzebuje żadnej pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Rostowski powiedział także, że dzięki obniżkom stóp procentowych od początku kryzysu o jeden punkt procentowy, w kieszeni Polaków pozostanie 5,5 mld zł. Podkreślił, że dzięki utrzymaniu deficytu budżetowego na poziomie 18 mld zł rząd tworzy przestrzeń dla Rady Polityki Pieniężnej, by ta obniżyła stopy procentowe.

"Jedną z najważniejszych decyzji, którą podjęliśmy w kontekście światowego kryzysu finansowego, były decyzje dotyczące budżetu i poziomu deficytu budżetowego" - podkreślił szef resortu finansów.

"Stopy procentowe od początku kryzysu i od momentu stwierdzenia przez mnie determinacji rządu dotrzymania deficytu budżetowego na niezmienionym poziomie zostały obniżone o 1 punkt procentowy" - poinformował.
Który z profesorów ma rację???

"I dzięki temu w kieszeni Polaków pozostanie dodatkowe 5,5 mld zł. To jest skutek tylko tych dwóch decyzji o obniżeniu stóp procentowych" -


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin