Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka
Forum jest moderowane o różnych porach
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wyszperane w sieci

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lechim
Superreaktywista



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Głubczyce

PostWysłany: Czw 7:35, 11 Sie 2011    Temat postu: Wyszperane w sieci

INSTRUKCJA SPRZEDAŻY KITU…

Prawdziwą sztuką jest wcisnąć kit klientowi. Dlatego sprzedawca musi przejść odpowiednie szkolenie a potem ściśle przestrzegać instrukcji producenta kitu, który najlepiej wie, w jaki sposób wcisnąć kit klientowi. Właśnie taką instrukcję wysłał wszystkim sprzedawcom starego kitu, szef działu reklamy Platformy Obywatelskiej, czyli Jacek Protasiewicz. Protasiewicz, w swojej instrukcji wciskania kitu napisał: Bardzo ważne: NIE CHWALIMY SIĘ! Ludzi to odpycha. Nie twierdzimy również, że wszystko, co się zmieniło w kraju na lepsze w ostatnich czterech latach, to zasługa PO.

Każdy zatem sprzedawca kitu pod nazwą PO teraz powie, że za ceny benzyny i chleba oraz za gwałtowny wzrost cen innych towarów nie odpowiada producent kitu, czyli Platforma Obywatelska. Odpowiada za to kryzys. Macie pretensje? To idźcie do Kryzysa ! Oczywiście – to nie Platforma, tylko kryzys doprowadził do podwyżek podatków, w tym zwłaszcza VAT i gigantycznego zadłużenia. Producent kitu nie będzie się też chwalić za odpolitycznienie radia i telewizji, oraz za inne cudy – tym bardziej, że ich nie było. Producent kitu nie odpowiada też za to, co się zmieniło na lepsze w ostatnich czterech latach stosowania PO-kitu, zwłaszcza w służbie zdrowia. Wystarczy tylko podać parę cyfr, by klient znów dał sobie wcisnąć stary kit, który jest przecież w ciągłej „budowie” - tak jak Polska. Skoro w ostatnich latach liczba wyrwanych zębów wzrosła w Polsce o 30% w stosunku do minionego okresu – to już ta liczba wskazuje na dynamiczny postęp w lecznictwie !

Ale producent PO-kitu nie będzie się tym chwalić zwłaszcza, że instruktor Protasiewicz zaleca sprzedawcom starego kitu: Nie zaprzeczamy, że nie wszystko idzie tak, jak zaplanowaliśmy, zgodnie z rządowym harmonogramem. Ale Polska jest w budowie i jak to na budowie zdarzają się opóźnienia, niedociągnięcia, nierzetelni wykonawcy, których trzeba wymienić, itp. I tak, przed wciśnięciem klientowi ulotki o PO-kicie, zapewne usłyszymy, że wciskanie kitu nie idzie tak, jak zapewniał o tym producent kitu, czyli Platforma Obywatelska, a zwłaszcza właściciel producenta kitu, czyli Tusk Donald. Dlatego zapewne usłyszymy, że PO-kit jest ciągle modernizowany, żeby go można było jeszcze lepiej wcisnąć każdemu Polakowi. PO-kit nie jest przecież ostatnim słowem Platformy i Donalda Tuska! Jednak za niedociągnięcia w modernizacji PO-kitu nie jest odpowiedzialny producent kitu, a zwłaszcza jego właściciel. Oni są raczej ofiarą nierzetelnych wykonawców – zwłaszcza z Chińskiej Republiki Ludowej: Właśnie dlatego, drogi odbiorco starego kitu – nierzetelnych wykonawców musieliśmy wymienić na innych – żeby móc nadal ci wcisnąć stary kit wyborczy, choć z opóźnieniem - z winy nierzetelnych wykonawców….

Modernizowany od 2007 roku kit, siłą rzeczy nie jest jeszcze doskonały, o czym doskonale wie instruktor Protasiewicz, zalecając w swojej instrukcji sprzedaży: Nie tłumaczymy problemów działaniami opozycji ani byłego prezydenta. Ludzie są zmęczeni wojnami polityków… Instruktor Protasiewicz zatem wie, że ludzie są już zmęczeni zwalaniem winy za brak cudów działania kitu - na PIS i ś.p. Lecha Kaczyńskiego. To raczej zrozumiałe, skoro ani PIS, ani ś.p. Lech Kaczyński nie są odpowiedzialni za recepturę PO-kitu. Dlatego bezpieczniej będzie – jeśli sprzedawcy starego kitu zwalą wszystko na niewidzialny kryzys lub na chińczyków. Może uda się w ten sposób kolejny raz wcisnąć stary PO-kit ?

Niestety, instruktor Protasiewicz nie daje sprzedawcom PO-kitu jasnej odpowiedzi, jak praktycznie wcisnąć stary kit klientom Platformy Obywatelskiej, skoro sam producent PO-kitu zdaje już sobie sprawę, że wciskany kit jest zwyczajnym bublem. Może to zastanawiać, gdyż instruktor Protasiewicz nie jest przecież sam: on ma za sobą masę pijarowców, pracujących teraz w Ministerstwie Prawdy do późnej nocy. To pijarowcy Tuska wymyślają te instrukcje sprzedaży starego kitu, choć jeszcze niedawno lansowali zbawcze działanie PO-kitu - dzięki czemu staliśmy się jakoby Zieloną Wyspą, której kryzys nie dotyczy. Nagła wolta Ministerstwa Prawdy zdaje się wskazywać, że pijarowcy Donalda Tuska wreszcie zorientowali się, że stary kit nie będzie im już tak łatwo wcisnąć Polakom tak, jak to się stało w 2007 roku...

Zapewne, z tego powodu instruktor Protasiewicz zaleca: Jednak nie chwalimy się, że przeszliśmy suchą nogą przez kryzys, bo ludzie wciąż odczuwają jego skutki albo w wyższych cenach, albo np. w wyższych ratach kredytu we frankach…

To czym do cholery może się pochwalić producent PO-kitu oraz jego właściciel – po czterech latach wciskania Polakom produktu, który okazał się zwykłym bublem i zwyczajną ściemą ??? Czym tu się chwalić, skoro nawet „Orlików” nie zbudował producent PO-kitu, tylko prywatni wykonawcy za nasze pieniądze ? I to olbrzymie pieniądze ! Może więc zastosować przy sprzedaży kitu Platformy znaną z Monty Pythona metodę sprzedaży zdechłej papugi ? A nuż - durni Polacy dadzą sobie znów wcisnąć stary kit uznając, że zdechła papuga jednak żyje ?

http://www.youtube.com/watch?v=EnvdmfcKkao

z Niepoprawni.pl


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Śro 7:09, 28 Wrz 2011    Temat postu:

Nareszcie znalazł się ktoś kto wygarnął księdzu rodem z Wybiórczej

[link widoczny dla zalogowanych]



"Ordynariusz włocławski bp Wiesław Mering, jako przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego, w ostrych słowach upomniał ks. Adama Bonieckiego za stawanie w obronie "Nergala", informuje "Nasz Dziennik".

Były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" na antenie TVN24 bronił Adama Darskiego jako artysty. Biskup napisał: - "nie widzi Ksiądz związku między »Nergalem« jako satanistą i jako jurorem? Proszę zatem zafundować sobie badania okulistyczne i nie szerzyć zamętu w umysłach wiernych, opowiadając schizofreniczne tezy".

- Sytuacja staje się bardzo poważna, kiedy ksiądz katolicki w telewizji mówi głupstwa, pisze hierarcha. - Wtedy ten kapłan staje się wilkiem w owczarni, a nie pasterzem. (...) Zwrócił jednocześnie uwagę, że każda wypowiedź osoby duchownej, która jest niezgodna z nauczaniem Kościoła, domaga się interwencji zwierzchników.


W liście do ks. Bonieckiego bp Mering przypomniał, że jeszcze jako student bardzo cenił jego książki. Był też wiernym czytelnikiem "Tygodnika Powszechnego". Podkreśla, że zmieniło się to jednak po 1989 r.: "Pismo stało się niszowe, niskonakładowe, przeznaczone dla dobrze o sobie myślących elit. Boleję nad tą ewolucją, do której się Ksiądz Redaktor bardzo przyczynił. To na łamach Księdza pisma pojawiały się nazwiska takich »autorytetów« jak Magdalena Środa (córka prof. Ciupaka, marksisty i »religioznawcy« z czasów PRL), ks. Tomasz Węcławski (ileż się »Znak« natrudził w promocji jego książek), Stanisław Obirek... Podobny ciąg nazwisk mógłbym dalej tworzyć".

- Widocznie bliżej było Księdzu Redaktorowi do tych "światłych" niż do "moherowych" (do których siebie z satysfakcją zaliczam) - wytknął kapłanowi biskup."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dżek
R



Dołączył: 03 Cze 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Czw 7:02, 06 Paź 2011    Temat postu:

Polska pomiędzy historią a geopolityką
Hołd ruski

Józef Szaniawski

Chociaż okrągła, 400. rocznica hołdu ruskiego przypada dopiero za kilka tygodni, piszę o tym już dzisiaj. Piszę, aby o tym absolutnie wyjątkowym triumfie nie zapomnieli: prezydent RP, premier i ministrowie polskiego rządu, wojskowi, posłowie i senatorowie, duchowieństwo, a także dziennikarze. Ich wszystkich, podobnie jak mnie, nikt w szkole ani na studiach nie uczył o hołdzie ruskim. Ale to nie oznacza, że takiego faktu historycznego nie było. Był! Został tylko bardzo starannie wykreślony, w imię rosyjskiej, a nie polskiej racji stanu.
Czterysta lat temu, 29 października 1611 roku, na Zamku Królewskim w Warszawie miał miejsce hołd ruski - największy triumf w dziejach Polski. Ze względu na okoliczności tego epokowego wydarzenia zostało ono całkowicie wymazane z naszej historii jeszcze przez cenzurę carską w XIX wieku, a komunistyczna cenzura PRL podtrzymała tamten rosyjski zapis. Hołd ruski i data 29 października 1611 roku nie istnieją nie tylko w podręcznikach, encyklopediach, książkach, ale zostały celowo usunięte ze świadomości i pamięci narodowej Polaków. To najdłużej istniejąca biała plama w dziejach Polski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską w Polsce, historyków złej woli oraz przez polityczną poprawność!
29 października 1611 roku wielki wódz i mąż stanu hetman Stanisław Żółkiewski, zdobywca Moskwy, przywiódł do Warszawy wziętych do niewoli wrogów Polski. Byli to car Rosji Wasyl IV, dowódca armii rosyjskiej wielki kniaź Dymitr oraz następca moskiewskiego tronu wielki książę Iwan. Pod łukiem triumfalnym przejechał najpierw zwycięski wódz i hetman Stanisław Żółkiewski, za nim inni dowódcy wojska polskiego, zwycięscy żołnierze, a na końcu car i jeńcy rosyjscy. W konwoju i pod eskortą polskich dragonów przez Krakowskie Przedmieście zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie na uroczystej sesji zebrały się wspólnie Sejm i Senat Rzeczypospolitej. Obecni byli wszyscy posłowie i senatorowie, a także większość biskupów i wojewodów oraz najważniejsi politycy i dowódcy wojskowi. Na tronie zasiadł król w asyście Prymasa Polski i kanclerza wielkiego koronnego.
Car Rosji schylił się nisko do samej ziemi, tak że musiał prawą dłonią dotknąć podłogi, a następnie sam pocałował środek własnej dłoni. Następnie Wasyl IV złożył przysięgę i ukorzył się przed majestatem Rzeczypospolitej, uznał się za pokonanego i obiecał, że Rosja już nigdy więcej na Polskę nie napadnie. Dopiero po tej ceremonii król Polski Zygmunt III Waza podał klęczącemu przed nim rosyjskiemu carowi rękę do pocałowania. Z kolei wielki kniaź Dymitr, dowódca pobitej przez wojsko polskie pod Kłuszynem armii rosyjskiej, upadł na twarz i uderzył czołem przed polskim królem i Rzecząpospolitą, a następnie złożył taką samą przysięgę jak car. Wielki kniaź Iwan też upadł na twarz i trzy razy bił czołem o posadzkę Zamku Królewskiego, po czym złożył przysięgę, a na koniec rozpłakał się na oczach wszystkich obecnych. W trakcie całej ceremonii hołdu na podłodze przed zwycięskim hetmanem, królem i obecnymi dostojnikami Rzeczypospolitej leżały zdobyte na Kremlu rosyjskie sztandary, w tym najważniejszy - carski ze złowieszczym czarnym dwugłowym orłem. Ceremonia hołdu ruskiego zakończyła się uroczystą Mszą Świętą w sąsiadującym z Zamkiem kościele św. Jana (obecnie bazylika archikatedralna), zwanym wówczas kościołem Rzeczypospolitej.

To najdłużej istniejąca biała plama w dziejach Polski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Nie 16:08, 13 Lis 2011    Temat postu:

Marsz Niepodleglosci 2011 - prowokacja

http://www.youtube.com/watch?v=tWCXBoodFTk&feature=mfu_in_order&list=UL

Kto był najbardziej zainteresowany wywołaniem burd w czasie marszu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Nie 10:01, 27 Lis 2011    Temat postu:

OTRZYMAŁEM
PRZEKAZUJĘ, BO SPRAWA JEST WAŻNA







> Gazeta Finansowa:"Jeśli rząd umorzy długi Gazpromu, to będziemy
> wnioskować o powołanie sejmowej komisji śledczej - zapowiadał w połowie
> listopada 2009 r. Lech Kaczyński. Było to kilka tygodni po
> uprawomocnieniu się precedensowego wyroku Federalnego Sądu Arbitrażowego
> w Moskwie. Nakazał on rosyjskiemu koncernowi energetycznemu Gazprom
> zapłacenie wymaganej prawem kwoty za tranzyt rosyjskiego gazu przez
> Polskę. Łącznie z odsetkami była to kwota 1,2 miliarda złotych. Wówczas
> długi Gazpromu
> wynosiły ponad 55 miliardów dolarów i ciągle rosły. Jedyną szansą, aby
> uniknąć spłaty zaległych kwot Polsce, było umorzenie długu. Za tym
> umorzeniem w listopadzie 2009 r. opowiedział się rząd Tuska, jednak
> stanowczo zaprotestował Lech Kaczyński.
> Jednostronna decyzja
> Na mocy porozumienia jamajskiego z 1993 r., rosyjski koncern Gazprom
> miał przesyłać przez terytorium Polski gaz do krajów Europy Zachodniej.
> Pieniądze za przesył gazu miały trafiać do spółki EuRoPol Gaz SA
> odpowiedzialnej za tranzyt. Przez 13 lat współpraca układała się
> względnie pomyślnie - głównie dzięki temu, że statut spółki EuRoPol Gaz
> SA skonstruowany był w taki sposób, że kontrolę nad nią miał polski
> rząd. Oczywiście Gazprom dążył do zmiany tej sytuacji. Przejęcie
> kontroli nad EuRoPol
> Gazem dawałoby rosyjskiemu potentatowi możliwość samodzielnego
> decydowania o przepływie gazu do Polski. Taka sytuacja dawałaby Rosjanom
> ogromne narzędzie do szantażowania władz w Warszawie (bardzo ciekawie
> mówił o tym wątku prezes Bartimpexu Aleksander Gudzowaty w rozmowie z
> Romanem Mańką).
> W rękach polityków
> Próba przejęcia kontroli nad EuRoPol Gazem miała oczywiście ogromne
> znaczenie polityczne. Nie tylko dla relacji polsko-rosyjskich, ale także
> dla stosunków na najwyższych szczytach władzy w Rosji. Personalna obsada
> stanowisk w Gazpromie doskonale odzwierciedla bowiem równowagę między
> obozem premiera i prezydenta Rosji. Szefem Rady Dyrektorów (odpowiednik
> polskiej Rady Nadzorczej) Gazpromu był aż do stycznia 2008 r. Dmitrij
> Miedwiediew - obecny prezydent Rosji. Zastąpił go były premier Rosji
> Wiktor Zubkow - jeden z jego najbliższych współpracowników.
> Brat prezydenta Rosji - Miedwiediew jest również prezesem spółki Gazprom
> Export ? zajmującej się eksportem gazu do krajów Europy
> Środkowo-Wschodniej.
> Letni impas
> Latem 2006 r. zarząd Gazpromu ogłosił, że opłaty za tranzyt rosyjskiego
> gazu przez Polskę są zbyt wysokie. Rosjanie zakwestionowali polskie
> przepisy, które wymagają, aby w taryfach za transport gazu uwzględnić
> niewielką dopłatę zależną od wartości majątku firmy. Taka dopłata
> stosowana jest w większości państw Unii Europejskiej i służy
> ograniczeniu ryzyka bankructwa firmy gazociągowej. Opłaty te w innych
> krajach jednak Gazpromowi nie przeszkadzały. Kwestionował je tylko w
> Polsce. Może
> (aczkolwiek nie musi) to mieć związek, ze sprawą likwidacji Wojskowych
> Służb Informacyjnych, które były nieformalną rezydenturą rosyjskich
> służb specjalnych w Polsce.
> Doszło więc do sytuacji kuriozalnej. Firma złamała warunki umowy,
> których przestrzegała od 13 lat. EuRoPol Gaz SA wysyłał do Gazpromu
> faktury jak dotychczas wyliczane na podstawie stawek zatwierdzonych
> przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Jednak Gazprom płacił mniej,
> stosując stawki, które sam sobie ustalił (sic!). Takiego stanu rzeczy
> nie zaakceptował Michał Kwiatkowski - prezes EuRoPol Gazu. Po
> wielokrotnych wezwaniach do uregulowania należności (na które Rosjanie
> nie reagowali)
> zdecydował się skierować sprawę na drogę postępowania prawnego. W lutym
> 2008 r. EuRoPol Gaz SA złożył do Sądu Polubownego w Moskwie pozew
> przeciwko firmie Gazprom Export. Sprawą zajęły się aż trzy instancje
> sądu arbitrażowego. Ku zdumieniu obserwatorów, we wszystkich instancjach
> rosyjski potentat przegrał. Musiał więc zapłacić Polsce zaległe opłaty
> wraz z opłatami. Łącznie niebagatelną kwotę 1,2 miliarda złotych. Jedyną
> możliwością, aby uniknąć tej zapłaty, była decyzja zarządu EuRoPol Gazu o
> anulowaniu tej opłaty.
> Spór z Ukrainą
> Gdy spór prawny z Gazpromem wchodził w decydującą fazę, doszło do
> kryzysu ukraińsko-rosyjskiego nazwanego mianem "wojny o gaz". Dla Polski
> miał on o tyle znaczenie, że Polska rocznie import_owała z Ukrainy 2,5
> mld m3. gazu. Dostarczała go spółka RosUkrEnergo, która zajmowała się
> tranzytem gazu przez terytorium Ukrainy. Osobna umowa z EuRoPol Gazem SA
> zakładała, że do 2014 r. Polska wybuduje terminal w Świnoujściu, do
> którego będzie przesyłany gaz dostarczany przez RosUkrEnergo. W ten
> sposób
> Polska zgromadziłaby rezerwy gazowe potrzebne w wypadku zatrzymania
> dostaw gazu z Rosji. Ten dobry dla Polski scenariusz nie został
> zrealizowany wskutek konfliktu o gaz.
> Pod koniec listopada 2008 r. Gazprom wezwał Ukrainę do spłaty 2,4
> miliarda dolarów długu za gaz i jego przesył na terytorium Ukrainy. W
> grudniu Ukraina zapłaciła miliard dolarów i ogłosiła, że pozostałą część
> zadłużenia spłaci w ciągu kolejnych tygodni. Gazprom pozostał nieugięty
> i zażądał dodatkowo ponad 400 milionów dolarów odsetek karnych. Tyle
> rząd w Kijowie zapłacić nie mógł. 1 stycznia 2009 r. Gazprom wstrzymał
> większą część dostaw gazu na Ukrainę. W efekcie spadła ilość gazu
> dostarczanego przez Ukrainę do Polski, Węgier, Austrii, Bośni i
> Hercegowiny, Rumunii i Bułgarii. Państwa te musiały skorzystać ze swoich
> rezerw. W spór włączyły się Stany Zjednoczone i Unia Europejska.
> Ostatecznie 19 stycznia doszło w Moskwie do podpisania porozumienia
> gazowego, w wyniku którego Gazprom ponownie rozpoczął tranzyt gazu do
> krajów europejskich przez terytorium Ukrainy. Na mocy tego samego
> porozumienia, za winnego rosyjsko-ukraińskiego konfliktu o gaz uznano
> spółkę RosUkrEnergo,
> która odpowiedzialna była za tranzyt gazu przez Ukrainę. Gazprom
> ogłosił, że nie zamierza kontynuować współpracy z tą firmą. Nowym
> import_erem gazu rosyjskiego stała się spółka Naftohaz.
> Umowa niekorzystna dla Polski
> Wiosną 2009 r. doszło do podpisania umowy między Gazpromem a spółką
> Naftohaz. W jej treści znalazł się zapis, w myśl którego Naftohaz nie
> mógł sprzedawać gazu do innych państw niż Ukraina. Oznaczało to, że
> ukraińska spółka nie mogła już eksportować gazu do Polski. Pogrzebało to
> definitywnie pomysł budowy terminala gazowego w Świnoujściu. Jednak
> zaraz po sfinalizowaniu umowy z Naftohazem Gazprom zaproponował stronie
> polskiej, że sprzeda jej dodatkową ilość gazu, aby wyrównać straty
> wynikające z
> niedotrzymania umowy przez RosUkrEnergo. I faktycznie, w czerwcu 2009 r.
> wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podpisał umowę na
> jednorazowy zakup gazu w wysokości 1,2 miliarda metrów sześciennych.
> Była to maksymalna ilość, którą Gazprom zgodził się sprzedać.
> W wyniku całej sytuacji, w połowie 2009 r., po wyeliminowaniu z rynku
> spółki RosUkrEnergo, Polska stanęła przed perspektywą, że import_ gazu
> nie będzie mógł pokryć całego zapotrzebowania. Wówczas Gazprom wystąpił
> z propozycją zwiększenia dostaw i renegocjacji umowy. Propozycję
> natychmiast podjął rząd Donalda Tuska. W lipcu Gazprom postawił wstępne
> warunki. Oczekiwał zmian w statucie spółki EuRoPol Gaz SA, aby strona
> polska nie miała tam decydującego głosu. Oczekiwał również rezygnacji z
> budowy
> terminala w Świnoujściu. Zaoferował ponadto zwiększenie rocznego import_u
> gazu do Polski do ponad 11 mld m3 i przedłużenie umowy do 2037 r.
> Oferta Gazpromu przedstawiona stronie polskiej została przekazana do
> Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a stamtąd do Kancelarii Prezydenta.
> Warunki proponowane przez Gazprom zaniepokoiły Lecha Kaczyńskiego.
> Jeszcze w lipcu 2009 r. Kaczyński wystąpił do Ministerstwa Gospodarki z
> zapytaniem o instrukcje negocjacyjne dla polskich urzędników, którzy
> będą prowadzić rozmowy z rosyjskim koncernem. Doszło do kolejnego
> spięcia na linii rząd - prezydent. Ani Pawlak, ani Tusk nie chcieli
> bowiem udostępnić
> Głowie Państwa instrukcji. Dlaczego?
> Odmienne stanowiska
> W końcu października 2009 r., w Moskwie rozpoczęły się negocjacje
> dotyczące warunków nowej umowy gazowej. Po wyroku Sądu Arbitrażowego w
> Moskwie Gazprom postawił jeszcze jeden warunek: zażądał anulowania 1,2
> miliarda złotych długu. Premier Tusk zadeklarował przychylność dla tego
> pomysłu. Poparł go minister skarbu Aleksander Grad. O takim rozwiązaniu
> nie chciał jednak słyszeć Michał Kwiatkowski - prezes EuRoPol Gazu SA.
> Kwiatkowski stanowczo dał do zrozumienia, że dopóki pełni funkcję
> prezesa,
> nie podpisze dokumentu anulującego dług Gazpromu. Jego stanowisko poparł
> Jerzy Tabaka - członek zarządu spółki. Gdy rząd zajął odmienne
> stanowisko, Kwiatkowski wysłał do Aleksandra Grada list, w którym
> stwierdził, że umorzenie długu będzie stanowić złamanie polskiego prawa,
> za co grozi kara pozbawienia wolności. Na ten list minister Grad jednak
> nie odpisał.
> 11 grudnia 2009 r. przeciwko podpisaniu umowy na rosyjskich warunkach
> opowiedział się szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego ? Aleksander
> Szczygło. Trzy dni później Kancelaria Prezydenta oficjalnie
> poinformowała, że jest przeciwna nowej umowie gazowej z Rosją.
> Karuzela negocjacyjna
> 12 stycznia 2010 r. PGNiG (właściciel 48 proc. udziałów EuRoPol Gazu SA)
> poinformowało, że w Moskwie rozpoczynają się rozmowy z przedstawicielami
> Gazpromu w sprawie aneksowania kontraktu jamajskiego. Dotyczyły
> zwiększenia dostaw gazu do 10,25 mld m3 i przedłużenia kontraktu do roku
> 2037. Negocjacje dotknęły również sprawy umorzenia długu dla Gazpromu.
> Jednak prezes Michał Kwiatkowski i członek zarządu Jerzy Tabaka wciąż
> konsekwentnie bronili stanowiska, że długu umarzać nie można. Na efekty
> nie trzeba było długo czekać. 20 stycznia odbyło się posiedzenie Rady
> Nadzorczej EuRoPol Gazu. Zawieszono w pełnieniu obowiązków Michała
> Kwiatkowskiego i Jerzego Tabakę, którzy sprzeciwili się umorzeniu długów
> Gazpromowi. Tymczasowym prezesem EuRoPol Gazu został Aleksandr
> Miedwiediew - brat prezydenta Rosji, wiceprezes Gazpromu i prezes spółki
> Gazprom Eksport. Jego zastępcą został Michał Szubski. Aleksandr
> Miedwiediew był więc jednocześnie wiceprezesem Gazpromu (koncernu
> wydobywającego gaz),
> prezesem spółki Gazprom-Export zajmującej się eksportowaniem rosyjskiego
> gazu i prezesem EuRoPol Gazu, który miał decydować o umorzeniu długów
> Gazpromowi. Reprezentował więc obie strony sporu. Konflikt interesów był
> oczywisty. Natomiast po raz pierwszy zdarzyło się, że faktycznym, choć
> nieformalnym, prezesem spółki o strategicznym znaczeniu dla
> bezpieczeństwa Polski został brat prezydenta Rosji.
> Mimo tej sytuacji, obaj nowo powołani "prezesi" nie byli w stanie
> umorzyć długów Gazpromu. Statut spółki wymagał bowiem zgody całego
> zarządu, a nie tylko prezesa. Tymczasem wszyscy pozostali członkowie
> zarządu podzielali stanowisko Michała Kwiatkowskiego i sprzeciwili się
> rezygnacji z 1,2 miliarda złotych.
> Komentując roszady personalne w EuRoPol Gazie SA, doradca Lecha
> Kaczyńskiego Janusz Kowalski poinformował, że jeśli dojdzie do umorzenia
> długów Gazpromowi, Kancelaria Prezydenta zawiadomi prokuraturę oraz
> zwróci się do Sejmu o powołanie komisji śledczej. Od tego momentu, obóz
> prezydenta Kaczyńskiego stał się główną przeszkodą na drodze do
> anulowania długów Gazpromu i przejęcia przez rosyjski koncern naftowy
> całkowitej kontroli nad dostawami gazu do Polski. Reasumując: Kaczyński
> i jego ludzie
> stali się główną przeszkodą do uzależnienia Polski od dostaw rosyjskiego
> gazu.
> W drodze do umowy
> Już 21 stycznia, czyli jeden dzień po zawieszeniu Kwiatkowskiego i
> Tabaki, Donald Tusk i Aleksander Grad podali do wiadomości publicznej,
> że opowiadają się za umorzeniem Gazpromowi długu w wysokości 1,2
> miliarda złotych. Cztery dni później rząd podjął decyzję o umorzeniu
> wielkiego długu Gazpromowi. 27 stycznia potwierdził to wspólny komunikat
> Gazpromu PGNiG i EuRoPol Gazu, którym tymczasowo kierował Aleksandr
> Miedwiediew. W ciągu kilku następnych dni doradcy Lecha Kaczyńskiego
> sugerowali w
> mediach, że będą wnioskować o powołanie komisji śledczej, jeżeli rząd
> dotrzyma słowa i umorzy długi Gazpromu. Tusk się jednak nie ugiął. 10
> lutego polski rząd zatwierdził projekt nowej umowy gazowej z rządem
> Rosji. W komunikacie przekazanym dziennikarzom rzecznik rządu Paweł Graś
> mówił, że umowa precyzuje trzy najważniejsze kwestie: zwiększenie dostaw
> gazu do Polski, przedłużenie obowiązywania umowy gazowej i nowe
> rozliczenia za tranzyt gazu przez Polskę. Na marginesie trzeba
> pogratulować
> sofistycznych umiejętności ministrowi Grasiowi, który umorzenie
> Gazpromowi długu nazwał ? ?rozliczeniem za transport?. W efekcie 1 marca
> rząd Donalda Tuska upoważnił Waldemara Pawlaka do podpisania umowy
> gazowej z Rosją na warunkach wynegocjowanych przez PGNiG i Gazprom.
> Biorąc pod uwagę fakt, że w EuRoPol Gazie SA rządził już Aleksandr
> Miedwiediew i to on decydował, kogo wysyła na negocjacje, wynik tych
> rozmów był łatwy do przewidzenia, jeśli chodzi o sprawę polskiej racji
> stanu.
> Pośpieszne zmiany
> 16 marca w Moskwie zorganizowano posiedzenie Rady Nadzorczej EuRoPol
> Gazu. Uczestniczyli w nim Aleksandr Miedwiediew i prezes PGNiG Michał
> Szubski. W trakcie posiedzenia dokonano bardzo istotnych zmian. Po
> pierwsze zmieniono status spółki. We wszystkich sprawach zarząd EuRoPol
> Gazu musi podejmować decyzje jednogłośnie. W razie rozbieżności w
> jakiejkolwiek sprawie, spór miała rozstrzygać Rada Nadzorcza. W razie
> niepowodzenia, należało zwołać Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy czyli
> Gazprom i
> PGNiG. Po drugie obie te firmy wskazują równą liczbę członków zarządu.
> Tydzień później zebrało się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy EuRoPol
> Gazu, aby zmienić statut i zarząd spółki. Ogłoszono jednak przerwę do 20
> kwietnia, ponieważ nie zostało podpisane polsko-rosyjskie międzyrządowe
> porozumienie o dostawach gazu i zasadach działania EuRoPol Gazu.
> Reasumując: najważniejsza decyzja w sprawie spółki strategicznej
> odpowiadającej za tranzyt gazu miała zapaść 20 kwietnia.
> 10 kwietnia Lech Kaczyński wsiadł na pokład rządowego tupolewa lecącego
> do Katynia. Ten dzień stał się jednym z najtragiczniejszych w powojennej
> historii Polski. Oprócz prezydenta, zginęli bowiem najważniejsi
> przeciwnicy umowy gazowej z Rosją.
> Sukces Gazpromu
> Osiem dni później w Krakowie odbył się uroczysty pogrzeb pary
> prezydenckiej. Na pogrzeb przyjechał prezydent Rosji Dmitrij
> Miedwiediew. Towarzyszył mu brat Aleksandr i szef Gazpromu Aleksiej
> Miller. Próżno szukać ich obu na zdjęciach z konduktu pogrzebowego. Nie
> wiadomo, co obaj robili tego dnia w Polsce. Wiadomo jednak, że dwa dni
> później odbyło się ponownie Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy EuRoPol
> Gazu, w trakcie którego wybrano nowego prezesa zarządu. Został nim
> Mirosław Dobrut.
> Równocześnie ze stanowiska prezesa odwołano Michała Kwiatkowskiego, a ze
> stanowiska wiceprezesa ? Jerzego Tabakę, którzy nie chcieli umarzać
> długów Gazpromowi. Już następnego dnia rząd ogłosił, że nowa umowa
> zostanie podpisana na początku maja. Tak się nie stało.
> Unia Europejska ? zaniepokojona tym stanem rzeczy ? wymusiła na Polsce
> negocjacje z udziałem przedstawiciela Brukseli. Ostateczną umowę
> podpisano 29 października w Warszawie, a aneks do niej kilka godzin
> później. Treść umowy i aneksu nie są znane. Wiadomo jedynie, że Gazprom
> będzie dostarczał do Polski gaz do 2037 r. Wiadomo też, że strona polska
> zrezygnowała z 1,2 miliarda złotych, które miał zapłacić Gazprom.
> Rezygnacja nawet z jednego miliarda w obliczu kryzysu finansów
> publicznych trudno
> ocenić inaczej, jak działalność na szkodę Polski. Treść umowy
> polsko-rosyjskiej nie została udostępniona ani Polakom, ani
> przedstawicielom Komisji Europejskiej. ? Staramy się działać w tej
> kwestii zgodnie z interesem Polski i przepisami europejskimi. Jestem
> przekonany, że tak jest. Nie ma powodów, by akurat Polska była testowana
> ponad standardy i przepisy obowiązujące w UE ? wytłumaczył dziennikarzom
> Donald Tusk.
> Autor: Leszek Szymowski
> Źródło: Gazeta Finansowa" (znalezione w sieci)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Pon 8:07, 12 Gru 2011    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Chichot Bandery 10 grudnia 2011 r.
Subotnik Ziemkiewicza

Jednym z przebojów ostatnich targów książki historycznej był zbiór
esejów rosyjskiego badacza, Marka Sołonina "Nic dobrego na wojnie".
Sołonin ma wśród polskich czytelników wyrobioną markę: jest na pewno w
pierwszej trójce znawców "frontu wschodniego" obok historyka-hobbysty
Wiktora Suworowa, który pierwszy rzucił wyzwanie wielkiemu
historycznemu kłamstwu tuszującemu decydującą rolę ZSSR w rozpętaniu
wojny światowej, i historyka-popularyzatora Władimira Bieszanowa,
który drobiazgowo opisał miesiąc po miesiącu cały prawdziwy przebieg
"wielkiej ojczyźnianej". Być może ustępuje Suworowowi pasją (jest z
nim zresztą w sporze co do interpretacji poczynań Stalina i przyczyn
katastrofy Armii Czerwonej w 1941) a Bieszanowowi talentem
narracyjnym, ale góruje nad obydwoma solidnością swych prac.
Praktycznie każdą tezę argumentuje konkretnymi dokumentami
archiwalnymi, których jest zapalonym i uznanym badaczem.

I w taki właśnie, niezwykle solidny sposób napisany jest też zawarty
we wspomnianej książce esej "Nasza władza będzie okrutna", poświęcony,
jak określa to Sołonin, "galicyjskiemu faszyzmowi" oraz jego
prawodawcom - Doncowowi, Banderze, Szuchewyczowi i innym.

Sam autor, gdy podczas spotkania w Klubie Ronina wspomniałem o tym
eseju, wydawał się nie zaliczać go do swoich znaczących dokonań. Ot,
taki, jak to ujął, "popularyzatorski", "podręcznikowy" materiał, w
którym niczego wszak nie odkrył, niczego nowego światu nie oznajmił,
zsumował tylko fakty powszechnie znane, którym zaprzeczyć nie sposób -
można tylko udawać, że ich nie ma, wypierać ze świadomości i czynić
tabu.

Może i nie ma w tym tekście niczego nowego, ale śmiem twierdzić, że
powinien on być obowiązkową lekturą w szkołach, w parlamencie RP i jej
"elitach" kulturalnych. Bo jest to po prostu zawarta w pigułce wiedza,
oparta na dokumentach i cytatach, o do gruntu zbrodniczej, obłędnej
ideologii, która wydała OUN i UPA - ideologii bliźniaczo podobnej do
nazizmu i komunizmu, bo też i wywiedzionej z generalnie tych samych
założeń budowy "nowego wspaniałego świata" poprzez masową
eksterminację całych stojących na zawadzie grup społecznych i narodów.
Jak pisze Sołonin, Doncow czy Bandera od Hitlera i Stalina różnili się
tylko tym, że mieli mniej szczęścia i nigdy nie dano im rządzić
państwem. Z tym "brakiem szczęścia" można polemizować. Oczywiście, w
liczbach bezwzględnych wymordowanie około stu tysięcy Polaków, Żydów,
Ukraińców i Czechów nie może się równać osiągnięciami Hitlera,
liczonymi w milionach, a tym bardziej Stalina, idących w dziesiątki
milionów. Ale za to nacjonalistom ukraińskim (czy, jak chce Sołonin,
"galicyjskim") przysługiwała przez wiele lat palma pierwszeństwa jeśli
chodzi o skuteczność zorganizowania masowego ludobójstwa siłami
partyzantki, nie dysponującej żadnym aparatem państwowym. Przynajmniej
do czasu rzezi w Ruandzie.

Tekst Sołonina ma tę dodatkową wartość, że trudno mu zarzucić brak
obiektywizmu. Historyk nie jest Polakiem, międzywojenną Polskę -
podobnie jak Bieszanow - ocenia bardzo krytycznie, często wręcz wydaje
się Polakom niechętny. Nie sposób mu też przypisać imperialnej
perspektywy rosyjskiej czy wielkoruskiego szowinizmu, bo mimo sporej
poczytności w ojczystym kraju, jedyna recenzja, jakiej doczekał się w
oficjalnej, putinowskiej prasie, sprowadzała się do żądania - bez
postawienia mu jakichkolwiek merytorycznych zarzutów - by za
"oszczercze podłe kłamstwa znieważające pamięć ofiar walki z
faszyzmem" postawić go przed sądem.

Tymczasem na Ukrainie, mimo piszczącej biedy, znajdują się coraz to
nowe fundusze na stawianie pomników Banderze i innym zbrodniarzom oraz
rośnie popularność neofaszystowskiej partii "Swoboda" jawnie
odwołującej się do światłych tradycji rezunów Doncowa. Bezczelnie
zakłamywana jest historia OUN i UPA oraz eksterminacji na Wołyniu; w
archiwach w tajemniczy sposób znikają dotyczące tych spraw dokumenty,
historycy i archeolodzy z Polski spotykają się z agresją i przemocą, a
kontaktujący się z nimi świadkowie zbrodni po wizytach dziarskich
chłopców z faszystowskich bojówek błagają o usunięcie ich relacji z
publikowanych prac, a przynajmniej ich anonimizowanie.

Kiedy to się dzieje, co robi państwo polskie? Oczywiście, pod rządami
elity, dla której rocznica Bitwy Warszawskiej jest przede wszystkim
okazją do czczenia pamięci bolszewickich najeźdźców, a troska o
suwerenność narodową "ciemnotą i zaściankowością" nie protestuje
przeciwko temu w najmniejszym stopniu. Co więcej, w wydawanym w Polsce
ukraińskim piśmie "Nasze Słowo" czytać możemy podobne do głoszonych na
zachodniej Ukrainie kłamstwa o dobrych banderowcach i rzekomej
symetrii polskich i ukraińskich zbrodni podczas wojny. W ostatnim
numerze tego tygodnika znaleźć można obelgi pod adresem pani Ewy
Siemaszko, która rzekomo "opętana jest nienawiścią", i protesty
przeciwko "kłamliwej kampanii" prowadzonej w polskich mediach,
przypisującej ukraińskim nacjonalistom odpowiedzialność za
eksterminację Polaków. W istocie - jak można wnosić z "Naszego Słowa"
- sto tysięcy mieszkańców Wołynia musiało się wymordować same, po to,
żeby dziś nienawistni potomkowie niedobitków mogli perfidnie obciążać
za swe winy bohaterów z UPA i SS "Galizien".

Nie zwracałbym może Państwa uwagi na te brednie, gdyby nie fakt, że
tygodnik "Nasze Słowo" dotowany jest z naszych podatków, w ramach
patronowania przez rząd III RP mniejszości ukraińskiej. Sytuację, w
której państwo polskie nie tylko nie przeciwdziała propagandowej
ofensywie ukraińskich neofaszystów, ale jeszcze ich dotuje, jest
doprawdy skandalem na który brakuje w uprzejmym języku odpowiedniego
określenia. Tylko patrzeć, jak na fali "zacieśniania integracji"
stosowne ministerstwa zaczną finansować prace mające na celu
przywrócenie wspólnej pamięci prześladowań mniejszości niemieckiej w
II RP, które w 1939 zmusiły Niemców do "podjęcia zdecydowanych działań
w obronie represjonowanych przez polski reżim rodaków", a pan
prezydent użyczy swego honorowego patronatu i daru krasomówczego
obchodom rocznicy Hakaty i jej zasług dla ucywilizowania ludności
polskiej na etnicznie niemieckich ziemiach Wielkiego Księstwa
Poznańskiego.

Autorytet z "Naszego Słowa", wracając do niego, powołuje się na
ustalenia oberautorytetów z "Gazety Wyborczej". Nie mam zwyczaju się
wdawać w szarpaninę z byle kim tylko dlatego, że mi gdzieś tam
naubliżał, ale tu sprawa jest na tyle charakterystyczna, że pozwolę
sobie na moment zająć nią państwa uwagę. Otóż niedawno, w tygodniku
"Uważam Rze", odwołując się do swojego starego artykułu "Myśmy
wszystko zapomnieli" napisałem, że tekst ten, opublikowany w
"Rzeczpospolitej" w roku 2008, okazał się pierwszym takim artykułem w
mediach głównego nurtu w dziejach III RP. "Pierwszym takim" nie
znaczyło oczywiście "pierwszym podejmującym temat rzezi wołyńskich",
tylko "pierwszym krytykującym władze III RP za haniebną postawę wobec
prób upamiętnienia tych zbrodni, nazwania jej po imieniu i wskazania
winnych". Być może niefortunny skrót redakcyjny w ostatecznej wersji
tekstu uczynił to sformułowanie dwuznacznym, ale przy elementarnej
dozie inteligencji i dobrej woli każdy czytelnik mógł doskonale
odczytać jego sens. Zresztą dla całego artykułu kwestia rzekomego
przypisania sobie przeze mnie pierwszeństwa w podjęciu tematu Rzezi
miała zupełnie marginalne znaczenie.

Niemniej, jak się jest pętakiem z "Wyborczej" i rozpaczliwie chce się
Ziemkiewicza ugryźć, a nie ma jak (bo ile można zdławionym szeptem
oznajmiać sensację o KRUS-ie) to można udać głupiego i ogłosić, że się
wykryło "kłamstwo", i udowadniać je przypomnieniem publikacji swej
gazety na ten temat w latach dziewięćdziesiątych. Nawiasem mówiąc,
przemilczając przy tym fakt, że co najmniej większość tych publikacji
promowała raczej banderowską, niż polską pamięć i oczywisty sposób
służyła relatywizowaniu zbrodni.

Potem inne pętaki z tej samej gazety przy różnych okazjach mogą się
powoływać na pętaka pierwszego, nadmieniając o "kłamstwach"
Ziemkiewicza jako czymś stwierdzonym i oczywistym. I to samo właśnie
wymyślone przez "Gazetę Wyborczą" "kłamstwo" okazuje się jedynym
konkretem, który potrafi podać nie posiadający się z oburzenia na
polskie manipulowanie historią organ mniejszości ukraińskiej w Polsce.

We wspomnianej już książce pisze Sołonin o propagandowej kanonadzie
prowadzonej przez oficjalnych, kremlowskich historyków przeciwko
"kłamstwom" Suworowa, jakoby Stalin sam chciał napaść na Hitlera,
tylko wyznaczył termin ataku o kilkanaście dni za późno. Wszyscy oni
oczywiście używają frazy "kłamca" jako czegoś udowodnionego i ponad
wszelką wątpliwość stwierdzonego, podpierając się autorytetem innych,
którzy też uważają to za oczywiste - a jeśli w końcu ktoś uparcie
podąży tropem "ostatecznego zdemaskowania kłamstw niejakiego Riezuna
vel Suworowa", znajdzie artykuł udowadniający, że autor "Lodołamacza"
podał mylne rozmiary tylnej rolki naciągu gąsienicy czołgu T-26.

Nie porównuje się - po prostu, jest taka metoda, i jak się chce w żywe
oczy zaprzeczać prawdzie oczywistej i niewątpliwej, jest to metoda
jedyna. Czym miałby się podpierać chwalca banderowców, jeśli nie
"zdemaskowaniem" moich "kłamstw" przez "Gazetę Wyborczą"? Przecież nie
cytatami z manifestów, dokumentów programowych, przemówień, rozkazów i
raportów samego Bandery oraz innych "bohaterów" i ojców założycieli
partii "Swoboda". Te akurat możemy w obfitym wyborze znaleźć u
Sołonina. I, delikatnie mówiąc, nie potwierdzają one w najmniejszym
stopniu obrazu UPA jako zwykłych ukraińskich patriotów walczących o
wolność swej ojczyzny, ani tezy o "wojnie domowej" czy rzekomej
symetrii krzywd zadanych sobie wzajemnie podczas niej przez Polaków i
Ukraińców.

Mówiąc nawiasem, czy nie jest to ciekawe, że "Gazeta Wyborcza", która
tyle wysiłku wkłada w znalezienie jakiegoś śladu "wzbierania w Polsce
brunatnej fali" - tego, co ma na wierzchu, nie zauważa? Uporczywie
tworzy michnikowszczyzna narrację o tym, że w Polsce bezkarnie
podnoszą głowę faszyści, a organa państwa polskiego nie tylko
przyjmują to bezczynnie, ale wręcz faszystów wspierają - na przykład
podrzucając do "Krytyki Politycznej" arsenał dla skompromitowania
pokojowo nastawionych "antyfakerów" (określenie Waldemara Łysiaka) i
aresztując niewinnych lewicowych działaczy pod fałszywymi zarzutami
napaści na funkcjonariusza. Aż wzrusza się człowiek, gdy widzi, jak
wobec kompletnego fiaska prób znalezienia jakichkolwiek dowodów
"faszyzmu" ONR i Młodzieży Wszechpolskiej wyciągnęła "Gazeta" z
całkowitego marginesu niejakiego Adama Gmurczyka i jego NOP, i jak
nadyma ich znaczenie czyniąc wielkiego niusa z każdego blogowego
wpisu, starając się zarazem jakoś propagandowo przykleić NOP do
"narodowców" w ogóle, a zwłaszcza do członków honorowego komitetu
poparcia dla Marszu Niepodległości. Nic nowego, tak samo swego czasu
wydobyła "Wyborcza" z niebytu i wylansowała niejakiego Bernarda
Tejkowskiego.

A tu oto, proszę bardzo - mamy do czynienia z prawdziwym, a nie
urojonym faszyzmem. Z rehabilitowaniem zbrodniczego nacjonalizmu,
negowaniem pamięci o jego zbrodniach, zakłamywaniem istoty
arcyzbrodniczej ideologii. I jeszcze państwo polskie nie tylko
pozostaje bezczynne, ale wspomaga to dotacjami!

I co na to michnikowszczyzna? Nic... Chodzi wszak o nacjonalizm wrogi
polskości i polskim patriotom. A więc sojuszniczy w walce z głównym
wrogiem. A taki faszyzm, to proszę bardzo, jak najbardziej, może być.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Śro 7:30, 04 Sty 2012    Temat postu:

Znalezione




Polska S.A.
 Wyobraźmy sobie przez chwilę, że Polska nie jest państwem. Załóżmy, że jest koncernem. W dobie globalizacji myślenie, sądzę, jak najbardziej poprawne. Puśćmy zatem wodze fantazji i zobaczmy dokąd nas ona zaprowadzi.
 Otóż gdyby Polska była koncernem, to musiałaby mieć przede wszystkim bardzo kompetentny zarząd, który pracowałby tak, aby osiągnąć jak najwyższe zyski. Zyski jak najbardziej realne do uzyskania w tak świetnie położonym i mającym tak wielki potencjał i zaplecze przedsiębiorstwie. Bo wiadomo, że wirtualne osiągnie każdy głupi, który ma tylko przestępczo-kreatywnego księgowego. Zarząd ten musiałby bardzo dbać o wszystkich swoich ludzi. Umacniałby ich samopoczucie i dumę z tego, że są pracownikami i właścicielami tak wspaniałej firmy (no bo są oni wszyscy przecież równocześnie jej akcjonariuszami). Bo jakżeby inaczej działać? Pracownicy muszą być kolektywem. No i zarząd działałby oczywiście całkowicie transparentnie. I rzecz jasna wymagał w pierwszym rzędzie od siebie, ciężko pracując dniem i nocą nie tylko nad wypracowaniem zysku dla spółki-matki, ale również nad dobrym imieniem przedsiębiorstwa. Nic w tym dziwnego. Tak to przecież we wszystkich spółkach akcyjnych bywa. Normalne. Tak musiałoby być.
 No bo proszę sobie wyobrazić inną, hipotetyczną sytuację. Taki koncern, w którym zarząd dba wyłącznie o własne, prywatne interesy. Źle się wyraża o własnym przedsiębiorstwie, prowadzi kreatywną księgowość, kombinuje jak by tu odebrać zatrudnionym jak najwięcej z ich wypłaty, a lekką ręką wydając tylko te pieniądze, które są przeznaczone na reklamę i poprawę własnego wizerunku . Rzecz jasna w takim wypadku, w każdym normalnym koncernie udziałowcy zwołaliby natychmiast walne zgromadzenie i wylaliby taki zarząd na pysk.
Zwłaszcza gdyby na własne oczy widzieli idiotyczne (oby nie dywersyjne) posunięcia szefa ochrony, który w przeciągu czterech lat zdążył całkowicie zlikwidować, (za zgodą prezesa bo jakże by inaczej), wszystkie zabezpieczenia w firmie. Wyobraźmy sobie, że po piętrach biurowców lataliby przebrani za pracowników agenci nasłani przez konkurencję, przemeblowując przedsiębiorstwo, korumpując jego urzędników i robiąc (jak to obcy agenci) co się tylko da, aby sparaliżować lub przejąć firmę, a przynajmniej ten jej kąsek, na który ich mocodawcy mają największą chrapkę. W tym samym czasie dyrekcja chwaliłaby za przedsiębiorczość tych podwładnych, którzy przechodziliby pracować do rywali. Zakrawałoby przy tym na absurd, że szkolić by się tu miało nadal nowych pracowników, i to za pieniądze koncernu. No może nie do końca byłoby to pozbawione logiki, bo kształcenie to za swój priorytet przyjmowałoby dwie zasady - aby nie znali oni ani prawdziwej historii firmy, oraz by postrzegali przedsiębiorstwo jako rzecz w sumie niewiele wartą. Szkoleniowców w tym dziele wspomaga zakładowa gazetka i firmowy radiowęzeł nadające przez cały czas relacje o iluzorycznych sukcesach zarządu, lub oskarżające związki zawodowe o defetyzm, nieróbstwo i oszołomstwo.
Gdyby zaś ktoś uważnie przyjrzał się działalności naczalstwa, to ze zdziwieniem odkryłby, że nie działa ono wcale tak, jak gdyby było zarządem firmy, ale jakby przeprowadzało jej likwidację. Ta grupa traktuje bowiem majątek spółki, nie tak jakby to był majątek, ale masa upadłościowa. Aktywa firmy rozparcelowywane są jednak w dziwny sposób. Z pominięciem akcjonariuszy. Okazuje się, że przejmującymi go, są głównie małe spółki pracownicze, których właścicielami okazują się, nie wiedzieć czemu, albo członkowie zarządu, albo ich rodziny, lub dobrzy znajomi królika. Zresztą, co ja opowiadam. Zaraz tam się majątek firmy wyprzedaje. Najczęściej po prostu oddaje się go w zamian za jakąś usługę, powiedzmy - wywozu śmieci, które wprawdzie nie są śmieciami, tylko archiwami firmy, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami. Najważniejsze, że przy okazji opróżnia się pomieszczenia, które można zaadoptować na nowe biura. A i jeszcze jedno ! Zarząd korporacji nie ma zwyczaju ogłaszać sprawozdań ze swojej działalności. Zaprowadził taki zwyczaj, że ogłasza tylko to co mu się podoba i kiedy mu się to podoba. Zaś byłego prezesa zarządu, który ma czelność wskazywać nieprawidłowości (nazywane urzędowo psychozami lub urojeniami), pomawia się o zawiść, chęć odwetu, i oczywiście, co jest tego konsekwencją sugeruje się, że jest szalony. Przypadkiem zapewne też, ktoś podpuszczony przez zakładowe media, wpada do jego mieszkania, chcąc go zabić, a gdy go nie zastaje – morduje członka jego rodziny. Po tym incydencie natychmiast budzi się na zakładzie jakiegoś pierdzącego w stołek portiera, który stwierdza, że to on miał być ofiarą zamachu, a zamachowiec po prostu pomylił prywatne mieszkanie byłego prezesa z jego stróżówką.
Niezwykłe jest również to, że kiedy giną udający się na sesję wyjazdową wszyscy członkowie rady nadzorczej, razem z jej Przewodniczącym, to zarząd postanawia nie zawiadamiać o tym policji. Zleca natomiast (twierdząc, że to w ramach outsorsingu) prowadzenie śledztwa sitwie, na której terenie wydarzenie to miało nastąpić. Szajka prowadząca to quasi-dochodzenie, w dziwny sposób przy tym jest powiązana z konkurencją, która w przeszłości niejednokrotnie próbowała dokonać wrogiego przejęcia naszego koncernu, lub nasyłała fałszywych komorników aby dokonywali z niego egzekucji.
Ale i nie to zdumiewa najbardziej. Najdziwniejsza ze wszystkiego jest jednak reakcja akcjonariuszy i zarazem pracowników naszego kondominium, to jest przepraszam, chciałem napisać - konsorcjum. Otóż, mimo tych wszystkich poczynań zarządu, w swej większości popierają oni jego działania. Może dlatego, że dyrekcja wciąż bredzi o jakichś wczasach na zielonych wyspach, które każdemu lojalnemu pracownikowi należą się z funduszu pracowniczego jak chłopu ziemia. A może dlatego, że boją się utraty pracy, lub też mają nadzieję na jakiś rzucany im czasem jak ochłap, kupon na imprezę zakładową? Co rusz bowiem w firmie organizuje się wesołe fety, na które sprasza się wypromowanych w radiowęźle nadstawiających się władzy kabareciarzy, piosenkarzy i wodzirejów, którzy wniebogłosy wychwalają zarządzających spółką. A może większość z akcjonariuszy liczy, że uda im się kiedyś, w przyszłości dorwać do żłobu i sami coś sobie z niego urwą? Jaka jest właściwa odpowiedź na to pytanie nie wiem. Ponoć brzmi ona – ludzie chcą tylko chleba, igrzysk i niczego poza tym. Tak przynajmniej ma wynikać z badań zleconych przez wierchuszkę.
W każdym razie jeżeli czasem zdarzy się taki cud, że ktoś zgani zarząd, jest to zwykle tylko nagana za to, że ten jest zbyt pobłażliwy i tolerancyjny dla szaleńców, czyli tych którzy nie myślą jak ludzie o ostatecznym podziale masy upadłości, a zajmują się jakimiś mrzonkami i gadają o zaprowadzeniu w firmie porządku. Przecież wiadomo, że firma nie krowa, jak się już nie daje jej doić, trzeba ją dobić. A poza tym wszystkim powszechnie wiadomym powinno być, że przedsiębiorstwo nigdy tak dobrze finansowo jak obecnie nie stało i jeszcze nigdy w historii rynek nie wyceniał go tak wysoko jak za obecnego zarządu. Publicznie nie mają prawa być głoszone inne niż ta opinie. Poza jedną - ojca założyciela przedsiębiorstwa o nierozliczonej, kryminalnej przeszłości, który miał powiedzieć kiedyś, że firma nadmiernie się zadłuża i że to jest niebezpieczne. Zresztą zadłuża się w byłych bankach konsorcjum, które ten sam ojciec chrzestny ongiś posprzedawał w nieznanych zresztą bliżej okolicznościach. Nikt go zresztą nie słucha. Pracownicy, czyli udziałowcy firmy zachowują się tak, jakby nie wiedzieli, że jeśli majątek spółki nie wystarczy na zaciągnięte długi, to będą one ściągnięte od nich i ich potomków. Ale czy to ważne? Przecież najważniejszy jest spokój.
 Oczywiście los takiej firmy, gdyby istniała, byłby z góry przesądzony. Na szczęście to wszystko jest tylko jakimś koszmarem, wyśnionym przeze mnie nad ranem, po długiej, bezsennej, nocy, . Uspokajam więc wszystkich, bo wiadomo, że najważniejszy jest święty spokój - sytuacja, którą opisałem jest z oczywistych powodów zupełnie niemożliwa do zaistnienia w spółce akcyjnej.
 
Roman Misiewicz
-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Pią 8:07, 13 Sty 2012    Temat postu:

Zdaniem politologów, atakując Polskę litewscy politycy próbują zwyczajnie zamaskować swoją nieudolność w relacjach z Polakami Fot. Marian Paluszkiewicz

Nowy rok w polityce zagranicznej Litwy rozpoczął się od zmasowanego ataku, jaki litewscy politycy przypuścili w mediach na Polskę i Polaków.

Chociaż jeszcze we wrześniu ubiegłego roku, po wypowiedzi prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego o przysłowiowej „litewskiej kozie, która nie przyjdzie do żadnego wozu”, patriarcha rządzących konserwatystów, europoseł prof. Vytautas Landsbergis, apelował, aby litewska retoryka w odpowiedzi była zrównoważona i dyplomatyczna. Ale własnie od Landsbergisa zaczęły się niewybredne ataki na Polskę i Polaków.

„Sądzę, że trzeba cierpliwie przeczekać i nie odpowiadać w podobnym stylu, bo kierując się grzecznością i dyplomacją Litwa może przygasić płomienie tego konfliktu” — mówił we wrześniu Vytautas Landsbergis. Ale już w listopadzie, w wywiadzie dla „Dziennika Toruńskiego Nowości”, profesor w niewybredny sposób zarzucał litewskim Polakom działania na korzyść Rosji i sugerował, że gdyby nie Unia i NATO, to Polska chciałaby za przykładem Piłsudskiego znowu najechać Wilno. Landsbergis zarzucił też Armii Krajowej „ludobójstwo” dokonane względem Litwy, twierdząc, że chce tylko „wyprostować myślenie” o AK i powiedzieć o niej „prawdę”.

„Zrozumcie, że AK na Litwie to nie ta sama co w Polsce walcząca z Niemcami. Przykład. »Łupaszka«, ludobójca z Dubinek. A jest bohaterem Polski. (…) Nie jest to przyjemne dla mnie, że to mogę Polakom wytykać. Chodzi o to, by wyprostować myślenie, nawet co do AK, chodzi o prawdę” — powiedział Landsbergis dla toruńskiej gazety.

Ten wywiad został przetłumaczony na litewski i przed Nowym Rokiem został opublikowany w największym litewskim portalu DELFI. Zapoczątkował on kolejne agresywne wypowiedzi litewskich polityków, w tym też samego Landsbergisa, który w wywiadzie dla styczniowego wydania litewskiego czasopisma „IQ” otwarcie zarzucił Polsce, że budując swoją politykę zagraniczną z sąsiadami, bierze przykład z Rosji.

„Jeżeli (Polska) uczy się być wielką na wzór Rosji, to chyba nie jest to dobra droga. Być może będzie postrachem dla mniejszych sąsiadów, ale nie będzie szanowana” — powiedział dla „IQ” Vytautas Landsbergis. Ubolewał też, że „polskie władze polityczne obrały właśnie taką drogę”.

Z kolei minister spraw zagranicznych Litwy, Audronius Ažubalis, w tym samym wydaniu zarzuca Polsce, że chce być wobec Litwy „starszym bratem” i polskie naciski na Litwę porównuje nie tylko z rosyjskimi, ale nawet z presją Związku Radzieckiego.

„Skoro się to nie udało Związkowi Radzieckiemu, Rosji — nikomu się nie uda. Jesteśmy wiekowym państwem, mamy głębokie tradycje państwowości, więc (…) na pewno nie pójdziemy na żadne nieuzasadnione ustępstwa” — oświadczył Ažubalis. Powiedział też, że Litwa nie potrzebuje „starszego brata”.

Tymczasem wczoraj Polskę zaatakował uważany dotąd za zrównoważonego polityka i nawet przyjaciela Polski i Polaków, wicemarszałek od opozycyjnej Partii Socjaldemokratów Česlovas Juršėnas. Jego zdaniem, Polska jest niewdzięcznym partnerem strategicznym i chce „wleźć na głowę” Litwie. Zaznacza przy tym, że mimo takiego zachowania Polski, Litwa „wyrozumiale” nie skorzystała, mimo że mogła, z możliwości zablokowania niektórych polskich inicjatyw na arenie międzynarodowej.

„Gdybyśmy byli paskudni, to moglibyśmy zawetować niektóre sprawy, ale tego nie robimy. Odwrotnie, my działamy właśnie wspólnie i nie raz to udowodniliśmy, iż mimo że jesteśmy maluścy, działając wspólnie, mamy pewną wagę, toteż wielcy muszą nas usłuchać. W tym jest nasz wspólny interes i partnerstwo strategiczne, ale mimo że jestem bardzo cierpliwy, to dłużej nie mogę tego znosić. Powiem obrazowo, że chcą nam wleźć na głowę” — powiedział w wywiadzie dla rozgłośni „Žinių radijas” Juršėnas.

Odpowiadając na polską krytykę sytuacji oświatowej polskiej mniejszości na Litwie, zarzucił Polsce, że sama dyskryminuje u siebie litewską oświatę.

„Sedno sprawy w tym, że nasi towarzysze Polacy — w moim przekonaniu — chcą nas pouczać i żądają od nas tego, czego być może nie zrobiliśmy i to trzeba przyznać albo gdzie wystarczająco zrobiliśmy, ale oni widzą to inaczej. Tymczasem oni nie mówią prawie albo wcale o sytuacji oświaty litewskiej mniejszości w Polsce. I to jest zasadnicze pytanie (…)” — powiedział Česlovas Juršėnas.

Również jego partyjny kolega, były minister spraw zagranicznych Litwy, Povilasa Gylys, uważa, że krytyka ze strony Polski, nawet jeśli jest czasami uzasadniona, jest przesadna i Polska za to musi Litwę przeprosić.

„Być może, my, Litwini, rzeczywiście nie wszystko na sto procent zrobiliśmy, być może faktycznie mamy o czym poradzić się z polską mniejszością. Ale najważniejszym warunkiem rozpoczęcia takiej rozmowy, to byłoby publiczne przyznanie, że Litwa jest państwem suwerennym, że ona nie jest pod protektoratem Polski. (…) Sądzę, że nastał czas, żeby przywódcy Polski, ocknąwszy się już po wyborach, mieli odwagę przeprosić Litwę za tę przesadną i niezrównoważoną wojnę informacyjną, którą oni rozpoczęła przeciwko Litwie na arenie międzynarodowej”.

Tymczasem, zdaniem niektórych obserwatorów, ostre i przesadne w treści wypowiedzi litewskich polityków przeciwko Polsce, świadczą o tym, że w relacjach z Polską litewska strona znalazła się w ślepej uliczce i nie wie, jak z tej sytuacji wyjść.

— Strona litewska nie wie jak bronić swoich interesów, dlatego tymi wypowiedziami i oświadczeniami próbuje maskować tę swoją nieudolność — mówi w rozmowie z „Kurierem” politolog prof. Raimundas Lopata. Uważa też, że zarzuty pod adresem Polski o jej zbliżeniu się z Rosją są bezpodstawne. Zdaniem Lopaty, w tej sytuacji Polska wyłącznie dba o swoje interesy i robi to adekwatnie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[link widoczny dla zalogowanych]

Wilno nie ponosi winy za napięcia w stosunkach polsko-litewskich – powiedział szef litewskiej dyplomacji Audronius Ažubalis styczniowemu wydaniu miesięcznika „IQ”. Jego zdaniem to Polacy „zapędzili się w ślepą uliczkę” i wyjście z zaistniałej sytuacji jest trudne.

„Nasz rząd powiedział wyraźnie: wszelkie kwestie obywateli, czy dotyczą one mniejszości narodowych czy nie, będziemy rozstrzygali sami. Nie potrzebujemy +starszego brata+” – powiedział minister spraw zagranicznych Litwy.

Minister odrzuca możliwość osiągnięcia czegokolwiek „poprzez wywieranie presji”. „Skoro się to nie udało Związkowi Radzieckiemu, Rosji – nikomu się nie uda. Jesteśmy wiekowym państwem, mamy głębokie tradycje państwowości, więc (…) na pewno nie pójdziemy na żadne nieuzasadnione ustępstwa” – zapewnił szef litewskiego MSZ.

W styczniowym miesięczniku „IQ” na temat Polski wypowiada się też litewski eurodeputowany Vytautas Landsbergis. Sugeruje on, m.in., że Polska uczy się od Rosji bycia „wielkim państwem”.

„Jeżeli (Polska – PAP) uczy się być wielka na wzór Rosji, to prawdopodobnie nie jest to właściwa droga. Być może będzie postrachem dla mniejszych sąsiadów, ale nie będzie szanowana. (…) Ubolewam, że polskie władze polityczne obrały taką drogę” – powiedział Landsbergis. Zaznaczył, że Litwie „nie imponuje taka wielkość”.

Ostatnio głównym powodem napięć w stosunkach polsko-litewskich jest sprawa ustawy oświatowej, przeciwko której protestują Polacy na Litwie. Zgodnie z nowym prawem od roku 2013 w szkołach litewskich i szkołach mniejszości narodowych egzamin maturalny z języka litewskiego zostanie ujednolicony. Obecnie program nauczania litewskiego w szkołach litewskich i nielitewskich na Litwie różni się. W szkołach litewskich język ten jest wykładany jako język ojczysty, a więc w szerszym wymiarze, natomiast w szkołach mniejszości – jako język państwowy, czyli w wymiarze ograniczonym.

W ustawie zapisano też, że od 1 września 2011 roku w szkołach mniejszości narodowych lekcje historii i geografii Litwy oraz wiedzy o świecie w części dotyczącej Litwy są prowadzone w języku litewskim. W całości po litewsku wykładany jest przedmiot o nazwie „podstawy wychowania patriotycznego”.

PAP


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Pią 10:20, 20 Sty 2012    Temat postu:

POLITYKA 18.01.2012 03:01
Polska - kondominium, stan europejski czy wolna Rzeczpospolita


"Kwestie kondominium czy suwerenności lub jej braku rozwiązuje się w naszych głowach."- Piotr Naimski. "Jak długo polska elita polityczna, intelektualna, naukowa jest wierna niepodległości, tak długo Polska nie upadnie" - Antoni Macierewicz.

W klubie Hybrydy odbył się panel dyskusyjny, w którym uczestniczyli: Anna Fotyga, Stefan Hambura, Ryszard Legutko, Bogdan Musiał, Piotr Naimski, Wiktor Ross. Wśród gości specjalnych byli: Antoni Macierewicz, Marek Magierowski, Piotr Semka, Witold Waszczykowski i Bronisław Wildstein. Spotkanie prowadził prof. Zdzisław Krasnodębski.



Określenia, które pojawiają się w tytule panelu nawiązują do trzech słynnych wypowiedzi politycznych. „Kondominium rosyjsko-niemieckie” to określenie, które pojawiło się w wywiadzie dla Gazety Polskiej i w czasie konferencji prasowej Jarosława Kaczyńskiego w sierpniu 2010 roku, a „stan europejski” nawiązuje do przemówienia Radosława Sikorskiego i idei federacji europejskiej.

Prof. Zdzisław Krasnodębski, który prowadził dyskusję, w słowie wstępnym pytał panelistów, na ile polska polityka jest dziś samodzielna i na ile jesteśmy uzależnieni od Rosji i Niemiec. Mówił też o pojęciu „liberalnego hegemona”, a zwłaszcza neokolonializmu - chodzi o sytuację, gdy jeden kraj rządzi drugim pośrednio poprzez elity gdyż to „lokalne elity sprawują rządy w swoim systemie politycznym, ale pozostają bezpośrednio związane z krajem dominującym i są zależne od niego”. Elity te są nagradzane ekonomicznymi korzyściami i zapewnieniem bezpieczeństwa i są wychowywane przez kraj dominujący.



Jako pierwsza głos zabrała Anna Fotyga, była minister spraw zagranicznych. Odnosząc się do słynnych słów Jarosława Kaczyńskiego, powiedziała, że wywołały one medialną burzę, ale były też rodzajem katharsis dla polskiej sceny politycznej, złamaniem pewnego tabu i zapoczątkowały dyskusję na ten temat. Dodała, że prezydent Lech Kaczyński wiele lat temu opisywał tendencje hegemonistyczne w Unii Europejskiej, gł. Niemiec, i mówił o rosyjskim neoimperializmie. Ponieważ nasilały się tendencje do współpracy między Rosją a Niemcami, jedynym rozsądnym wyborem było minimalizowanie zagrożeń z tego wynikających przy wykorzystywaniu procedur prawnych.



Wspominając pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu, powiedziała, że z bólem przyjęła to, że nie pojawił się legat papieski, a jedynie został odczytany jego list. Byli jednak obecni przywódcy Europy Środkowo-Wschodniej, w kondukcie szła zarówno przybrana żałobnym welonem Julia Tymoszenko, jak i jej polityczni przeciwnicy. I oczywiście przybył prezydent Miedwiediew, „fetowany przez polskie władze”.

„Dla byłego ministra spraw zagranicznych ta scena była niezwykle symboliczna, prócz osobistych odniesień” - dodała, podkreślając, że po Smoleńsku wiele się w polityce polskiej zmieniło. „Zagrożenia są obecnie wzmacniane przez to, że wpisujemy się do głównego nurtu polityki europejskiej – mówiła. Naszą sytuację pogorszył „reset w polityce amerykańskiej.”

Anna Fotyga swoją wypowiedź zakończyła zdaniem optymistycznym: „Przestrzeń do suwerennych decyzji w polskiej polityce zagranicznej istnieje, tylko trzeba wrócić do zdroworozsądkowej oceny sytuacji, nie bać się niepodporządkowywać się”, wyzbyć się ambicji osobistej i nie zabiegać o ważne stanowiska w UE kosztem ustępstw.

Prof. Ryszard Legutko rozpoczął swoją wypowiedź od stwierdzenia, że inny jest obraz Polski w Polsce, zwłaszcza w środowiskach opiniotwórczych, w mediach, a inny jest obraz w Brukseli. Prezydencja jest rzeczą periodyczną, okazją do promocji kraju, ale nie jest to rzeczywiste przewodzenie Unią, bo od tego są inne organy.



W europejskiej prasie za wiele się o prezydencji nie pisze. Jerzy Buzek - stwierdził prof. Legutko - nie zaprezentował się jako silna osobowość jako szef Parlamentu Europejskiego. Wystąpienie Donalda Tuska, który mówił o konieczności wzmocnienia struktur europejskich, wzbudziło tam absolutny entuzjazm. Prof. Legutko powiedział, że inicjatywy, które miały wzmocnić pozycję Polski wśród krajów regionu, nie były udane, a to dlatego, że „ci wielcy tego nie chcą” i „struktury europejskie tego nie chcą, czyli ci którzy tymi strukturami rządzą”.

Na zakończenie swojej wypowiedzi prof. Legutko powiedział: „Polska jest niewidoczna”, ale jest „osobisty sukces premiera Tuska, co być może przełoży się na jego dalszą karierę, a być może nie”. Odnosząc się do pojawiających się w mediach w czasach rządów PiS określeń „pobrzękiwanie szabelką” powiedział: „Co to w ogóle znaczy? Jakieś idiotyczne wyrażenie. Ludzie używają tych wyrażeń, jakby to był jakiś argument. Nie ma w przestrzeni publicznej argumentów, kontrargumentów, które mają charakter rzeczowy. Trzeba wyzbyć się mistyfikującego języka”.

Piotr Naimski, nawiązując do czasów rozbiorów, mówił o istniejących wówczas orientacjach politycznych, prorosyjskiej, proniemieckiej itp. i że przełamał to dopiero Józef Piłsudski poprzez kryzys przysięgowy.

„Mam to szczęście, że od 40 lat udaje mi się nie wiązać się umysłowo z żadną orientacją, z wyjątkiem orientacji polskiej” – podkreślił Naimski. – „Kwestie kondominium czy suwerenności lub jej braku rozwiązuje się w naszych głowach. Dopiero później potrafimy się wokół tej kwestii grupować, rozmawiać o tym, organizować, często przegrywać, a czasem wygrać. Dopóki w naszych głowach będziemy kondominium, to nie mamy żadnych szans”.



Odnosząc się do definicji neokolonializmu, Naimski powiedział, że lepszym określeniem z europejskimi tradycjami byłby protektorat czy finlandyzacja. Wymienił trzy kraje, które mogą być punktem odniesienia naszych analiz: to Finlandia, Estonia i Węgry.

„To trzy małe narody europejskie, które w niesprzyjających warunkach geopolitycznych twardo walczą o swoją suwerenność na różne sposoby". Podkreślił, że obecnie bój o podmiotowość małych i średnich krajów toczy się w Budapeszcie, w związku z tym trzeba Węgrów w tej walce wspierać, choćby przez szerzenie rzetelnej informacji o tym, co się tam dzieje, gdyż zakłamanie w tej sprawie panuje na każdym możliwym poziomie we wszystkich mediach świata.

Jeśli chodzi o sprawy energii, to – jak stwierdził - z jednej strony jesteśmy uzależnieni i to zjawisko się pogłębia w związku z działaniami wicepremiera Pawlaka, z drugiej strony Polska jest niezwykle zasobnym krajem, jeżeli chodzi o surowce energetyczne.

„Mamy szczęście, mamy bardzo dużo węgla, prawdopodobnie bardzo dużo gazu, bardzo dużo ciepłej wody w głębi ziemi, tylko powinniśmy się nauczyć ją wykorzystywać. I jeżeli uruchomimy te zasoby, będziemy potrafili z nich korzystać suwerennie, czyli w naszym interesie i z naszych decyzji, to zasoby energetyczne mogą stać się naszym produktem, narzędziem prowadzenia polskiej polityki w Europie”.

Jeżeli Polska odzyska niezależność w tym sektorze, skutkiem będzie niezależność gospodarcza, a także polityczna. Nie są tym zainteresowane inne kraje takie jak: Rosja, Niemcy, a także „wielkie pieniądze”. „Jeżeli my sami tego nie zrobimy, to nikt nam w tym nie pomoże.” – dodał Piotr Naimski. Za 5-6 lat Polska może stać się eksporterem gazu.

Prof. Krasnodębski powtórzył za prelegentami, że suwerenność zaczyna się w głowie, od woli politycznej, i że bardzo ważna jest suwerenność myślenia i uwolnienie się od zdeprawowanego języka, który przestaje coś znaczyć.

Wiktor Ross, były chargé d'affaires w Moskwie, politolog i specjalista od spraw rosyjskich zaczął swoje wystąpienie od stwierdzenia, że uzależnienie energetyczne Polski od Rosji jest faktem i walka z nim jest procesem. Relacje gospodarcze są takie, że Polska 1/3 eksportuje, a 2/3 importuje, ale poza tym jesteśmy piątym partnerem handlowym Rosji.

Mówił o dwóch postawach: mentalnej podległości, która objawia się w postaci bezmyślnej nienawiści do Rosji jako takiej co powoduje zamknięcie się na debatę, na pozyskiwanie informacji, a także o postawie mentalnej zależności od Rosji , myślenie o niej jako o wielkim mocarstwie, a o Polsce jako małym kraju, a więc „jesteśmy skazani na Rosję, nie możemy z geografii uciec”. Jest też postawa ludzi, którzy wyrastali w tamtym systemie, nienawidzą zmian i chcą prolongować stan zależności. „Im więcej będzie Rosji w Polsce, tym dla Polski lepiej” – uważają.

Relacje rosyjsko-niemieckie w kontekście suwerenności Polski mają znaczenie fundamentalne – powiedział Wiktor Ross. Przypomniał czasy Katarzyny II i wpływów niemieckich na dworze carskim, co trwało do rewolucji październikowej. 90% urzędników ministerstwa wojny było zrusyfikowanymi Niemcami. W latach międzywojennych był sprzyjający klimat do odnowienia współpracy niemiecko-rosyjskiej. Polityka obecnych władz, w odróżnieniu od asertywnej polityki PIS-u, jest taka, że Polska całkowicie ulega polityce rosyjskiej, a Rosji chodzi o wypchnięcie Amerykanów z Europy i nawiązanie współpracy z Niemcami.



Wiktor Ross omówił obecną sytuację w Rosji. Powiedział, że Rosja jest w stanie głębokiego kryzysu, gospodarka rosyjska jest energochłonna, monokulturowa oparta tylko o ropę i gaz.

„Nieszczęściem jest Władimir Putin” – ocenił dyplomata. Nawiązując do bajki E.T.A Hoffmana „Mały Zaches zwany Cynobrem” powiedział, że jest to mały człowieczek, który „z niewiadomych powodów robi niesłychaną karierę aż do najwyższych szczytów władzy, odznacza się niesłychaną podłością, mściwością i destrukcyjną osobowością. Putin był projektem medialnym, który był potrzebny po to, żeby stworzyć dach okrywający interesy oligarchów, którzy dokonali grabieżczej prywatyzacji całego majątku narodowego”.

W rezultacie grupa ok. 100 oligarchów rządzi krajem. Putin opiera się o wąską grupę elity kleptokracji, wywodzącą się ze służb specjalnych, ze struktur siłowych. W tej chwili jednak wśród oligarchów jest ogromna obawa buntu społecznego. Obecny ruch jest ruchem klasy średniej, ludzi stosunkowo zamożnych, elity liberalnej, która zdaje sobie jednak sprawę, że usunięcie Putina jest bardzo trudne, dlatego chce zawrzeć kompromis z oligarchami. Do tej grupy należy m.in. Kudrin, były minister finansów. Inni z kolei domagają się liberalizacji, zlikwidowania programów socjalnych, do nich należy Prochorov.

Usunąć Putina można tylko poprzez „kompromis konstytucyjny, na łonie już wybranej Dumy, z partiami opozycyjnymi” (komuniści i Sprawiedliwa Rosja). „Gdyby nie sfałszowane wybory, one w tej chwili miałyby władzę”. „To wymaga wielkiego ruchu oddolnego”, oligarchowie są na to gotowi, bo obawiają się rewolucji w starym stylu. Nasze elity, nasze środki masowego przekazu tego faktu nie dostrzegają – dodał Ross.

Mecenas Stefan Hambura mówił z kolei o stosunkach polsko-niemieckich. „W Niemczech szanujemy tych, którzy się sami szanują” – powiedział. Niestety w Polsce jest inaczej, o czym świadczy wspólne oświadczenie ministrów transportu Polski i Niemiec w sprawie Nord Streamu, które jest klęską polskiej dyplomacji, przyjęto go bez podpisów. To stała praktyka, że tekst przygotowuje strona niemiecka, strona polska ewentualnie poprawia tłumaczenie, w ten sposób staje się to wspólnym oświadczeniem. „Ta sprawa nie jest śmieszna, jest tragiczna w moich oczach” – podkreślił Hambura – mówił o tym w kontekście Nord Streamu. "Kto udzielił pełnomocnictwa ministrowi Grabarczykowi?"– pytał Hambura.

Gdy kładziony jest Nord Stream i staje się utrudnione podejście do portów Świnoujścia i Szczecina, w tym samym czasie Niemcy pogłębiają podejścia do swoich portów: Rostocka i Hamburga. „Dlaczego stocznie były zamykane?” - to pytanie o własną politykę zagraniczną.



„Gdy minister Sikorski w Berlinie oddaje hołd berliński i robi to w języku angielskim, to duży nietakt, gdyż w Berlinie powinno się używać języka polskiego, gdyż każdy z ministrów zagranicznych powinien posługiwać się ojczystym językiem, w Berlinie jest to normalne.” - podkreślił Hambura.

Mówił także o stosunku ministra Sikorskiego do mniejszości polskiej w Niemczech. Przypomniał rozporządzenie Goeringa, które pozornie nie obowiązuje, ale jego skutki obowiązują, organizacje mniejszości polskiej w Niemczech zostały rozwiązane, jego przedstawiciele trafili do obozów, zginęli, a majątek został przejęty przez państwo niemieckie i do tej pory nie zwrócony w całości.

Mecenas Hambura powiedział, że kiedy w Niemczech pojawiają się delegacje z Polski, strona polska jest wielokrotnie nieprzygotowana, a Niemcy zawsze przyjeżdżają z dokumentacją i strona polska to akceptuje albo potrzebuje czasu, by się z tym zapoznać. To trzeba zmienić. – stwierdził Hambura. – W Polsce powinien powstać Instytut polsko-niemiecki, który by na co dzień zajmował się monitorowaniem i wzajemnymi stosunkami. Potrzeba odpowiednich ekspertyz, wiedzy fachowej, wsparcia fachowców. Na takie centrum Polacy w Niemczech są w stanie przekazać swoje spadki.

Ostatnim panelistą był prof. Bogdan Musiał. Jeśli chodzi o rząd PO - mówił - ma on pozytywny obraz w niemieckim mediach, ale Polska jako państwo jest postrzegana jako kraj zacofany intelektualnie, zagrożony przez polski nacjonalizm, katolicyzm i antysemityzm, który trzeba zwalczać. Pisze się tam o Janie Tomaszu Grossie.

„Z punktu widzenia elit politycznych niemieckich Polska jest przystawką i tak naprawdę przeszkadza” – powiedział prof. Musiał. Można obserwować w Niemczech proces dojrzewania mentalnego do bycia mocarstwem światowym. Już oficjalnie zadaniem Bundeswehry jest ochrona interesów gospodarczych Niemiec. To przejście od soft-power do hard-power. To już jest w doktrynie niemieckiej – stwierdził prof. Musiał. Problemem Niemiec jest jednak brak surowców, naturalnym partnerem dla Niemiec jest więc Rosja, ze względu na jej surowce energetyczne, metale itp., jest też rynkiem zbytu. A Polska w tym przeszkadza, tak było też w 1939 roku. Chodzi o to, żeby Polska nie przeszkadzała „wielkim graczom światowym”.



Rząd Donalda Tuska spełnia oczekiwania Niemców, z czego są bardzo zadowoleni. Dodał, że po raz pierwszy od lat Niemcy mają przyrost demograficzny – dzięki emigracji, głównie z Polski, gdyż Polacy tam osiadający są wykwalifikowaną siłą roboczą i szybko się germanizują.

Ważna jest także polityka historyczna. Niemcy starały się pozbyć odium narodowego socjalizmu i im się to udało. „Niemcy są przekonani, że zostali wyzwoleni 8 maja 1945 roku.” – powiedział prof. Musiał.- „Polityka historyczna jest w Niemczech realizowana i ma wpływ na mentalność elit politycznych”. I jest także realizowana na terenie Polski. Przypomniał wizytę prezydenta Komorowskiego w Berlinie, który dziękował za paczki przysyłane w 1982 roku, a jednocześnie wówczas Helmut Schmidt wspierał aktywnie „zbrojny związek przestępczy” (tak ostatnio sąd nazwał WRON). „Polska finansuje własnymi pieniędzmi politykę historyczną Niemiec.” – powiedział prof. Musiał. Jako przykład podał Centrum im. Willy Brandta. „Ta polityka historyczna zakłamuje rzeczywistość – to jest ten klucz” - podkreśłił prof. Bogdan Musiał.

Prof. Krasnodębski dodał, że w odniesieniu do "wyzwolenia Niemiec" Gerhard Schroeder wyraził to jeszcze inaczej: „Zostaliśmy wyzwoleni, zanim zdołaliśmy się wyzwolić sami”.

Tym zakończył się panel i głos zabrali goście specjalni.

Piotr Semka mówił o tym, że groźnym zjawiskiem jest spór o istnienie narodowości śląskiej. Rząd Donalda Tuska zaakceptował, by w spisie powszechnym mogło paść określenie o takiej przynależności narodowej, a jednocześnie Trybunał stwierdził, że nie ma narodowości śląskiej.



Przytoczył stanowisko komentatorów Gazety Wyborczej w tej sprawie, którzy bronią narodowości śląskiej. „Paradoks polega na tym – powiedział Semka - że ci sami ludzie w odniesieniu do sporu o mniejszość polską w Niemczech mówią: no co za bzdura, państwo polskie nie uznaje mniejszości polskiej za mniejszość narodową, po co więc się kłócić?. Dla publicysty Gazety Wyborczej przepisy niemieckie są święte, a postanowienie Trybunału Konstytucyjnego jest bzdurą”. Przy tym dodał, że dwie główne gazety w Katowicach popierają hasło mniejszości śląskiej.

Marek Magierowski bardzo krytycznie ocenił polską politykę zagraniczną. Powiedział, że ma wrażenie, że polski rząd prowadzi politykę zagraniczną często „na gębę”. „Ten rząd jest groźny dla polskiej suwerenności dlatego, że w swojej dyplomacji reprezentuje mieszankę tchórzostwa i niekompetencji”. Nawiązał do tragedii smoleńskiej, gdzie polski rząd scedował prowadzenie śledztwa na stronę rosyjską, wykorzystując kuriozalny aneks do konwencji chicagowskiej, której nie stosuje się w przypadku katastrofy samolotu wojskowego.



Podkreślił, że nie ma wersji polskiej traktatu dotyczącego europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego, do którego mamy przystąpić, bo „Polska nie jest stroną tego traktatu”. "Czy więc nie interesują nas umowy międzynarodowe, które powstają wokół nas, między naszymi sąsiadami?” – pytał Magierowski. – „Więc co nas interesuje?”. Dodał, że Węgry stały się poletkiem doświadczalnym, jak można zdławić mały bezbronny kraj. Gdy PiS dojdzie do władzy, kiedy premierem zostanie Jarosław Kaczyński, powstanie nowy rząd, to nagle Komisja Europejska zwróci uwagę, że poziom długu publicznego w Polsce jest za wysoki, że wolność słowa nie jest stuprocentowa w Polsce. Jesteśmy świadkami tego, jak się tworzy zupełnie nowa struktura władzy w UE. Teraz wystarczy nacisk i będzie on nieporównanie większy niż w latach 2005-2007.

Bronisław Wildstein zwrócił uwagę na to, że nie tylko usiłuje się suwerenną władzę węgierską z zewnątrz obalić, ale byliśmy świadkami obalenia dwóch rządów demokratycznych - Grecji i Włoch. W Grecji władzę objął były wiceprezes europejskiego banku centralnego, eurokrata, jednocześnie w ciągu jednego dnia został wymieniony sztab wojskowy. We Włoszech Berlusconi został zastąpiony przez byłego komisarza europejskiego. Poprzedni rząd węgierski, który zadłużał kraj, wprowadził korupcję, tłumił manifestacje i uzależniał kraj od Rosji, nie był rozliczany. Po dojściu do władzy Orbana rząd węgierski zaczął być rozliczany, zablokowano kredyty.



„Obserwujemy nowe zjawisko – starcia oligarchii polityczno-finansowej z tradycyjnie rozumianą narodową demokracją”. – powiedział Wildstein. - Ale przecież nie ma narodu europejskiego. Ludzie, którzy robią kariery w strukturach europejskich, usiłują się upodobnić do swoich patronów - sukces Donalda Tuska czy Radosława Sikorskiego zależy od dobrych tam kontaktów. „Obecnie władza to biznes, media, potężne korporacje, my wybieramy tylko część władzy i to nie najważniejszą” – dodał Wildstein.

Witold Waszczykowski mówił o tym, że NATO i UE to nie jest klub altruistów, że są interesy narodowe, o które walczą też Francja i Niemcy, że trzeba zabiegać o polską rację stanu, która była do 2008 roku definiowana jako dążenie do takiej pozycji Polski, by mogła brać udział w współtworzeniu polityki europejskich instytucji wobec naszego regionu, a zwłaszcza na wschodzie.



W 2009 roku nastąpiła radykalna zmiana w zdefiniowaniu polskiej racji stanu – „Odejdźmy od polityki jagiellońskiej, bo to polityka imperialna, kolidująca nas z Rosją. Wystarczy tam być i koniec. Wystarczy przyjąć mainstream decyzji. Wystarczy ściśle współpracować z Niemcami, bo to doprowadzi nas do decyzyjnego centrum UE”. W rezultacie, jak podsumował: „Mamy więc politykę, która nas zmarginalizowała, z drugiej strony doprowadziła do wasalizacji pod berłem niemieckim”.

Jako ostatni głos zabrał Antoni Macierewicz. W swojej ekspresyjnej wypowiedzi mówił m.in. o elitach intelektualnych. „Uczestniczę w obradach sejmu od 1991 roku. Widziałem różne składy sejmu, ale tak wybitnej ekipy intelektualnej, jaką się udało zgromadzić prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu w tej kadencji w sejmie, nie widziałem. Tam jest kilkadziesiąt osób, które stanowią rzeczywiście godną elitę każdego europejskiego uniwersytetu i w każdej debacie nasi kontrpartnerzy po prostu nie istnieją. Oczywiście przy pomocy TVN-ów można przedstawić bon moty pana Palikota jako rzeczywiste racje polityczne, ale kiedy te bon moty stykają się z którąkolwiek naszą panią profesor, czy panem profesorem, którzy z nim polemizują w wymiarze praktycznym, co do rzeczywistego stanu polityki zagranicznej, czy sytuacji w UE, czy sytuacji społecznej w Polsce, to wtedy argumentów pana Palikota czy kogokolwiek innego po prostu nie ma. Oni nie mają żadnych merytorycznych argumentów”. Tego w wymiarze społecznym nie widać – mówił Macierewicz. – bo te obrady nie są transmitowane.

Jakość elity w dziejach ostatnich 200-300 lat Polski była jedną z najważniejszych kwestii - dodał. „Tak długo jak długo polska elita polityczna, intelektualna, naukowa jest wierna niepodległości Polski, tak długo Polska nie upadnie”.

„Sejmy Rzeczpospolitej przegłosowywały rozbiory Polski”, a Reytan był sam. Tymczasem Hugo Kołłątaj po klęsce pod Zieleńcami przekonywał króla Stanisława Augusta, żeby natychmiast przystąpił do targowicy.„Im szybciej się poddasz, tym więcej zachowasz” – mówił mu, bo przecież Poniatowscy mieli długi. Ówczesna elita intelektualnie była wybitna, ale „moralnie rozbrojona”.Była „na tym samym poziomie, na którym jest pan Palikot wzywający dzisiaj razem z panem Sikorskim, żebyśmy natychmiast pozbyli się niepodległości” – mówił Macierewicz.- „Będziemy swobodni w wierze, swobodni w obyczaju i swobodni w podatkach czyli mniej więcej tyle, ile Wielki Książę Mikołaj w 1914 roku po rozpoczęciu I wojny światowej oferował Polakom w zamian za milion żołnierzy, którzy mieli walczyć za cara rosyjskiego”.

„Źródłem dzisiejszego stanu Rzeczpospolitej jest zbrodnia smoleńska i kłamstwo smoleńskie”. – podkreślił Antoni Macierewicz.–„Wszystkie te problemy, które tutaj zostały przedstawione stały się punktem odniesienia w niepodległościowej polityce pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, które wydobyły Polskę z 70 lat zupełnej bezradności w myśli i działaniu politycznym”.




Odnosząc się do słów Wiktora Rossa, dodał: „Rosja nie jest potęgą gospodarczą, polityczną i nawet nie jest potęgą militarną. Rosja jest potęgą kłamstwa, fałszu i tworzenia wrażenia”.

Nawiązując do polityki prezydenta Lecha Kaczyńskiego powiedział, że powstała wtedy koncepcja zbudowania Europy środkowej jako źródła siły zdolnej zrównoważyć, stworzyć kontynentalny układ zrównoważonych sił, który pozwalałby Polsce budować własną przestrzeń suwerenności.

Od momentu praktycznego sformułowania tej myśli w 2005-2006 roku „potrzebowała zaledwie dwóch lat, żeby przekształcić się w realną rzeczywistość. (..) W ciągu trzech lat Polska z kraju marginalnego, nie liczącego się, nie mającego żadnej perspektywy, stała się osią porozumienia sięgającego od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne i do Odry po Kaukaz. To był wielki zamysł Lecha Kaczyńskiego”. Nawet po resecie amerykańskim i po zmianie rządu te państwa, w tym Rumunia, Węgry orientowały się na Polskę. Trzeba też sobie uświadomić, że rynek Europy środkowej jest większy od rynku rosyjskiego.

Niezmiernie istotny jest stosunek prezydenta Lecha Kaczyńskiego do sprawy Katynia - podkreślił Macierewicz.- „jeżeli Polska uzyska jasne potępienie ludobójstwa komunistycznego to jest to jedyna droga do uwolnienia tego straszliwego bagażu komunistycznego wśród Rosjan, wśród ludów azjatyckich zamieszkujących Federację Rosyjską, wśród Ukraińców”.„Nasze kłopoty z agenturą są jedną setną tej sytuacji, która po dzień dzisiejszy jest w Rosji. (..) W Rosji jest tak, że ten „związek zbrojny o charakterze przestępczym” rządzi po dzień dzisiejszy”.

Minister Macierewicz przypomniał słowa Putina wypowiedziane na Westerplatte w 2009 roku: „Chcemy budować z Niemcami wielką Europę”. "Znamy z historii ten język – mówił Macierewicz „Wielkie Niemcy, Wielka Europa. To jest język lat 30-tych. Tym językiem pan Władimir Putin zaproponował zmianę architektury politycznej Europy ze struktury opartej na UE rozumianej jako porozumienie wolnych państw i wolnych narodów, na dyktat porozumienia rosyjsko- niemieckiego. I powiedział: "Polska się może do tego włączyć" – dokładnie tak samo, jak powiedział Goering w końcu lat 30-tych”.

To czego punktem wyjścia miała być 70. rocznica ludobójstwa katyńskiego było dokładną alternatywą - stwierdził Antoni Macierewicz. - Prezydent Lech Kaczyński realizował ten projekt Europy środkowej „i dlatego zginął”. Zostawił nam testament, przesłanie. I realizował je dzięki temu, że przez 1000 lat naród polski rozwijał się w kulturze i w cywilizacji chrześcijańskiej. Po wygranych przedwczesnych wyborach będziemy budować na tym właśnie gruncie - zakończył Antoni Macierewicz.

W ostatniej części dyskusji wypowiedzieli się jeszcze Janusz Śniadek i Alina Czerniakowska. Uczestnicy panelu odpowiadali na pytania z sali. Piotr Naimski zaapelował o organizację panelu specjalnego, na który zaproszeni zostaliby przedstawiciele Węgier.

Odczytano także oświadczenie jednego z założycieli STdRz Jerzego Zalewskiego w sprawie filmu fabularnego "Historia Roja". W związku z cenzorskimi działaniami Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i żądaniem oddania pieniędzy współproducentom (TVP i SKOK) zostanie powołana fundacja w obronie filmu, która zorganizuje pokazy roboczych kopii filmu.


Relacja: Margotte i Bernard.

tekst pochodzi ze strony:

[link widoczny dla zalogowanych]
Tamże wiele fotografii ze spotkania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Wto 9:28, 24 Sty 2012    Temat postu:

Autor: Jerzy Łysiak (2012-01-24)

Konferencja prasowa w Opolu 23.01.2012



Na konferencji przekazano następujące oświadczenie:



Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej, Stowarzyszenia „Przeciw Bezprawiu Sądów i Prokuratur”, działacze Klubu Gazety Polskiej, środowisko więźniów politycznych stanu wojennego oburzone wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 12.01.2012 . w sprawie sprawców wprowadzenia w 1981 roku stanu wojennego protestują przeciwko uwięzieniu znanego niepodległościowego działacza i więźnia politycznego Adama Słomki za publiczne wystąpienie przeciwko hańbiącemu wymiar sprawiedliwości wyrokowi, który de facto uwolnił od realnej odpowiedzialności kierowniczych sprawców i zbrodniarzy odpowiedzialnych za represje policyjno-wojskowe i zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu. Jedyną osobą, która odbywa karę w związku z procesem zbrodniarzy jest Adam Słomka, aresztowany na 14 dni za zakłócenie ogłoszenia wyroku.


Wyrok ten ogłoszony po 31 latach od wprowadzenia stanu wojennego jest świadectwem obłudy i zakłamania tzw. wymiaru sprawiedliwości III RP, w której od okrągłego stołu upowszechniono atmosferę tolerancji dla komunistycznych kolaborantów i zbrodniarzy, którzy stali się partnerami porozumienia umożliwiającego im zachowanie uprzywilejowanych pozycji w państwie. III RP pozwoliła im nie tylko zachowanie czołowych pozycji, udział w polityce i życiu społeczno- gospodarczym, ale również moralne uwolnienie od odpowiedzialności za popełnione zbrodnie i bezkarność. Groteskowe orzeczenie po ciągnącym się przez całe lata procesie odpowiada bardziej pospolitemu przestępstwu o niewielkiej szkodliwości społecznej, niż zbrodni przeciwko narodowi, która naraziła wiele tysięcy Polaków na wieloletnie represje, straty materialne, emigrację, w tym wiele osób na utratę zdrowia i życia, która kwalifikuje się na zbrodnie główną – zdradę ojczyzny wobec sowieckiego okupanta.


Wyrok uznający z jednej strony sprawców stanu wojennego za zbrojna grupę o charakterze przestępczym, paradoksalnie uwolnił ją od rzeczywistych konsekwencji popełnionej zbrodni, zaś nakazał aresztować ofiarę grupy przestępczej. Tak haniebny i obrażający poczucie sprawiedliwości wyrok mógł zaistnieć wyłącznie w atmosferze tolerancji dla kłamstwa i zbrodni, w której uczestniczyły władze III RP, media i w ostatecznym rezultacie pozbawiony niezależności wymiar prawa. Atmosferę przychylności dla zbrodni i zbrodniarzy, bez której nie byłoby możliwości zawarcia porozumienia z komunistami, budowały od 1989 roku media, w tym głównie „Gazeta Wyborcza” z jej redaktorem naczelnym Adamem Michnikiem, określające sprawców zbrodni na narodzie mianem ludzi honoru, zaś obecny prezydent III RP Bronisław Komorowski obdarowując gen. Wojciecha Jaruzelskiego zaszczytami, mianując go na członka organu odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa - Rady Obrony Narodowej.


Państwo, którego instytucje uwalniają zbrodniarzy i zdrajców od faktycznej odpowiedzialności za popełnione czyny i aresztuje człowieka protestującego przeciw jawnej niesprawiedliwości i będącego jednocześnie ofiarą tych zbrodni, człowiekiem szczególnie pokrzywdzonym z tytułu zabicia jego matki przez funkcjonariusza SB, jest ciałem obcym dla społeczeństwa i narodu. Wystawia sobie ono świadectwo potwierdzające założycielski mit i korzenie u których legły porozumienie z komunistycznymi zbrodniarzami, którym państwo to zapewniło bezkarność, lekceważąc jednocześnie poczucie sprawiedliwości społecznej.


Powołany w dniu dzisiejszym, 23.01.2012 roku spośród wymienionych środowisk, w ślad za krajowym, Opolski Komitet Obrony Sprawiedliwości domaga się natychmiastowego uwolnienia niepodległościowego działacza Adama Słomki, którego uwiezienie stoi w jawnej sprzeczności z poczuciem wspomnianej sprawiedliwości. Wzywamy również obywateli do organizowania protestów przeciwko uwięzieniu Adama Słomki i do organizowania oporu wobec bezprawiu instytucji III RP wymierzonemu w dobro obywateli.

Opolski Komitet Obrony Sprawiedliwości
 Grzegorz Bieniarz – Klub „Gazety Polskiej” i „Solidarność 2010”,
 Tadeusz Brydak – „Obywatele przeciw Bezprawiu”,
 Jacek Bezeg – Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej,
 Jan Klisz – „Obywatele przeciw Bezprawiu”,
 Antoni Klusik – Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej,
 Jan Kołodrub – „Obywatele przeciw Bezprawiu”,
 Henryk Leśniak – „Obywatele przeciw Bezprawiu”,
 Jerzy Łysiak – Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej,
 Kazimierz Majewski – „Obywatele przeciw Bezprawiu”,
 Michał Sosna – ONR Opole,
 Ryszard Szram – Klub „Gazety Polskiej” Opole,
 Wiesław Ukleja – Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej
 Małgorzata Wielkos – Dyrektor Biura Posła Patryka Jakiego „Solidarna Polska”.

Opolski Komitet Obrony Solidarności zamierza przeprowadzić pikietę w obronie Adama Słomki przed siedzibą Sadu Okręgowego w Opolu przy Pl. Daszyńskiego we środę, 25 stycznia. Początek o godzinie 11.00.
23.01.2012
Jerzy Łysiak
Prezes OSPN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Pią 20:59, 27 Sty 2012    Temat postu:

Proszę tą informację dostarczyć do maksymalnej liczby odbiorców sam po przeczytaniu tego tekstu omalże nie dostałem zawału. Czegoś takiego nie sposób wymyślić w normalnie funkcjonującej cywilizacji , to sięga do niemalże każdej sfery naszego życia . Zniewala i podporządkowuje całkowicie w sposób absolutny. Zastanawiam się kto to mógł wymyślić i dlaczego . Oczywiści że tu chodzi jak zawsze o pieniądz i władzę. Zdaje się że jeśli w porę społeczeństwo i to w skali teraz już globalnej nie ocknie się z letargu to dojdzie do czegoś co trudno nawet sobie wyobrazić ...
To jakiś koszmar ...

/tekst poniżej/

Ostrzeżenie?

Iwona Jarecka, 26 stycznia, 2012 - 21:58

kopiuj ten komentarz i dodaj gdzie się da by każdy mógł się dowiedzieć jaka jest prawda/ UWAGA! Porozumienie ACTA nie tylko wprowadza cenzurę internetu jaka dotychczas była tylko w Chinach i daje rządowi i korporacjom możliwość zatrzymania i uciszenia bez dowodów każdego kto jest dla nich niewygodny. To porozumienie zakazuje wszystkich zamienników markowych produktów. Np. nie będzie zamienników drogich części samochodowych, tonerów do drukarek, ubrań i wielu innych... pomyślcie o ile pieniędzy więcej będzie trzeba przez to wydać, a to dopiero początek. Nie będzie też zamienników drogich leków (płać kupę kasy korporacjom albo umieraj). A najgorsza jest ochrona patentów na organizmy genetycznie modyfikowane (obecnie większość kukurydzy, soi, a także świń jest genetycznie modyfikowana). Wkrótce korporacje doprowadzą do wyginięcia naturalnych upraw (pyłki roślin genetycznie modyfikowanych przenoszą się na uprawy naturalne i mieszają z nimi swoje geny, w ten sposób rolnik, który nawet nie chciał siać GMO ma już takie rośliny na swoim polu i musi płacić korporacjom za licencje). W ten sposób w ciągu kilku lat korporacje przejmą kontrolę nad wszystkimi uprawami, a potem będą mogły dowolnie podnosić ceny nasion (przez ACTA rolnik traci prawo zatrzymania części nasion na następny wysiew). Domyślacie się już co się wtedy stanie...?
źródło : [link widoczny dla zalogowanych]


Andrzej K. "Andruch"
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
baki49




Dołączył: 09 Lut 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Czw 13:47, 09 Lut 2012    Temat postu:

nareszcie dotarłem do końca tego wątku - dużo czytania

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Czw 17:43, 09 Lut 2012    Temat postu:

baki49 napisał:
nareszcie dotarłem do końca tego wątku - dużo czytania

Widzisz to taka już uroda tego forum.
Obecnie jest to raczej forum informacyjne, chociaż nikt nie zabrania tutaj dyskusji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Onufry_
Superreaktywista



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 1/2

PostWysłany: Nie 16:18, 19 Lut 2012    Temat postu:

~Talleyrand: Lista zasług Donka jest długa i każdy powinien mieć szanse ją zobaczyć:

2012:


podpisanie ACTA
podarowanie 6 mld EURO na ratowanie Grecji i ich 3x większych od naszych emerytur


2011:

podwyżka podatku VAT
podwyżka podatku CIT
podwyżka AKCYZY
podwyżka podatku od ciężarówek
podwyżka opłaty klimatycznej
podwyżka składki rentowej
podwyżka wieku emerytalnego
podwyżka podatku gruntowego
podwyżka opłaty targowej
podatek od miedzi
akcyza na węgiel
likwidacja dopłat za leki na recepte
likwidacja ulg (jak na internet, rodzinne, na edukacje i kursy, przedsiębiorcze)


2010:


-podniesienie podatku VAT,
-podniesienie podatku CIT,
-podniesienie akcyzy
-wprowadzenie e-myta
-podatek pielegnacyjny, 1 % dochodow brutto,
-podniesienie oplaty rejestracyjnej dla samochodow,
-anulowanie budow polowy autostrad
-totalny chaos z pociagami
-likwidacja ulg na obowiazkowe biokomponenty do paliwa,
-umozenie miliardowych dlugow Rosji za gaz (bez powodu, w ramach przyjazni polsko radzieckiej)
-likwidacja ulg na internet,
-zamrozenie skladek do OFE,
-ogołocenie Funduszu Rezerwy Demograficznej
-zatrudnienie ponad 100 tysiecy nowych, zbednych urzednikow
-"kreatywna ksiegowosc", czyli liczenie szarej strefy (to jeszcze niepewne)
-ustawa o zabieraniu dzieci pod BYLE pozorem na wzor Szwecji
-portet prezydenta w kazdej ambasadzie (ostatnio bylo tak za Gierka)
-spotkanie ambasadorow Polski z calego swiata z Sikorskim i Ławrowem (byle sluzby specjalne Rosji, obecnie sprawy zagraniczne) w celu wyznaczenia "wskazowek".
-oblozenie VATem (najwyzszym) kursow ksztalcacych i szkolen, w tym na prawo jazdy.
-ustawa, mowiaca, ze jesli jest ryzyko, ze dlug przekroczy 55 % wartosci PKB, VAT AUTOMATYCZNIE bedzie podwyzszany, czyli od 2012 VAT 25 %, najwyzszy w Europie
-Pozyczka z EBI 2 miliardow Euro. Najwyzsza pozyczka, jakiej Europejski Bank Inwestycyjny udzielil od 2004.
-brak JAKICHKOLWIEK uzgodnien w sprawie gazociagu z Rosji do Niemiec. W efekcie, Polscy rybacy jako jedyni nie dostaja odszkodowan (Szwedzi i Estonczycy dostaja rownowartosc 150 tys zlotych kazdy).
-zablokowanie mozliwosci wplywania do portow w CALEJ POLSCE statkow o zanurzeniu wiekszym niz 7-8m. Statki te kierowane sa do Niemiec.
-Umowa na gaz z Rosja, o ktorej Unia Europejska wyrazila sie, ze jest skrajnie niekorzystna dla Polski, a w kraju "uzgadniaczom" grozi za nia obecnie Trybunal Stanu.

Za TEN SAM gaz z Rosji Niemcy placa 20 % mniej, Anglicy 50 % mniej !!!
zwiń


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Strona Główna -> PLATFORMA DIALOGU Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin